Najlepiej by było, gdyby każdy wziął się za to, na czym zna się najlepiej – kibice za kibicowanie, „pikniki” za piknikowanie, piłkarze za kopanie, a sędziowie... no właśnie za sędziowanie.
Praca sędziego piłkarskiego z pewnością nie należy do najprzyjemniejszych zawodów, tym bardziej, jeśli mowa nie o najwyższym, tylko szóstym czy nawet siódmym szczeblu rozgrywek. Zarobki są marne (od kilkudziesięciu do stu złotych na rękę za mecz w ligach regionalnych), a i radość z wykonywanej pracy słabnie, gdy człowiek zda sobie sprawę z tego, że zarówno kibice, jak i zawodnicy traktują go jak przedstawiciela gorszego sortu.
W niższych ligach gra taki jeden zawodnik z naszego powiatu – celowo nie wymienię jego nazwiska, zdradzę jedynie, iż występuje on na pozycji obrońcy – który jest w zasadzie symbolem braku jakiegokolwiek szacunku do sędziów. Praktycznie przez pełne 90 minut kwestionuje każdą decyzję arbitra, a co najgorsze, robi to w sposób urągający wszelkim zasadom dobrego wychowania. Ciągłe krzyki, bluzgi, świadome wywieranie presji. W sumie rzecz spotykana na wielu boiskach w kraju, jednakże akurat w tym przypadku mamy do czynienia z osobą, która zachowuje się, jakby była w transie. Idealny przykład – sędzia odgwizduje przewinienie, obrońca oczywiście znów podbiega do sędziego, na co partner z drużyny odpycha go i stopuje, mówiąc: „co się rzucasz, przecież dla nas pokazał!”. Chwila „odpoczynku” i zamiast skupić się na piłce, dalej sędziuje mecz za arbitra. I co robić w takiej sytuacji? Bezradnie rozłożyć ręce? Okazuje się, że jest jedno wyjście, aczkolwiek dosyć ryzykowne.
Ekstraklasa, początek drugiej połowy spotkania Górnik Zabrze – GKS Bełchatów (2007 rok). Sędzia mija się z jednym z zawodników ekipy gości i... nagle wyjmuje z kieszeni czerwoną kartkę.
– Użył słów powszechnie uważanych za obraźliwe: „ty skur*** je***” – tłumaczył na wizji arbiter tamtego spotkania. – Jeżeli ktoś nie potrafi zachować jakiegoś poziomu kultury, to absolutnie nie można tego puszczać płazem – dodał.
Niestety, postawa ta – choć z pewnością słuszna – jest niezwykle rzadko reprezentowana, ponieważ istnieje niebezpieczeństwo, że... nie miałby już kto biegać po boisku. Niektórzy wolą inne metody, choć raczej mniej skuteczne.
Przypomina mi się spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa. Zachowujący zazwyczaj stoicki spokój trener Maciej Skorża rozwścieczony biegnie w stronę sędziego technicznego, krzycząc „czerwona kartka!”, na co ten odpowiada mu krótko: „odejdź ode mnie, na ławkę wracaj”. Również niezbyt ładne zachowanie, aczkolwiek trudno się dziwić postawie pana z tablicą świetlną, gdyż ci ludzie momentami naprawdę mają dosyć. A dostaje im się nie tylko od szkoleniowców i zawodników.
Piłka nożna jest fascynującym sportem również z tego względu, że wystarczy jedna sytuacja, by zataczający się, ledwo widzący na oczy kibic z odległości kilkudziesięciu metrów dostrzegł rękę w polu karnym. Ciekawi również fakt, że młoda kobieta, która na 90 procent nie ma pojęcia, na czym polega spalony, z miejsca staje się ekspertem i na cały regulator krzyczy „złamał linię!”. Nie dość, że mamy do czynienia z 22 dodatkowymi arbitrami na murawie, to trzeba jeszcze doliczyć tych na trybunach. A najlepiej by było, gdyby każdy wziął się za to, na czym zna się najlepiej – kibice za kibicowanie, „pikniki” za piknikowanie, piłkarze za kopanie, a sędziowie... no właśnie za sędziowanie. Choć czasem słabo im to wychodzi, aczkolwiek szacunek należy się każdemu.
Osobiście liczę na to, że z czasem w niższych ligach sytuacja ta się nieco poprawi i te niepożądane zachowania zostaną zastąpione zwykłym dialogiem – jak to ma miejsce w szanowanych ligach. Najważniejsze, by zawodnicy, trenerzy i kibice zdali sobie po prostu sprawę z tego, że „kultura piłkarska” nie odnosi się tylko i wyłącznie np. do podejścia do rywala, ale również i kultury jako takiej.
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze