W czerwcu 1930 roku Piaseczno stanęło przed widmem katastrofy finansowej. Okazało się, że kasa miasta jest pusta.
Czcigodni ojcowie miasta byli strapieni postępowaniem mieszkańców. Poborcy podatkowi pan Wujtulewicz i pan Rogowski mimo iż, jak twierdzili, wkładali dużo pracy w pozyskiwanie pieniędzy, mieszkańcy odmawiali płacenia podatków, twierdząc, że pieniędzy nie mają. Egzekutorzy zdawali niewesołe raporty po każdym obchodzie miasta. I nagle pewnego dnia w magistracie pojawiła się jedna z najbogatszych mieszkanek Piaseczna, miała do załatwienie jakieś sprawy, natknęła się na jednego z urzędników, który śmiało zwrócił jej uwagę, iż mimo że uchodzi za bogatą osobę, nie płaci podatków. Zaskoczona mieszkanka pokazała kwity wystawione przez poborców, z których wynikało, że ma w terminie opłacone wszystkie zobowiązania finansowe wobec miasta. Kwity były sfałszowane. Co więcej! Po zarządzeniu kontroli w mieście i ujawnieniu publicznie podejrzeń wobec egzekutorów okazało się, że duża grupa mieszkańców posiada takie same kwity. Egzekutorzy, do których widocznie miano bezgraniczne zaufanie i nikt z samorządu miejskiego nie śmiał kontrolować ich działalności, zabierali zebrane podatki do własnej kieszeni. I może ta sprawa nie zdziwiłaby nikogo, gdyby nie to, że okazało się w śledztwie, że kwota nadużyć sięga 30 000 złotych, co jak na Piaseczno było sumą kolosalną. I tak dość niespodziewanie sprawa pustki w kasie miejskiej wyjaśniła się. Złodziejski duet został aresztowany. Chciwość i brak kontroli zupełnie ich zaślepił, bo trudno uwierzyć w to, że wierzyli w bezkarność tego złodziejskiego procederu. Nie zdążyli w porę uciec, na całe szczęście dla piaseczyńskiego budżetu.
Inną historię, tym razem dotyczącą drobnego oszusta, opowiada autor artykułu z dziennika „Dzień Dobry”. Na trasie kolejki grójeckiej działał oszust, który licząc na naiwność letników, odgrywał następującą scenę: wysiadając z pociągu, przewracał się na peron, z nosa leciała mu krew. Natychmiast otaczała go grupa ludzi chętnych do pomocy. Oszust podawał się za studenta architektury Józefa Gronowskiego, mieszkającego w domu akademickim nr 333 w Warszawie i oświadczał, że jest głodny i chory. Datki od letników sypały się obficie. Oszust zgarniał pieniądze, wsiadał do następnego pociągu i powtarzał scenę na innej stacji. „Dzień Dobry” pisze: „W sobotę był na stacji w Piasecznie, w niedzielę w Żabieńcu”. Gdy go zdemaskowano, uciekł. Przesiadł się na linię otwocką.
Najsławniejszą sprawą o dużym wydźwięku moralnym w okresie międzywojennym była sprawa działacza endeckiego Franciszka Strzelca. Pan Strzelec był znanym prezesem prężnie działającej w mieście spółdzielni „Odrodzenie” i ogólnie szanowaną (do czasu) osobą. Rozpoczął swoją pracę w Piasecznie od skromnej posady nauczyciela i w dość szybkim czasie dorobił się dwóch kamienic i wielu przywilejów. To, co się przez kilka pokoleń nie udaje w wielu rodzinach, pan Strzelec osiągnął w kilka lat. I byłby szczęśliwy, gdyby nie słabość do kobiet. Ta słabość doprowadziła pana prezesa do... No właśnie – dokąd? No cóż, mieć pieniądze i nie mieć kobiet? Niemożliwe – wykombinował pan prezes! A jednak. Oto co pisze dziennik „Dzień Dobry” z 6 grudnia 1934 roku: „Najpierw strzelał oczami do wszystkich trzech urodziwych pracownic, potem zupełnie niedwuznacznie dał im do zrozumienia, czego żąda i czego prawem prezesa się domaga, a gdy i wtedy wszystkie trzy pracownice pozostały obojętne na zaloty spółdzielczego lowelasa, ten przysiągł im zemstę i słowa dotrzymał. W najbardziej perfidny i złośliwy sposób wykombinował tę zemstę. Oto po prostu oskarżył wszystkie trzy „oporne pracownice”: pp Grzymalankę, Rosłańcównę i Kopczyńską o kradzież towaru na szkodę Spółdzielni”. Pierwsza ze spraw miała miejsce w Sądzie Grodzkim w Piasecznie i została zakończona uniewinnieniem oskarżonej i wyjaśnieniem sprawy. Pan prezes musiał chyłkiem uciekać z sali sądowej, bo panna jasno wyłożyła sędziemu w czym rzecz i opowiedziała o zalotach prezesa. Pozostałe panie też zostały uniewinnione. Czy prezes Strzelec został pozbawiony swojego stanowiska? Z komentarza w gazecie wynika, że nie. Autor artykułu ubolewa, że prawo stoi po stronie tego typu pracodawców, co warsztaty pracy gotowi są zamienić na haremy. Czytamy: „Napiętnować ich? To mało. Takich Strzelców jak ów Franciszek – trzeba usuwać poza nawias społeczeństwa – jak szkodliwe i paskudne pasożyty”. Ostre słowa, czy odniosły właściwy skutek? Na Strzelcu prasa nie pozostawiła suchej nitki, nazwano go „Alijewem z Piaseczna”. Gwoli wyjaśnienie – Abdullah Abdułła Alijew, Turek, piekarz z ulicy Marszałkowskiej 105 w Warszawie, posiadał w 1932 roku piekarnię i cukiernię, sprzedawał rogaliki i tureckie przysmaki, a w zaciszu domowym posiadał ponoć spory harem. Jak się skończyła sprawa naszego piaseczyńskiego prezesa? Historia o tym głucho milczy.
Piaseczno i okolice z lat 30. XX wieku nie są miejscem bezpiecznym. Oto w sierpniu 1935 roku pan Michał Kloc 28-letni gospodarz ze wsi Nowa Iwiczna wracał do domu rowerem i został zaczepiony przez czterech nieznanych osobników. Ściągnęli gospodarza z roweru i chcieli wrzucić pod jadącą kolejkę. Pan Kloc wyrwał się napastnikom i uciekł, chęć zemsty jednak zwyciężyła. Gospodarz wrócił ze szwagrem i rozpoczęła się bójka. Poszły w ruch noże. Finał bitwy był taki, że umierającego gospodarza odwiozła karetka pogotowia do szpitala Przemienienia Pańskiego w Warszawie, a napastnicy zbiegli. Policja coraz bardziej świadoma sytuacji w okolicy przeprowadzała kilka akcji mających na celu przywrócenie bezpieczeństwa. Jedną z takich akcji była ta z 1937, tu zdumiewa liczba aresztowanych osób. W grudniu 1937 roku w okolicach Piaseczna nastąpiła obława na bandytów i złodziei ukrywających się w okolicach miasta, aresztowano ponad 40 osób. Między innymi w tej obławie został ujęty sławny bandzior ukrywający się w Piasecznie Tadeusz Gutaszewski, brat Antka Chama znanego w całej Warszawie mordercy. Antek Cham zamordował w mieszkaniu przy ulicy Foksal 17 służącą finansisty Henryka Lewenfisza. Razem z Gutaszewskim aresztowano również poszukiwanego od dawna piaseczyńskiego bandytę Władysława Wienoszkiewicza. Akcję przeprowadzała policja z Golędzinowa i powiatowi śledczy, bandytów osadzono w areszcie warszawskim.
Napisz komentarz
Komentarze