Trener Grzywna zbudował w Piasecznie naprawdę dobrą drużynę, która miała swój własny styl.
Ostatni tydzień nie był zbyt szczęśliwy dla szkoleniowców w całej Europie. W angielskiej Premier League cierpliwość stracili działacze londyńskiego Crystal Palace, którzy po mniej niż trzech miesiącach postanowili rozstaćsię z Holendrem Frankiem de Boerem. W polskiej Ekstraklasie całkowitego szoku doznali fani warszawskiej Legii, patrząc, jak z zespołu odchodzi ich ulubieniec, Jacek Magiera. Tydzień„ściętych głów” nie ominął również naszej lokalnej piłki, ponieważ po ponad dwóch latach spędzonych na stadionie przy ulicy 1 Maja w Piasecznie na ławce trenerskiej MKS-u nie zasiądzie już trener Tomasz Grzywna. Piłka nożna to sport, w którym nie jest ważne, czy mierzysz sięz Manchesterem United czy Błonianką Błonie – zawsze rozliczającię z ostatnich wyników. „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”– głosi słynne przysłowie. Cechą wspólną futbolu na całym świecie jest również to, iż w wielu przypadkach za te gorsze rezultaty najmniej odpowiedzialny jest trener. „Jacek, to nie twoja wina. To słaba jest drużyna”–śpiewali (oczywiście w oryginalnej wersji bardziej... wyraziście) w niedzielę na Łazienkowskiej kibice Legii Warszawa. Można powiedzieć, że ta przyśpiewka pasuje także i do piaseczyńskiego klubu, ponieważ zarówno Jacek Magiera w Legii, jak i Tomasz Grzywna w MKS ułożyli coś naprawdę konkretnego. Na poziomie niższych lig w Polsce wystarczy mieć w miarę szybkiego napastnika, który dodatkowo potrafi coś zrobić z piłką w polu karnym, i mamy zespół, który może być w czubie tabeli. Rzadko kiedy możemy dostrzec jakąśkonsekwencję taktyczną. W przypadku Piaseczna było inaczej. Ta, podkreślmy, młoda drużyna w zeszłym sezonie, a także w lidze okręgowej, naprawdę miała swój własny styl. Zamiast grać na chaos, piłkarze woleli grać w piłkę. Nawet podczas październikowych derbów w Konstancinie, gdzie zamiast murawy był basen, podopieczni trenera Grzywny prezentowali się naprawdęświetnie. Osoby ze środowiska piłkarskiego, zapytane o byłego już szkoleniowca MKS-u, odpowiadają, że to człowiek, który miał wizję i odwalał tu kawał dobrej roboty.
Co w takim razie poszło nie tak? Na bardzo słaby początek w IV lidze składa się wiele czynników. Zacznijmy od tego, że MKS rozgrywałmecze bez kibiców, ponieważ stadion był w remoncie. Wiadomo, że na meczach w Piasecznie nie ma co tydzień„żylety”, ale to nie zmienia faktu, że zupełnie inaczej gra się przy obecności kibiców. Pechowy był mecz z Pilicą, później na wyjeździe mocna Mszczonowianka i to nieszczęsne starcie z Energią Kozienice. To na pewno źle podziałało na psychikę zawodników, byćmoże zabrakło wiary. Można też doszukiwaćsię problemu w transferach. Owszem, przyszło, na papierze, kilku niezłych graczy, ale pamiętajmy, że czwórka z KS-u w zeszłym sezonie spadła do ligi okręgowej. Kluczowąpostacią miałbyć Karol Skóra, który z powodu kontuzji większość czasu zamiast na boisku, spędził na trybunach. Nie ma wątpliwości, że to dobry zawodnik, aczkolwiek na obecną chwilęciężko oczekiwać, że będzie ciągnąłgręcałej drużyny, do tego potrzeba czasu. Nie obyło się bez osłabień i gdyby w tych kilku pierwszych kolejkach po boisku biegał Bylak i Korczakowski, a Michalak i Matulka nie musieli leczyć kontuzji, to zespół zajmowałby zapewne czołowe lokaty w lidze. Jednakże to oczywiście tylko domniemania, rzeczywistość okazała się mniej szczęśliwa i nic jużsię z tym nie zrobi. Obecnie stery drużyny przejął Igor Gołaszewski, jedna z legend warszawskiej Polonii. Z twarzy nieco podobny do Daniela Craiga, oby okazałsię agentem do zadań specjalnych. Jak na razie zmiana przyniosła efekt, MKS zwyciężył u siebie z rezerwami Znicza Pruszków i zdobył pierwsze punkty po serii porażek. Pierwsze i na pewno nie ostatnie.
Napisz komentarz
Komentarze