Reklama

Zwierzęta leczy śpiewająco

Zwierzęta leczy śpiewająco

Mieszkająca od urodzenia w Konstancinie Aleksandra Urbańska-Deres na co dzień pracuje jako weterynarz, prowadzi własną firmę, opiekuje się dwójką małych dzieci, a każdą pozostałą chwilę poświęca znanemu w całej Polsce zespołowi Sound’n’Grace, w którym śpiewa od samego początku jego istnienia.

 

Na początek może pytanie, które zapewne weterynarze słyszą bardzo często: dlaczego wybrałaś weterynarię, a nie medycynę?

Lepszym pytaniem byłoby: „dlaczego weterynarię, a nie księgowość”, ponieważ przez całe życie się na nią wybierałam, a w pewnym momencie, będąc na profilu ekonomicznym w trzeciej klasie liceum, zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że SGH to nie jest moja droga. Jest nią weterynaria. Medycyna nigdy mnie nie interesowała i tak jest do tej pory.

Czego nie mówią studenci weterynarii?

„Dużo imprezowałem na studiach”, „na pewno zdam za pierwszym razem”, „jestem niespełnionym lekarzem” – tego nie mówią.

Jeszcze: „chodzę na wszystkie wykłady”.

Zdecydowanie. Chociaż miałam kilka takich osób na roku.

Ty musiałaś łączyć wykłady ze śpiewaniem w zespole.

Pracę z zespołem rozpoczęliśmy, kiedy byłam na pierwszym roku. W tamtych czasach próby odbywały się raz w tygodniu, a pierwszy koncert zagraliśmy po kilku miesiącach. Nie było tego dużo i udawało się wszystko spokojnie pogodzić.

Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z muzyką gospel?

Jeszcze w liceum mieliśmy grupę, która za namową mojego wychowawcy pojechała na warsztaty gospel w Krakowie. I tak sobie dwa razy do roku jeździliśmy na warsztaty,  potem za sprawą Ani Żaczek, z którą chodziłam do liceum, zostałam zaproszona do Sound’n’Grace. Teraz trochę odeszliśmy od tego gatunku, ciężko jest mówić o gospel, skoro do końca też tego nie wykonujemy, bo to nie jest tylko sama muzyka – jest to również modlitwa, coś absolutnie innego od tego, co słyszymy w radiu, ponieważ wypływa to z wewnątrz i ma dużo silniejszy przekaz. My, wywodząc się z gospel, przeszliśmy do nurtu pop i robimy troszkę inne rzeczy, ale staramy się gdzieś tam taki pozytywny przekaz zawrzeć.

Opowiesz nam nieco więcej o początkach zespołu?

Ania Żaczek i Kamil Mokrzycki spotkali się na warsztatach gospel i dzięki wspólnej znajomej, która ich skojarzyła, założyli zespół. Ściągnęli swoich znajomych – Ania swoich, Kamil swoich. Graliśmy koncerty w kościołach i potem za sprawą jakiegoś szczęśliwego zbiegu okoliczności trafiliśmy na pierwszego menedżera, który namówił nas do udziału w „X-Factor”. Tam się ten format nie sprawdził, poszliśmy do „Mam Talent” i od tego programu zaczęła się przygoda z większym show-biznesem.

Sound’n’Grace to grupa pasjonatów, którzy na co dzień wykonują różne zawody takie jak lekarz, psycholog czy właśnie weterynarz.

Obecnie jest już odrobinę inaczej. W związku z tym, że od czasu wydania płyty sytuacja się trochę zmieniła, dużo osób zrezygnowało z tego, co wykonywało na co dzień, na rzecz działalności w Sound’n’Grace, ponieważ przybrało to formę regularnej pracy. Część dalej wykonuje swoje zawody – kolega pracuje jako budowlaniec, koleżanka uczy śpiewu dzieci w przedszkolu, mamy w grupie lekarza medycyny rodzinnej, foniatrę...

Czy zdarzyło Ci się kiedyś, że podczas wizyty pacjenta w radiu leciał utwór Sound’n’Grace?

Nie, ponieważ nie mamy w lecznicy radia, ale zdarzyło się tak, że przyszedł klient i w trakcie wizyty powiedział mi, że widział mnie w telewizji i że ogólnie bardzo lubi naszą muzykę. Było to dla mnie dużym szokiem, bo zazwyczaj rozdzielam te dwa światy.

Najlepszy chór w Polsce funkcjonuje od 2005 roku, ale dopiero kilka lat temu zrobiło się o Was naprawdę głośno.

Kosztowało nas to wcześniej dużo pracy i tak, jak mówiłam, właściwie to występ w „Mam Talent” był dla nas przełomowy, wtedy zaczęliśmy pracować nad własną marką, a momentem zwrotnym było nawiązanie współpracy z nową wytwórnią Gorgo Music, która nas teraz wypromowała i wydała naszą płytę.

W 2012 roku wystąpiliście razem z zespołem Afromental.

Afromental był w ogóle takim pierwszym zetknięciem z dużą sceną, potem Mrozu i dalej nasza płyta.

Bywały momenty, w których mówiłaś sobie: „Nie dam rady, nie mam ani jednej wolnej chwili”. Poza pracą jako weterynarz i śpiewaniem w chórze, opiekujesz się dwójką małych dzieci.

Bywały. Byłam o wiele mniej zaangażowana w wydanie „Atomu” niż teraz w drugą płytę, ze względu na to, że miałam roczne dziecko i drugie w drodze, więc to mnie ominęło, taka nasza pierwsza większa trasa koncertowa również. Do tej pory miewam chwile, kiedy myślę sobie, że nie dam rady.

Recepta na brak czasu to...

Kalendarz, wsparcie męża, nieocenieni dziadkowie, którzy zawsze pomagają i siła kompromisów. Jeden dzień jestem tu, jeden dzień tam, staram się radzić sobie z tym wszystkim najlepiej jak umiem.

Jeśli okazałoby się jednak, że nie da się pogodzić pracy w klinice ze śpiewaniem w chórze, to czy zostawiłabyś swoich czworonożnych podopiecznych?

Sound’n’Grace ma taką formułę, że jest nas tam 20 osób, gramy dwunastką, więc zawsze ktoś ma wolne i jest to możliwe. Chyba nie chciałabym tego rzucać, jest dla mnie ważne, że jednego dnia mogę robić to, a drugiego co innego i odnajdywać świeżość w tym, co robię – czy na scenie, czy w lecznicy.

Ostatnio pracy było jeszcze więcej, ponieważ w listopadzie ukazał się wasz drugi album „Życzenia”, który bije rekordy popularności.

Płyta troszeczkę inna niż „Atom”, bo wyprodukowana przez większą liczbę producentów. „Atom” był zrealizowany wyłącznie przez Tabba, tutaj do współpracy zaprosiliśmy i Piotra Walickiego, i Patryka Tylzę, więc trochę inny klimat, ponieważ każda piosenka była robiona przez kogoś innego. Nieco inne brzmienie, ale ten sam pozytywny przekaz. W ubiegłym tygodniu „Życzenia” uzyskały status Złotej Płyty, także to dla nas duży zaszczyt. A 14 lutego premiera „Horyzontów” z Mateuszem Ziółko, który pojawił się na płycie – to będzie nasz kolejny singiel.

Jak się prezentuje grafik na najbliższe miesiące?

Najbliższe miesiące to przede wszystkim trasa z Royal Concert. Są to koncerty muzyki filmowej, w których będziemy brali udział wraz z orkiestrą symfoniczną na żywo z udziałem m.in. Justyny Steczkowskiej, Kayah, Gabriela Fleszara, Kuby Badacha i Arka Kłusowskiego. Teraz intensywnie się do tego szykujemy, pierwszy koncert odbędzie się 14 lutego w Koszalinie. Wkrótce ruszamy z naszymi koncertami w całym kraju, czerwiec zapowiada się niezwykle pracowicie.

A rozważyłabyś propozycję kariery solowej?

Nie. Ja sobie zawsze ceniłam to, że jesteśmy grupą i że mogę obejrzeć to wszystko, o czym marzyłam jako dziecko, nie ponosząc przy tym konsekwencji bycia celebrytą, tej rozpoznawalności, obowiązków, które za tym idą, wymagań oraz presji. Jednak to się rozkłada na 20 osób, przede wszystkim na Anię i Kamila, którzy są liderami tej grupy, a ja jestem gdzieś z tyłu, mogę z tego czerpać to, co dla mnie pozytywne, a potem zdjąć ładne ciuchy i być po prostu mamą w domu, iść na spacer z dziećmi. I nikt wtedy nie wie, kim jestem. Ale w Sound’n’Grace każdy odgrywa równie ważną rolę, nie jest tak, że możemy się kimś zastąpić.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Piaseczyński. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama