Lato, wakacje, a więc czas podróżowania. Pendolino z nieprawdopodobnie uprzejmą załogą przewiozło mnie do Gdańska.
Nie byłem w tym mieście kilka lat, więc zmiany, jakie tu nastąpiły, od razu rzuciły mi się w oczy. Nowe kamienice nad Motławą wyrastają jak grzyby po deszczu. W marinie najnowocześniejsze jachty oraz łodzie o napędzie elektrycznym wożące turystów. Nowe drogi, hotele, linie tramwajowe, pociąg na lotnisko im. Lecha Wałęsy. Z powodu Jarmarku Dominikańskiego (doroczna impreza o tej porze roku w Gdańsku) wszędzie tłumy turystów, zapełniona każda uliczka Starówki, każda restauracja, każdy ogródek kawiarniany. Miasto żyje do wczesnych godzin porannych, a następnego dnia, po interwencji służb sprzątających ulice, wszystko zaczyna się od nowa.
Spotkałem małżeństwo z Holandii, pytałem, jak podoba im się Gdańsk. Są zachwyceni, pierwszy raz w Polsce, a tę wycieczkę polecili im znajomi. Odwiedzili już Kraków i Wrocław. A o każdym z tych miast wyrażają się w samych superlatywach. Spotkałem również parę młodych ludzi z Niemiec. Właśnie przyjechali z Warszawy. Twierdzą, że atmosfera naszej stolicy przypomina tę w Berlinie, też zachwyceni miastem, ludźmi i... metrem. Twierdzą, że nigdzie na świecie nie widzieli piękniejszych stacji metra. Oni wszyscy są również zachwyceni samymi Polakami, postrzegają ich jako uprzejmych, radosnych ludzi... Możecie w to uwierzyć? Polacy uprzejmi i radośni?
Rozmawiałem również ze znajomymi, którzy mieszkają na stałe w Trójmieście. I tu już jest różnie. Polacy „od zawsze” byli postrzegani jako najbardziej narzekający naród na świecie, ale to się zmienia. Młodzi ludzie, którzy pootwierali swoje interesy, skarżą się np. na wysokie czynsze, ale... wszystko to mówią z uśmiechem i są pełni optymizmu. Inny znajomy, z zawodu dźwiękowiec, twierdzi, że jest nieco mniej pracy przy obsłudze np. targów, ale również specjalnie nie narzeka. Uczy się grać w golfa... Słuchałem tych ludzi i już sobie myślałem, że trafiłem na samych szczęśliwców, ale to przecież niemożliwe. Kto inny narzeka na „tandetną imprezę”, jaką jest Jarmark Dominikański, na tłumy, przez które nie jest łatwo chodzić ulicami, na upał i prezydenta miasta. Zauważyłem w odpowiedzi, że gdyby nie te tłumy to miasto nie miałoby dodatkowych pieniędzy na te nowiuteńkie tramwaje (śmiem twierdzić, że najnowocześniejsze w Polsce), na nowe inwestycje... Usłyszałem na to, że zarabiają tylko sprzedawcy, a miasto i tak nic z tego nie ma. No i w tym momencie dyskusja się skończyła, bo moje próby wytłumaczenia tych (zdawałoby się) prostych spraw trafiają na mur nie do przebicia. Nie twierdzę, że Polska jest krajem mlekiem i miodem płynącym. Nie twierdzę, że nie ma biedy, patologii, rzeczy złych, ale proszę mi pokazać jeden (słownie: JEDEN) kraj na świecie, gdzie żyją wyłącznie ludzie szczęśliwi?! Nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy nie dostrzegają tych pozytywnych zmian, jakie nastąpiły w ostatnich latach w naszym kraju. Nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy nie widzą bezpośredniego przełożenia organizowanych przez miasto imprez na bogacenie się tegoż miasta. Nie potrafię zrozumieć tych, którzy nienawidzą turystów, bo im się ciężej chodzi po ulicach i nie potrafią zrozumieć, że te dwa czy trzy miesiące tłumów w mieście przekłada się bezpośrednio na to, że przez wszystkie inne miesiące w roku chodzi się dużo lżej, choćby dlatego, że naprawione są chodniki z pieniędzy, które zostawiają turyści. Co by powiedział burmistrz Piaseczna, gdyby nagle do miasta zaczęły spływać falami tysiące turystów? Odpowiedź jest chyba prosta – dziękowałby wszechmocnemu za taki dar, ale... w Piasecznie nie musimy się obawiać tłumów. Dlaczego? Odpowiedź jest równie prosta jak w przypadku pytania pierwszego. Nie musimy się obawiać, bo Piaseczno nie ma nic, albo zbyt mało, by komuś przyszło do głowy tu przyjeżdżać na wakacje z dalekiej Holandii czy Niemiec...
I tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Mamy w naszym kraju setki, a może tysiące miast i miasteczek, wsi i osad, które turystów nie przyciągają. Tak będzie zawsze, po prostu są miejsca atrakcyjne turystycznie i takie, gdzie jest z tym gorzej. Ale ludzie, którzy tam mieszkają, mogą zmienić ocenę kraju w jakim żyją i nie być łatwym kąskiem populistów żerujących na niewiedzy Polaków. Jeśli nie mogą z jakichś powodów ruszyć się ze swoich domów, to jest telewizja, która codziennie pokazuje, jak piękny jest nasz kraj i nie jest to propaganda tylko fakt. Oczywiście można się upierać dalej, że telewizja kłamie, że „Polska jest w ruinie”, że to wszystko fałsz. Ale można również uwierzyć albo... po prostu zobaczyć to na własne oczy, dotknąć, posmakować.
Siedząc w ogródku kawiarnianym, uśmiechałem się do małej, może pięcioletniej, holenderskiej dziewczynki nie tylko dlatego, że była fajna i miła. Uśmiechałem się do niej również dlatego, by zapamiętała, że na wakacjach w Polsce widziała uśmiechniętych ludzi, a nie pełnych pogardy, smętnych i nienawistnych osobników, których NIKT na świecie oglądać nie chce. Uśmiechnijmy się wreszcie.
Napisz komentarz
Komentarze