Latem 2014 r. piaseczyńskie media pełne były informacji o mostach budowanych nad Perełką. Jeden z tych mostków został zbudowany przy ul. Karola Kniaziewicza. Ulica ta ma ciekawe ukształtowanie powierzchni, idąc od ul. Jana Pawła droga opada ku rzeczce, a potem wznosi się na niewielki pagórek. Przedwojenni włodarze miasta nadali tej ulicy patrona Karola Kniaziewicza i myślę, że był to czas patriotycznych rozmyślań na temat wolności i rozważań o tułaczce tych, którzy całe swoje życie poświęcili walce o wolność Ojczyzny. Był to też dowód na to, że nasi piaseczyńscy rządzący wiedzieli o Kniaziewiczu więcej niż my, pokolenia przełomu tysiąclecia.
Pierwsze wzmianki o tej ulicy pojawiają w historii miasta w czasie planowania izb szkolnych w 1919 roku, czyli tuż po odzyskaniu niepodległości. W latach 1927-1928, przy okazji wielkiego porządkowania miasta, położono na ulicy Kniaziewicza dziki bruk. Bruk ten istniał jeszcze w XXI wieku. Był położony od ulicy Sienkiewicza do granic posesji, na której stał dom burmistrza Herba, czyli kilkadziesiąt kroków i kończył się wielkim „jeziorem”, a raczej kałużą, w której można było puszczać papierowe stateczki udające wielkie żaglowce.
Rozwój zachodniej części Piaseczna jest zdecydowanie związany z powstaniem Grójeckiej Kolei Wąskotorowej. Pierwszych lat XX wieku bliskość dworca i układ torów kolejowych determinował sposób zabudowy tej części miasta. Od ulicy Granicznej (od 1924 roku Henryka Sienkiewicza) zaczęły powstawać ulice – Mickiewicza, Słowackiego (obecnie Szpitalna), Bema, Kniaziewicza, Kopernika (graniczyła z dworcem kolejki wąskotorowej). Ulica Karola Kniaziewicza zasiedlana była w większości przez rodziny kolejarzy: Kalscy, Szpernolowie, Dudzińscy, Śliwińscy, Błaszczakowie budowali tu domu lub zajmowali mieszkania komunalne. Mężczyzn zatrudniał jeden z największych zakładów pracy w mieście, czyli Grójecka Kolej Wąskotorowa. Żony kolejarzy zajmowały się domem i dziećmi. Pensja męża wystarczała na godne utrzymanie rodziny i kształcenie dzieci w szkołach warszawskich. Kolejarz był arystokratą wśród przedwojennych służb mundurowych. Przygotowany do swojego zawodu perfekcyjnie, posiadający odpowiednie do tej pracy zdolności i cechy charakteru. Każdy z nich dążył do posiadania swojego domu i ogródka, w którym hodował róże przeróżnych gatunków.
Miał swój dom przy ulicy Kniaziewicza doktor Stefan Żegliński. W domu obok posesji burmistrza Herba wychował się znakomity chirurg Marian Wagner. Pani Wagner, mama Mariana była przez wiele lat nauczycielką w szkole nr 1 przy ulicy Świętojańskiej.
Jeszcze na początku XXI wieku można było zobaczyć na tej ulicy starą zabudowę miasta – drewniane domy o różnej kubaturze charakterystyczne dla przedwojennego Piaseczna. Powoli domy te zaczęły znikać i dziś jest to ulica w pełni nowoczesna, a z jej historycznego wyglądu pozostało niewiele. Jednym z najciekawszych domów, o których warto opowiedzieć, był dom przedwojennego burmistrza Piaseczna Józefa Herba. Był czas, w którym dom ten pełnił rolę szkoły podstawowej i przedszkola. Dom o ciekawej architekturze, przypominającej stylem architektonicznym otwocki świdermajer.
Kim był Karol Kniaziewicz, zapomniany dziś zupełnie bohater czasów Konstytucji 3 maja, Konfederacji Targowickiej, Insurekcji Kościuszkowskiej i czasów walk napoleońskich? Postać tego żołnierza-generała całkowicie mnie zafascynowała. Kto zechciałby przypomnieć sobie strofy „Pana Tadeusza”, spotka tam w kilkunastu wersach naszego bohatera. Przybywa on razem z generałem Dąbrowskim do Soplicowa w roku 1812.
Obok na prawej stronie jenerał Dąbrowski,
Na lewej siadł Kniaziewicz, Pac i Małachowski.
A cóż to za gość, którego Wojski sadza za stołem na równi z Podkomorzym i generałem Dąbrowskim? W księdze XII znajdziemy opis postaci Kniaziewicza i jego wyczynu. Co się wydarzyło? Otóż w czasie uczy Rębajło wnosi swój ciężki rapier zwany Scyzorykiem. Tylko Kniaziewicz umiał władać ciężką bronią klucznika. To wywołało zachwyt u Rębajły i biesiadników:
Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy,
Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy;
Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął
I nad głowami gości błyskawicą mignął,
Wysoki, urodziwy i silny mężczyzna, świetnie wyszkolony żołnierz, przemyślny strateg, zachwycił wszystkich gości w Soplicowie. W Tygodniku Ilustrowanym z sierpnia 1862 r. czytamy, co następuje:
„W 1794 roku Kościuszko, zleciwszy Izydorowi Krasińskiemu utworzenie nowego pułku, dał mu na pułkownika Kniaziewicza. Następnie ten pełnił obowiązki szefa sztabu przy generale Zajączku. Tu zwrócił na siebie uwagę, gdy przez trafne rozporządzenia uchronił armię od ciężkiej klęski. W odwrocie, kiedy za radą Zajączka przyjął bitwę pod Gołkowem, tak dzielny opór stawił, że nieprzyjaciel po dwakroć uderzający, straciwszy do 600 ludzi, odparty cofnąć się musiał. Nazajutrz przeciwnicy w 14 000 rozpoczęli nowy atak. Kniaziewicz, udając, że przyjmuje bitwę szykuje poza swoją linię podłużny czworobok, zamyka w nim bagaże, w największym porządku robi odwrót i łączy się z przybywającym na pomoc Kościuszką”.
Być może to właśnie dzięki trafnej strategii Kniaziewicza uratowano pod Gołkowem setki żołnierzy polskich. Wojska nieprzyjacielskie, idące na Warszawę, zostały zatrzymane. Karol Kniaziewicz nie był człowiekiem pokornym. Początkowo ulubieniec Napoleona Bonaparte. Wódz powierzał mu misje jak ta z 1799 roku, gdy po zdobyciu Neapolu to właśnie Kniaziewicz wkracza do Paryża na czele delegacji, aby osobiście oznajmić zwycięstwo i złożyć zdobyte chorągwie u stóp dyrektoriatu. Tegoż dnia otrzymuje od Kościuszki nominację na generała. Ale gdy Legia Naddunajska otrzymuje rozkaz udania się na San Domingo i tłumienia tam powstania, Kniaziewicz opuszcza Napoleona i jawnie oświadcza, że jest rozczarowany postępowaniem Francuza. Kniaziewicz przewidział, że ta misja będzie dla Legionów zgubna i niechlubna. CDN
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze