Reklama

Stulecie szewców

Nosząc się z zamiarem napisania historii rodziny szewców Banasikowskich, przez kilka lat zbierałam materiały do tego tematu, przeprowadzałam wywiady z osobami zorientowanymi mniej lub bardziej w losach rodziny. Co jakiś czas docierały do mnie zdjęcia, często od fotografów proszących o anonimowość, ciągle stojącej nad Jeziorką tajemniczej willi.

Jak to w życiu bywa, wydawało mi się, że taka sytuacja będzie trwała wiecznie, że czas i umiłowanie historii zwycięży i stanie się cud – willa pozostanie na swoim miejscu i będzie dowodem na osiedlanie się w Piasecznie bogatych rodzin mających pieniądze pochodzące z fabryk stawianych w czasach rodzącego się w XIX w. kapitalizmu.

Dom nad Jeziorką przestał istnieć w kwietniu 2019 roku. Nagle dostałam zdjęcie, na którym zamiast okazałej willi stojącej w obszernym ogrodzie na końcu ul. Świętojańskiej, leży niewielka kupka gruzu. Zniknęły ściany, na których wisiały niegdyś cenne płótna polskich i zagranicznych malarzy. Nie ma już śladów po pięknie kutych barierkach balkonów i tarasów, daszkach nad drzwiami zdobionych metalowymi koronkami i figurce z fontanny. Fontanny też już nie ma. Za kilka lat nikt już nie wspomni Józefa Banasikowskiego (1857-1944), jego córki Marii Banasikowskiej Lewandowskiej (1888-1978) i wnuczki Zofii Goller (zmarłej w wieku 94 lat w 2012 r.). Nikt nie wspomni przedwojennych piaseczyńskich rautów i eleganckich balów.

Buty od Banasikowskiego stawiane były obok butów produkowanych przez rodzinę Hiszpańskich i innych najlepszych. Szewców produkujących znakomite obuwie było kilku, ale ci byli reprezentantami „warszawskiego szyku”, a był czas, w którym tylko buty od warszawskiego szewca były cenione na kilku kontynentach, tak przynajmniej donosiła prasa krajowa. O tym, kto był ceniony w branży, świadczy fason i wygoda buta, ale też sprawy sądowe, w których na ekspertów byli wzywani najlepsi znawcy tematu. I oto przykład – w awanturze o markę pasty do butów o dość komicznej nazwie „Chromolin”, której finał miał miejsce w sądzie handlowym, na ekspertów powołano właśnie Stanisława Hiszpańskiego i Józefa Banasikowskiego. Chodziło o to, jak donosi Gazeta Nowa z 1907 roku, że Jan Tuszyński wypuścił na rynek pastę do butów w opakowaniu i nazwie identyczną jak pasta do butów z fabryki Hegnerów. Hegner wystąpił do sądu handlowego przeciwko Janowi Tuszyńskiemu i Józefowi Szafrańcowi o nieprawne używanie jego marki handlowej. Powołani przez sąd do sprawy eksperci: Paweł Nowicki, Józef Banasikowski i Stanisław Hiszpański jednogłośnie orzekli, że nazwa „Chromolin" jest nadana przez Hegnera. Dodać należy, że z chwilą przygotowywania pasty przez Szafrańca pasta „Chromolin" Hegnera miała szerokie zastosowanie. Sprawa zakończyła się całkowitym zwycięstwem małżonków Hegner; sąd zasądził na ich rzecz 104 rubli i 30 kopiejek. Jak widać, walka o szanowanie marki i znaczenie ekspertów znających się na danym produkcie ma dłuższą tradycję niż sądzimy.

 

Tygodnik Illustrowany reklama pasty Chromolin z 1907 r. Fot: zbiory ms



Jak były zorganizowane fabryki obuwia Hiszpańskich i Banasikowskich? Powiem szczerze, że z opisu znalezionego w dzienniku „Robotnik” organu P.P.S., z grudnia 1898 roku wynika, że wyzyskiwacze z łódzkich przędzalniani opisani w „Ziemi obiecanej” przez noblistę Władysława Reymonta, są na równi okrutni w wyzyskiwaniu robotnika, co nasi szewcy. Oto przykład: „Fabryka obuwia Banasikowskiego w Mokotowie. Fabryka, pomimo że zatrudnia około 50 ludzi i posiada specjalne maszyny, nie jest podciągnięta pod rubrykę fabryk i Banasikowski jako majster każe swej czeladzi pracować od świtu do nocy i dostarczać węgiel i drzewo na opał. Haniebny ten zwyczaj istnieje tu od dawna i nikt nie ośmielił się zaprotestować przeciwko niemu. Nadto każdy czeladnik musi utrzymywać własnym kosztem chłopaka podręcznego i mieć go na posługi Banasikowskiego. Przy fabryce »ku wygodzie robotników« istnieje skład z wszelkimi przyborami jako to: sztyfty, szpilki, klejster itp., i każdy czeladnik pod grozą wydalenia musi tu nabywać wszystkie materiały i pozwalać się w ten sposób okradać, bo oto za funt klejstru trzeba płacić do 20 kop., gdy na mieście dostanie dużo taniej, bo za 13 kop...". Autor pisze: „Towarzysze, nie dajcie się strzyc jak owce, niewielu was wprawdzie, lecz lepiej porozumieć się możecie pomiędzy sobą i skuteczniej wywalczyć sobie znośniejszy byt”. Przy okazji dostało się od autora artykułu też fabryce firanek Szlenkiera, fabryce krawatów Taubelesa na Tłomackiem i fabryce taśm gumowych Jeger i Ziegler w Kamionku. Taka jest rzeczywistość, w której przyszło pomnażać majątek Banasikowskim. W latach przełomu XIX i XX rodzi się świadomość robotnicza, wybuchają strajki kierowane między innymi przez P.P.S. W książce „Materyały do histori P.P.S. i ruchu rewolucyjnego w zaborze rosyjskim od roku 1893-1904” Aleksandra Malinowskiego i współautorstwa Józefa Piłsudskiego odnalazłam notatkę, z której wynika, że ważnym dla ruchu robotniczego było rozpoczęcie strajku szewców i cholewkarzy. Otóż po raz pierwszy zastrajkowali czeladnicy szewscy 9 września 1899 roku u Banasikowskiego na Mokotowie. Około 40 robotników po 2-dniowym strajku uzyskało 20% podwyżki. Banasikowski zgodził się na podwyżkę, jednak z zastrzeżeniem, że jeśli w ciągu 3 miesięcy nie nastąpi zmiana i w innych magazynach, to cofnie się do dawnych cen. Strajkujący postarali się, by niebawem zastrajkowano w innych firmach.

Kilka lat później Stanisław Banasikowski, wspólnik Józefa, otwiera razem ze znanym krawcem warszawskim Teodorem Ulenieckim elegancki salon mody w hotelu „Brystol” w Warszawie, zostaje w związku z tą uroczystością przekazany datek w wysokości 25 rbl. na zakład dla chłopców przy ul. Lipowej i  6 rbl. na budowę kościoła Zbawiciela.

Przeglądając informacje z tego okresu z różnych społecznych przedsięwzięć, trudno nie wspomnieć iż Józef Banasikowski figuruje w wielu listach jako darczyńca. Jest w spisie osób dających pieniądze i buty na rzecz piaseczyńskiego przytułku dla porzuconych na ulicach Warszawy dzieci, daje pieniądze na Ogólnopolski Komitet Pomocy Ofiarom Powodzi. Nie skąpi też pieniędzy na inne zbiórki charytatywne. CDN

W następnych odcinkach: o Wojciechu Kossaku, co jeździł ul. Świętojańską w Piasecznie, o Mery, co lubiła pływać statkiem Batory i dlaczego wpadła do piwnicy, o duchach z willi Banasikowskich, lokatorach, co jechali z kresów itd.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama