Dzieciom Powstańców Warszawskich często śni się Powstanie. Myślę, że ten niewyobrażalnie bohaterski zryw młodzieży koduje się w genach i idzie w pokolenia. Od wczesnego dzieciństwa wiedziałam kim był Januszek, Wiesiek rykszarz i ks. Strzałkowskich i o nich chcę opowiedzieć. Kilku bohaterów mojego opowiadania w czasie wojny lub już po niej zamieszkało w Piasecznie i Skolimowie i stało się godnymi obywatelami tego rejonu.
Danusia Mochorow ps. „Danka”
Moje pierwsze wspomnienie o Danusi – piękna taką ciekawą urodą blondynki o brązowych, iskrzących się oczach i śniadej skórze, wesoła, z ogromną dozą łagodności i wyrozumienia dla wszystkich wokoło. Urodziła się w rodzinie dość ciekawej; ojciec Stefan, Rosjanin, carski oficer, poznał jej matkę w okolicach Pabianic, gdzie znalazł się jako uchodźca porewolucyjny. Anna i Stefan wzięli ślub w 1922 r. i na świat przyszło troje dzieci: Danka (1924), Jan Stanisław (1927) i Krysia (1928). Krysia zmarła jeszcze w niemowlęctwie, pochowano ją na Powązkach. Od 1927 roku rodzina mieszkała w kamienicy obok cmentarza powązkowskiego. Stąd przeprowadzili się na ul. Górską 30. Tu ich zastało powstanie warszawskie. Rankiem 1 sierpnia 1944 roku Danka spakowała do niewielkiego plecaka kilka potrzebnych ubrań i oświadczyła rodzicom, że idzie opiekować się ewentualnymi rannymi, nawet nie jest przekonana czy tacy będą, bo powstanie skończy się błyskawicznie zwycięstwem naszych. Rodzice nie podzielali tego entuzjazmu. Zachowali się jednak jak większość rodziców uczestniczących w tych wydarzeniach, pożegnali córkę spokojnie, bez zbędnych uniesień, nie zatrzymywali. Dramat nastąpił kilka dni później, gdy Anna przez okno dostrzegła biegnącą w stronę domu córką i nagle zorientowała się, że snajper niemiecki, leżący gdzieś na dachu, strzela do dziewczyny. Danka upadła pod domem, w ogródku. Była dla rodziców dobrze widoczna z okien ich mieszkania. Nieruchome ciało młodej dziewczyny obserwowali mieszkańcy kamienicy. To były godziny koszmarnej grozy. Okna były poza ostrzałem snajpera, ktoś zawołał do Danki i ona po chwili krzyknęła, żeby nikt, broń Boże, nie wychodził z domu. Wtedy padł następny strzał i następny. Snajper najwidoczniej też ją obserwował. Nie chciał trafić, czy nie potrafił? Gdy zapadła noc, dziewczyna najspokojniej zapukała do drzwi swojego mieszkania. Chwila nieopisanej radości i konsternacja. Nie ma mowy, aby została z rodzicami. Jeszcze tej nocy opuszcza rodzinne mieszkanie i wraca do szpitala na Chełmską. Tam opiekuje się rannymi, których ciągle przybywa. Wówczas rozegrała się scena, która będzie opowiadana w rodzinie do końca życia bohaterów wydarzeń i nawet dłużej. Stefan po wyjściu córki przez kilka godzin siedział nieruchomo przy stole w kuchni, gdy Anna podeszła do niego i przytuliła głowę do jego ramienia, oświadczył: "Ja już swoich dzieci nie zobaczę, to koniec". To były prorocze słowa.
Janek Mochorow ps. „Baca”
Janek do Powstania wychodził dwa razy, raz pod koniec lipca i za drugim razem 1 sierpnia. Miał 17 lat, był żołnierzem 1. Szwadronu Strzelców Motorowych, do którego należało kilku jego kolegów z ulicy Górskiej. Z Januszkiem Szeligą byli jak bliźniacy, zawsze razem. Szkolenia w ich szwadronie dotyczyły nabycia umiejętności posługiwania się bronią, rozpoznawania terenu, praca z mapami, były też treningi z obserwacji i umiejętności notowania ruchu wojsk.
Początki „Odwetu” i 1. Szwadronu Strzelców Motorowych sięgają 1940 roku. Dowódcą „Odwetu”, początkowo kompanii, a od 1943 r. batalionu, był oficer zawodowy, ówczesny podporucznik saperów Juliusz Sobolewski, ps. „Roman”. W czasie Kampanii Wrześniowej walczył do 5 października 1939 r. w oddziałach Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga. Dowódcą 1. Szwadronu Strzelców Motorowych był jego organizator ppor. Henryk Boguszewski pseudonim „Henryk”, „Kocur”. Aresztowany w lipcu 1944 roku i wkrótce rozstrzelany na terenie warszawskiego getta. Nowym dowódcą został jego zastępca ppor. Stanisław Śliwiński pseudonim „Safo”. Miejscem koncentracji „Odwetu” i 1. Szwadronu była Kolonia Staszica. Było to osiedle na Ochocie, składające się w większości z domów jednorodzinnych. W kilku domach siedziało pod koniec lipca po kilku chłopaków, gotowych do walki. Mieli uderzyć na koszary SS Stauferkasserne przy ul. Rakowieckiej. Pełna konspiracja, każdy ruch pod ścisłą kontrolą, a tu nagle ktoś puka do drzwi wejściowych willi. Konsternacja. Dowódca otwiera drzwi, a tu za drzwiami stoi Anna i pyta, czy tu jest jej syn Janek. Bo ona jest matką i martwi się, że chłopcy są głodni, to ona przyniosła całą miskę pierogów. Jest tak stanowcza, a zapach gorących pierogów z owocami tak kuszący, że nikt tej „dekonspiracji” nie komentuje. Skąd wiedziała, gdzie są? Nikt i nigdy się nie dowiedział. Mówiła: "Matka ma prawo martwić się o syna".
Po jakimś czasie przychodzi rozkaz rozejścia się. Ponownie wracają 1 sierpnia, ale zadanie bojowe jest nieaktualne, bo broń nie dotarła do placówki. Od 4 sierpnia rozpoczęła się pacyfikacja Kolonii Staszica przez brygadę RONA (oddział SS składający się z sowieckich kolaborantów, dowodzony przez Bronisława Kamińskiego). Koszmar Kolonii Staszica jest opisany w wielu opracowaniach, a bestialstwa Kamińskiego i SS znane. Podpalali domy i starali się, aby będący w nich mieszkańcy cywilni i żołnierze AK byli paleni żywcem. Do uciekających z pożaru strzelali lub tłukli ich na śmierć. W tym czasie Śródmieście Południowe zajęli powstańcy i łącznicy zaczęli ewakuować kogo się dało z Kolonii Staszica. Była to niezwykle trudna ewakuacja, bo trzeba było przejść przez Pola Mokotowskie, będące pod stałym ostrzałem. W ten sposób udało się przeprowadzić ok. 200 żołnierzy „Odwetu” i ok. 20 z 1. Szwadronu. Zostali zakwaterowani w gmachu architektury Politechniki Warszawskiej przy ul. Lwowskiej 12 i włączeni w skład 3. Batalionu Pancernego „Golski” jako trzecia i czwarta kompania z zachowaniem nazwy „Odwet”. Część z nich uczestniczyła w obronie Politechniki, później obsadzali stanowiska wzdłuż parzystej strony ul. Noakowskiego, która była wtedy linią frontu. Januszek i Janek ciągle żyli i byli razem.
Januszek ps. „Gazda” rocznik 1927
Janusz Szeliga. Rodzina Szeligów brała udział w konspiracji prawdopodobnie od początku wojny, w ich rodzinie były bardzo silne tradycje patriotyczne. W czasie powstania warszawskiego kpr. Wiesław Szeliga „Łukasiewicz”, brat Januszka, odcięty od oddziału znalazł się w Lasach Chojnowskich w oddziale „Lancy”. Matka Eugenia, sanitariuszka, razem z mężem Karolem ps. „Śruba” była w Komendzie Głównej AK – pułk "Baszta". Rodzice Januszka i Wieśka zginęli w tych samych okolicznościach w domu przy ul. Malczewskiego 3/5.
CDN
Napisz komentarz
Komentarze