Zima 1885/86 roku na Mazowszu była bardzo śnieżna. Śnieg padał przez cały styczeń, luty i marzec, tworzyły się zaspy nie do przebicia. Gruby na kilka łokci lód na stawach i rzekach utrzymywał się aż do marca. Gdy słońce zaczęło bardziej przygrzewać, wszyscy z niepokojem patrzyli na Jeziórkę, zwaną też Jeziorną, niewielką rzeczkę płynącą przez Prażmów. Dziedzic Bronisław Ryx wrócił już z przymusowej emigracji i z dużym frasunkiem myślał o przyszłości majątku. Małżeństwo Bronisława i Izabelli przetrwało na szczęście te kilkanaście lat dramatycznej rozłąki. Izabella zajęta tworzeniem jednego z najnowocześniejszych gospodarstw w Królestwie Polskim, dużym wysiłkiem udowadniała słuszność swoich pomysłów i konieczność studiowania wiedzy o hodowli zwierząt i roślin. Teraz z niepokojem patrzyła na rzekę. Przyroda ma swoje prawa i często wbrew wysiłkom człowieka potrafi zniszczyć wszystko, co posiane i wyhodowane. Niewątpliwie tego roku zbliżała się katastrofa.
26 marca zaczęły się roztopy. Już pierwszego dnia rzeczka wylała na pobliskie łąki, dwa dni później były zalane pola. Bronisław Ryx pisze w artykule do „Gazety Świątecznej”, że woda była tak wysoka, że nawet najstarsi ludzie nie pamiętali takiego jej stanu. Pomimo przygotowań do katastrofy, wszystkie groble na Jeziornie zostały przerwane, ryby pouciekały ze stawów, stanęła papiernia, zniszczone były młyny i tartaki. Ryxowie w Prażmowie podjęli dramatyczną decyzję o zerwaniu 4 mostów, aby uwolnić płynącą krę, ale i tak powstały ogromne wyrwy, trudne do zasypania. Największe szkody były obok młyna i karczmy młyńskiej. Gdy woda opadła, ukazał się obraz niewyobrażalnych zniszczeń. Wynajem pracowników do likwidacji szkód był niemożliwy ze względów finansowych, ale też z braku ludzi do tego rodzaju prac. I wtedy okazało się, jak bardzo wierni Ryxom są okoliczni włościanie. Oto co pisze Bronisław Ryx: „W tej nagłej potrzebie przyszli mi w pomoc bezinteresownie, to jest bez żądania żadnej za swą pracę zapłaty, moi sąsiedzi włościanie. Już pierwszego dnia, kiedy zmartwiony nad ową okropną jamę przyszedłem, odezwał się jeden z nich do mnie: »Niech się wielmożny dziedzic tem tak bardzo nie frasuje; my tam przecie temu damy radę«. Zrazu nie wiedziałem, jak sobie te słowa mam tłumaczyć; ale zrozumiałem je dobrze, kiedy w dniu, w którym rozpocząłem tę trudną i bardzo uciążliwą pracę około tamowania rozszalałej i kipiącej wody, naraz zjawiło się kilkudziesięciu ludzi i furmanki włościańskie. Przyszli oni nawet nie wzywani przeze mnie, jedynie zachęceni kilkoma słowami sędziwego naszego proboszcza, czcigodnego księdza Franciszka Lipki. Pracowali w pocie czoła od świtu do zmroku, z narażeniem nawet zdrowia swego i koni, a wszystko za darmo, bo zaledwie że chcieli przyjąć kieliszek wódki, tak potrzebny dla pracujących na zimnie, w wodzie, wilgoci i przy tak przenikliwym wichrze. Ten pieszo z łopatą, ów ze swym wózkiem i konikiem – pracowali tak dobrowolnie prawie wszyscy po pięć i sześć dni każdy. I dziś, gdy to piszę, groble moje przyprowadzone są do porządku, a młyn jak dawniej przyjemnie kołacze. Przed ogółem otwarcie tu wyznaję, że bez tej pomocy włościan nigdy bym sam własnymi siłami tego nie dokazał”. Ryx pisze dalej: „Czyn z ich strony przypisuję niczemu innemu, jak tylko prawie stuletnim stosunkom, jakie mego dziada, mego ojca i mnie z włościanami prażmowskimi łączyły i łączą. Stosunki te, oprócz małego zatargu, który się zdarzył niedawno o nieszczęśliwy serwitut pastwiskowy, nigdy złe nie były. Przeciwnie, włościanie zawsze znajdowali pomoc i opiekę we dworze, czy to w razie pożaru, czy choroby lub śmierci. Przyjaźń nasza, spodziewam się po zacnym postępku włościan, tym bardziej się zacieśni; byleby tylko nie bruździli nam pokątni doradcy i zazdrośni podżegacze do kłótni”.
Opis obyczajów panujących w dobrach prażmowskich przytaczam dlatego, że ciekawi mnie, jak patrzyli sąsiedzi na poczynania Izabelli, bo przecież dziedziczka latami prowadziła sama gospodarstwo, później zaangażował się przy matce Jerzy Ryx i jego żona Irena. Bronisław po powrocie z emigracji zajął się publikacjami w gazetach rolniczych, a że pióro miał dobre i pięknie pisał po polsku, to i czytać go jest dużą przyjemnością. Pisze na przykład o paskudnym obyczaju łapania dzikich ptaków do klatek, krytykuje zamykanie tych nieszczęsnych więźniów w niewoli. Pomyślałam: praca u podstaw, zgodnie z ideałami epoki.
Tymczasem Izabella jeździ ze swoim zespołem hodowców na wystawy, prezentuje na nich drób o szlachetnych nazwach i arystokratyczne prosiaki. Dziennikarze piszą, że kury i koguty pani Ryx prezentują się w całym blasku, że to symfonia barw i różnorodność gatunków. Wyobrażam sobie, jak trudną była praca przy zapakowaniu tego dobytku, jak przemyślane były klatki dla zwierząt, aby te dojechały szczęśliwie, bez stresu i obrażeń. Czuję tę atmosferę nocy tuż przed świtem, gdy Prażmów jeszcze się nie budzi, a u Ryxów wre praca i oczami wyobraźni widzę, jak dziedziczka z szelestem sukni uwija się przy zapakowanych wozach. W 1885 r. „Biesiada Literacka” donosi, że pani Ryxowa w dziedzinie hodowli drobiu dzierży palmę pierwszeństwa, a Kornelka, dozorczyni drobiu u dziedziczki, otrzymuje 10 rs. nagrody.
Izabella Ryx umiera 9 maja 1904 roku. W gazetach i czasopismach majowych i czerwcowych tego roku zamieszczane są życiorysy Izabelli i opisy jej gospodarstwa, piszą jak wielki jest żal, że odeszła w wieku jeszcze wczesnym i w pełni sił (60 l.), to podkreśla niemal każda gazeta.
20 sierpnia 1905 roku w Gazecie Rolniczej ukazuje się lakoniczna notatka, jakże smutna: „Dobra Prażmów (pow. grójecki), własność sukcesorów ś.p. Izabelli Ryxowej nabyli w tych dniach małżonkowie Emilja i Otton Kubiccy. Jak się dowiadujemy, dawną i renomowaną hodowlę trzody chlewnej i drobiu rasowego, prowadzoną ostatnio przez p. Irenę Ryxową, przeniesiono chwilowo do majątku Łoś pod Tarczynem (gub. warszawska).
Dręczy mnie pytanie: Czy spotkały się panie hrabianki Ludwika Moricone i Cecylia Plater-Zyberk z dziedziczką dóbr Prażmowskich Izabellą? Żyły w tym samym czasie i tuż obok, bardzo to ciekawe. Łącząc z nazwiskiem Ryxów trzy budowle, cenne dla regionu zabytki, można odnieść wrażenie, że coś jest na rzeczy. Plebania, której fundatorką była Ludwika Ryx – zburzona. Poniatówka czyli Dwór Starosty w Piasecznie, niegdyś własność Franciszka Ryxa starosty piaseczyńskiego i jego spadkobierców – w stanie nie najlepszym. Dwór Ryxów w Prażmowie – w ruinie, bez gospodarza. Może warto odprawić msze za Ryxów? Albo za rządzących?
Napisz komentarz
Komentarze