Rok wcześniej w Mszczonowie odbyły się zaręczyny młodej pary. Spisano stosowne dokumenty dotyczące majątku obojga.
Czerwiec 1925 roku. Wracamy na ulicę Pijarską 118 w Górze Kalwarii. Tu w jednopiętrowym domu z napisem na murze „Dom sukcesorów Lewka Altera” i na wielkim podwórzu czynione są przygotowania do uroczystości ślubnych. Do cadyka cudotwórcy Rabina Abrahama Mordechaja Altera przybędzie w sobotę około trzech tysięcy chasydów, tylko po to, aby złożyć młodym gratulacje. To już po ślubie. W dniu ślubu dwór cadyka oblężony jest kilkutysięcznym tłumem, zbliża się północ. Mężczyźni i kobiety, Żydzi i chrześcijanie, wszyscy chcą przyjrzeć się uroczystości zaślubin wnuczki Wielkiego Rabina. Pięciu policjantów pilnuje porządku. Izak Waks, dyrygent kapeli klezmerskiej, dwoi się i troi, aby muzyką umilić szanownym gościom oczekiwanie na ślub.
Spór o to, który cadyk ma wystąpić pierwszy, trwa, hałas jest taki, że nie słychać muzyki. W pokoju mężczyzn, w którym przebywa pan młody wraz z cadykami, postanowiono do czasu rozstrzygnięcia sporu obejrzeć występ wesołka. Wesołek będzie śpiewał. Wesołek nie śpiewa, bo wrzawa nie cichnie, sytuacja wydaje się patowa. Mija kolejna godzina. W pewnym momencie cadyk daje znak, że należy czym prędzej przystąpić do ceremonii zaślubin. Wszyscy wychodzą na dziedziniec.
Tymczasem przy pomocy modlitwy i magicznych olejków pannie młodej wraca przytomność i można kontynuować uroczystość. Kilka słów wyjaśnienia: w dniu ślubu kala (panna młoda) i chatan (pan młody) poszczą oraz, jak nakazuje zwyczaj, odmawiają modlitwę Al Chet (wyznanie grzechów). Przed rozpoczęciem uroczystości panna młoda przebywa wraz z kobietami w pomieszczeniu, w którym odbywa się poczęstunek. Chatan, eskortowany przez mężczyzn, przychodzi i zasłania twarz przyszłej żony welonem. Zwyczaj ten nazywa się w jidysz badeken di kale, czyli zasłonięcie panny młodej. Nawiązuje on do historii biblijnego Jakuba, który dopiero po ślubie zobaczył twarz żony i zorientował się, że poślubił Leę, a nie ukochaną Rachel. Narzeczony z Mszczonowa, osiemnastoletni chłopiec o bystrym spojrzeniu i mocno przestraszonych oczach, wychodzi na dziedziniec w asyście cadyków. Następnie kala prowadzona jest przez matkę i teściową, idzie pod baldachim ślubny, gdzie czeka na nią chatan. Śluby u chasydów odbywają się w dowolnie wybranych miejscach, z reguły na dziedzińcu synagogi, w rodzinie rebe z Ger – na dziedzińcu jego dworu.
Baldachim ślubny (chupa) podtrzymywany przez uczniów Bet ha-midraszu ma 200 lat i jest używany do ślubów tylko najwybitniejszych potomków cadyków z Ger. Korowód podchodzący do chupy trzyma w rękach świece, znak oświetlenia przyszłej drogi życiowej młodych. Narzeczeni składają przysięgę i twarz panny młodej zostaje odsłonięta. Rabin Abraham Mordechaj Alter błogosławi wino, którego łyk wypija młoda para. Następnie pan młody nakłada pannie młodej obrączkę na palec wskazujący lewej ręki i wypowiada podaną formułę ślubną: „Tą obrączką zostajesz mi poświęcona zgodnie z prawem Mojżeszowym i Izraela”. Po odczytaniu małżeńskiego kontraktu, odmówieniu błogosławieństw i wypiciu kolejnego kielicha wina, naczynie zostaje rozbite jako symbol zniszczonej Świątyni Jerozolimskiej. Młoda para udaje się na chwilę do miejsca odosobnienia. Potem będą bawić się osobno.
Wszyscy udają się na ucztę. Mężczyźni ucztują w Bet ha-midraszu, kobiety zajęły prywatne pokoje w domu cadyka. Wszyscy weselnicy w drodze do suto zastawionych stołów mają obowiązek minąć stojącego na podwyższeniu rebe Grojnem, który wykrzykuje: „Chasydzi, kto przyniósł prezent!”. Rebe Grojnem ma od 30 lat taką misję w rodzinie – zbiera prezenty.
Wśród zaproszonych gości cadyka z Ger znajdował się jedyny człowiek w stroju europejskim, nie był chasydem. Był to wspólnik ojca panny młodej, znany manufakturzysta z ul. Gęsiej. Nie zaproszono go do wspólnego stołu, lecz nakryto dla niego stół w prywatnym mieszkaniu Joskowicza. Zasiadanie do stołu z rebe mieli prawo tylko bracia w wierze. Nikogo to nie obrażało ani nie dziwiło. Po uczcie weselnej, po odtańczeniu tańca dookoła młodej pary i po odprowadzeniu cadyków na spoczynek, chasydzi wybiegli na wielki plac jarmarczny, gdzie zgodnie Żydzi, chrześcijanie, ewangelicy i kto tam jeszcze zechciał, śpiewali i tańczyli. I jak pisze dziennikarz Marek Turkow w swoich wspomnieniach: „Goście o 4 rano jęli się rozchodzić, by o świcie wrócić do żmudnej, ciężkiej pracy”.
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze