Pan Henryk postanowił prześledzić historię swojej rodziny. Internet poinformował Henryka, że w Polsce jest ponad 13 tys. osób noszących nazwisko Pudełko. Ojciec Henryka Jan urodził się w Magnuszewie i tam w Urzędzie Miasta dano informację synowi, że akt urodzenia Jana z 1883 roku jest w Archiwum Akt Dawnych w Radomiu. Henryk odszukał ten pisany cyrylicą akt, zaciekawiła go jego treść i tak się zaczęła historia zbierania zdjęć i anegdot rodzinnych.
Śp. Jan Pudełko to zasłużony pracownik Kolejki Grójeckiej. W Pyrach przeżył wykolejenie się parowozu i od tego czasu kulał na nogę i chodził z laską. Tą laską dostał po tyłku pewien „klawisz” z więzienia na Rakowieckiej w Warszawie za to, że przystawiał się do żony Jana, gdy ta szła wieszać wypraną bieliznę na strychu domu na Rynek 5. Urodziwa pani Helena poskarżyła się mężowi, opowiedziała o awansach sąsiada i skończyło się laniem. C'est la vie, jak mówią Francuzi. Jan Pudełko doczekał się w sumie ośmiorga dzieci – czworga z pierwszego małżeństwa i czworga z drugiego.
O tym, jak Wojtek chciał się żenić
Wojtek Pudełko, starszy brat Henryka, zakochał się w pannie Halinie mieszkającej na piętrze w łaźni miejskiej. To budynek przy Skwerze Kisiela, w którym mieści się dziś Wydział Promocji Miasta Piaseczna. Mamie Henryka dziewczyna z łaźni nie odpowiadała na żonę dla syna. Obszar, gdzie stoi łaźnia, był kiedyś źle oceniany przez Piasecznian z powodu bliskości rzeźni miejskiej. Twierdzono, że w okolicach panował w mieszkaniach dziwny zapach i lęgły się stada much. Tu trzeba wyjaśnić, że Piaseczno w latach 50. i 60. XX w. było podzielone na strefy, których mieszkańcy mieli o sobie nawzajem niepochlebne opinie. Były na przykład „dzielnice”: Rynek, Nadarzyńska, Kradziejów, Pekin. Te miejsca cieszyły się złą sławą. Między młodzieżą z tych obszarów miasta dochodziło często do bijatyk na boksy. Chłopcy grali w piłkę np. Rynek z Nadarzyńską, ale wystarczyło, że ktoś na kogoś źle spojrzał lub sprowokował złośliwym okrzykiem i już awantura gotowa. Nadarzyńskimi chłopakami rządził wówczas Waldek Górny, którego brat miał na ul. Nadarzyńskiej kuźnię. Kędzierzawy, krępy chłopiec łobuzował i decydował o tym, czy będzie zgoda z rynkowymi czy nie. W takiej atmosferze trudno było o zgodę i miłość w Piasecznie. I gdy Wojtek chciał się żenić z panną Halinką, pani Helena Pudełko powiedziała stanowcze nie. Wojtek z rozpaczy poszedł się topić w Balatonie chyliczkowskim. Henrykowi wtedy najbardziej było żal butów Wojtka i spodni. Buty były zamszowe, zelówka, jak mówi pan Henryk, cztery razy szyta. Do pielęgnacji tych butów wyznaczony był Henryk. Żółtą kredką kolorował szwy zelówki, buty czyścił skórką od chleba i za pracę dostawał od brata dychę na lody. Spodnie Wojtek nosił obcisłe w kratkę, koszulę pięknie wyprasowaną przez siostrę Krysię. I w tym ubraniu chciał się utopić. Trzeba tu przy okazji nadmienić, że pani Helena Pudełko była ogromną pedantką, wymagającą perfekcyjnego porządku od dzieci. Pracowała w laboratorium w przychodni kolejowej, mieszczącej się przy ul. Sienkiewicza i tu zajmowała się porządkami, była cenionym pracownikiem. Fartuchy z laboratorium prała własnoręcznie w domu, dzieci pomagały jej w przynoszeniu wody z pompy przy rynku, potem pranie wieszała na strychu i po wysuszeniu pięknie wyprasowane zanosiła do pracy. No i miała swoje zdanie na temat żeniaczki syna.
Scenę z topieniem się Wojtka obserwował Henryk i zaczął prosić brata, żeby zmienił zamiar. Wówczas Wojtek zawołał do niego – Idź po Halinę! I Henryk pobiegł, ale dziewczyny nie zastał w domu. Gdy wrócił ponownie nad staw, Wojtek stał na środku stawu, po kolana w bagnie; okazało się, że tego roku stan wody był niski. Najgorsze to było wyciąganie desperata z tego bagna. Miłość Haliny i Wojtka była widocznie szczera, bo w ocenie mieszkańców, rozstanie obojgu nie wyszło na dobre.
O tym, jak Henio jechał traktorem do Mysiadła i dlaczego urodził się Tadeusz
Traktor z przyczepami wyładowanymi węglem powoli wyjeżdżał ze stacji Piaseczno Przeładunkowa, wjeżdżał w ulicę 22 lipca i na rogu z ulicą Puławską skręcał w stronę Warszawy. Zmierzał do Mysiadła. Trudno dziś powiedzieć, jak często traktorzysta powtarzał tę trasę. 12 kwietnia 1958 roku w południe właśnie minął dom Kazubków na ul. 22 lipca, gdy kilku urwisów w wieku 12 i 13 lat, z Henrykiem włącznie, postanowiło urządzić sobie wycieczkę do Mysiadła na tylnych zawieszeniach przyczepy. Stali na wystających elementach, trzymając się burty. Z okien bloku przy ulicy Chyliczkowskiej zobaczył chłopaków 12-letni Tadzio Tyszka, który miał zakaz wychodzenia z domu. Posłuszeństwo nie było widocznie jego cechą – wybiegł z domu w trampkach, co się potem okazało tragiczne w skutkach. Dogonił traktor jeszcze przed ul. Młynarską. Dzień był mroźny i metalowe dyszle łączące dwie przyczepy były śliskie. Ponieważ wszystkie miejsca na końcu ostatniej przyczepy były już zajęte przez kolegów
Tadzia, chłopiec nie namyślając się wiele, skoczył na dyszel łączący przyczepy. Był bardzo wysportowany, ale śliska guma trampek i oblodzony dyszel spowodowały, że chłopiec nie utrzymał się i spadł pod koła przyczepy. Zginął na miejscu. Ta straszna tragedia jest w pamięci mieszkańców starego Piaseczna do dziś. Ma też dalszy ciąg. Otóż pani Tyszka, kobieta o wielkim sercu, która wychowała kilkoro swoich dzieci i dużą gromadkę cudzych, bo prowadziła u siebie w domu mini przedszkole/żłobek, była w rozpaczy po śmierci syna. Pewnej nocy przyśniła jej się kobieta w bieli, która zapowiedziała jej urodziny dziecka i jasno oświadczyła, że będzie to syn i powinien dostać na imię Tadeusz. Sen się spełnił i rok po tragedii, w 1959 roku przyszedł na świat chłopiec, któremu dano na imię Tadeusz. Dziś jest znanym w Piasecznie i okolicach fotografem, a jego zdjęcia dawnego i nowego Piaseczna są podziwiane na wystawach.
Kończę tą opowieść piaseczyńską. Wychowałam się w Piasecznie i pamiętam doskonale atmosferę miasta z opowieści pana Pudełko. W tych opowiadaniach wróciły do mnie sceny z dawnych lat. Dziękuję za nie, panie Henryku.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze