Ileż to ciekawych informacji można przeczytać z rachunków, zwykłych świstków papieru, które przeważnie wyrzuca się do kosza. Oto mam przed sobą rachunek ze sklepu z towarami budowlanymi z Piaseczna. Sklep istniał w 1939 roku i jego właściciel pan Frajdenrajch sprzedał panu Kopce i Zonenszajnowi cynkwajs, pokost, terpentynę i inne produkty. Panowie Kopka i Zonenszajn w grudniu 1938 roku zakupili od państwa Wasiewiczów kamienicę przy pl. Piłsudskiego i rozpoczęli remont pomieszczeń mieszkalnych i sklepowych. Cóż to był za materiał, ten cynkwajs za złotówkę? Okazuje się, że ten zapomniany dawno wyraz oznacza biel cynkową do bielenia ścian. Następny rachunek byłby może nieciekawy, gdyby nie dwie informacje. Pierwsza to ta, że w 1939 r. posesje prywatne były nadzorowane przez Zarząd Miejski w Piasecznie; wymagano od właścicieli tychże posesji dostosowania się do przepisów sanitarnych i np. obowiązkowe było posiadanie śmietnika i odpowiednio wybudowanej ubikacji. Po drugie, z pisma dowiadujemy się, że funkcję lekarza miejskiego w Piasecznie w omawianym tu czasie pełnił dr med. Henryk Danielewicz. Pismo to, wydawało się w błahej sprawie, podpisał sam pan burmistrz Mieczysław Markowski. Włodarz prowadził wraz z żoną aptekę przy ul. Kościuszki róg ul. Nadarzyńskiej. Niezwykle ważna dla historii miasta osoba. Zginął rozstrzelany przez Niemców w Palmirach. Być może szczególna dbałość o higienę w mieście brała się też stąd, że mieliśmy burmistrza farmaceutę.
Pocztówka, zwana kiedyś odkrytką
Z pocztówki tej dowiadujemy się, że pan Hersz Zonenszajn prowadził sklep z rowerami i radiami, o czym pisałam w pierwszej części, ale też miał w zamyśle wynajęcie zabudowań od strony ul. Zgoda na inne cele. Z treści pocztówki wynika, że pan Rubiń Szmul z Rembertowa ma szczery zamiar wynająć spichlerz z posesji przy rynku na sklep meblowy. Tymczasem przeprasza, że nie był wcześniej, bo zachorowały mu bliskie osoby i teraz pyta, czy pan Hersz przeniósł się ze swoim sklepem i czy ktoś inny nie zrobił tego interesu, który on zamierza. Pocztówka jest datowana na czerwiec i jak sądzę sklep z meblami nie powstał, a sklep z radiami Philipsa przestał istnieć już wkrótce.
Usługi kominiarskie
Najbardziej zdumiała mnie pieczątka na tym rachunku – jest bardzo ładna, z ciekawą grafiką. Otóż tej pieczątki używał pan Łyczba, koncesjonowany mistrz kominiarski, który pracując w okręgu 9. (cokolwiek to znaczy), miał za zadanie sprawdzenie kominów przy pl. Piłsudskiego. Właściciel domu miał obowiązek co kwartał wezwać kominiarza i sprawdzić stan kominów.
Rok 1945
Wojna zniweczyła plany bohaterów mojej opowieści, zaginął po nich ślad. W większości zostali zamordowani w czasie okupacji niemieckiej. Pan Jan Kopka, gdy się okazało, że rodzina jego wspólnika zginęła zamordowana, zlikwidował swój sklep spożywczy przy ul. Sienkiewicza w Piasecznie i przeniósł się do lokalu przy rynku. Prowadzenie dalej sklepu Hersza Zonenszajna było niemożliwe; w lokalu po nim umieszczono sklep spożywczy. Jaki był ten rok 1945, jak funkcjonowali mieszkańcy miasta, co można było zaobserwować z okien sklepu pana Jana Kopki, dowiadujemy się z książki „1945 – między wojną a niepodległością”. Są to materiały ośrodka „Karta” opracowane przez Martę Markowską. Oto opis zdarzeń z 1945 r. przez naocznego świadka: Eugeniusz Maria Szermentowski (pisarz) w dzienniku pisze: „Byłem piechotą w Piasecznie, żeby coś kupić. Wziąłem ze sobą torbę.
Na rynku wprawdzie pełno chłopskich wozów, ale żadnego handlu. Koło jednego wozu widzę stłoczoną grupkę, wciskam się. Co sprzedają? Okazuje się, że końskie mięso. Co chwila jakiś triumfator nurkował z tłumu, niosąc w ręku czerwony kawał mięsa. Odszedłem z niesmakiem. Jakaś babina wyciągała gdzie indziej z worka… obcasy, ludzie rzucili się na nie i momentalnie je rozkupili. Właściciel nowej księgarni, któremu dałem w komis jakieś śmieci przywiezione z Warszawy (naklejki, obrazki kolorowe etc.), wypłacił mi 1350 zł. Żeby się pozbyć co prędzej pieniędzy, ludzie nawet książki rozkupili. Księgarz, który przed dwoma tygodniami nie chciał ode mnie brać książek, teraz usilnie prosił, żeby mu ich dostarczyć. W sklepach pustki. W jednym sprzedawano resztki szarej soli, w drugim udało mi się kupić jeden kawałek kamienia do szorowania naczyń. Spotkałem [też] chłopa na rowerze. Przywiózł kilkanaście kilogramów tytoniu, ale nie za pieniądze, tylko na zamianę. Uchwyciłem się go oburącz, przyprowadziłem do domu. Proponowałem mu wszystko możliwe, poczynając od kapci, kaloszy, walizki skórzanej, kilimu, kończąc na złocie. Stanęło na tym, że wziął walizkę i dał w zamian 4 kilo tytoniu”.
Księga rachunkowa sklepu pana Kopki, czyli 1947 r.
To właśnie z niej możemy dowiedzieć się, jaki był asortyment w sklepie spożywczym przy rynku dwa lata po wojnie. Można było nabyć tam: kawę, sól i zapałki, które to towary pan Kopka kupował z magazynu „Społem”. Cukierki kupował z wytwórni z Zalesia, cebulę, olej, ogórki, nabiał, kaszę, masło, jaja sprowadzał od rolników. Być może z targu, który odbywał się na rynku. U pana Jana kupowano też ocet z Wytwórni Wód Gazowanych ze Skolimowa i pastę Buwi z Warszawy. Pasta Buwi do drewnianych podłóg była zwiastunem świąt i zawsze łączyła się z zapachem drożdżowego ciasta. Sprzedawana w metalowych pudełkach, później w butelkach, będzie mi zawsze kojarzyć się rodzinną uroczystością.
Na plenum KC PPR 13 i 14 kwietnia 1947 r. dostrzeżono niebezpieczeństwo odrodzenia się kapitalizmu, w następstwie czego odebrano sklep panu Janowi i przekazano go „Społem”. Te akcje nazwano „bitwą o handel”. W trakcie "bitwy o handel" liczba prywatnych sklepów spadła z ponad 134 tys. w 1947 r. do około 78 tys. w 1949 r. W kilka lat później odebrano panu Janowi Kopce dom przy rynku. „Społem” urządziło tu sklep z garnkami i porcelaną, który to sklep, zawsze świetnie zaopatrzony, też niedawno zmiotła historia, ale to już inna opowieść.
Napisz komentarz
Komentarze