Rozmowa z Dariuszem Zielińskim, burmistrzem Góry Kalwarii.
Tomasz Zaborowicz: Na terenie gminy funkcjonuje duży Ośrodek dla cudzoziemców w Lininie. Co to oznacza dla miasta i gminy?
Dariusz Zieliński: Ośrodek podlega Urzędowi do spraw Cudzoziemców i jest przez ten urząd finansowany. Nie oznacza to jednak, że jego obecność nie ma wpływu na życie mieszkańców.
TZ: Zdarzają się konflikty?
DZ: Jak wszędzie między sąsiadami. Nie demonizowałbym jednak tej kwestii. Rozmawiałem z przedstawicielami policji. Ośrodek istnieje już ponad 10 lat. Policjanci nie odnotowali w tym czasie wzrostu przestępczości związanej z osobami przebywającymi w Lininie. Uchodźcy nie obciążają także naszej służby zdrowia, bo mają lekarza na terenie Ośrodka.
TZ: Czy w Ośrodku przebywają już uchodźcy z Syrii i Afryki Północnej?
DZ: Nie. Spotkałem się z plotkami, że jest ich już 120, ale to nieprawda. Na razie w Lininie nie ma ani jednego uchodźcy z Syrii czy Afryki. Są Czczeni, Ukraińcy i Kirgizi. Przebywa w nim ponad 200 osób. Z tego, co wiem, na dziś w całej Polsce jest niewielka liczba syryjskich uchodźców – kilkadziesiąt osób.
TZ: A czy jesteście gotowi na przyjazd dodatkowych uchodźców do Linina?
DZ: Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie będziemy w stanie przyjąć więcej osób niż teraz.
TZ: Dlaczego?
DZ: Bo nie jesteśmy w stanie podołać obowiązkom, które nakłada na nas, jako samorząd, polskie prawo. Na przykład każdy nieletni uchodźca, który trafia do Polski, natychmiast jest objęty obowiązkiem szkolnym. I to samorząd musi zapewnić miejsce w szkole. W tym roku w naszych szkołach rozpoczęło naukę 99 uczniów z Ośrodka.
TZ: Są w jakiś sposób przygotowywani do nauki, uczą się języka?
DZ: Właśnie nie. Prawo nie przewiduje dla nich żadnego okresu przygotowawczego, jak np. dla studentów. Są od razu kwalifikowani do klasy i muszą chodzić na zajęcia z innymi dziećmi. Nawet jeśli nie znają języka.
TZ: To trudne.
DZ: Trudne i powoduje, że dzieci te maja problemy z odnalezieniem się w nowej szkole, nie potrafią się porozumieć z kolegami z klasy. A gdzie nie ma porozumienia, powstają konflikty. Zwłaszcza, że część tych dzieci wywodzi się z diametralnie odmiennej kultury i religii.
TZ: Tak duża grupa dzieci, to problem dla szkoły.
DZ: To problem dla wszystkich szkół. Nie chcemy, żeby wszystkie dzieci z Ośrodka chodziły do jednej szkoły, bo stworzyłaby się swoista kulturowa wyspa. Aby zapewnić decentralizację rozlokowania dzieci w placówkach dowozimy je do szkół na terenie całej gminy. W tej chwili w 5 szkołach uczy się od 12 do 20 procent dzieci z zagranicy. Szkoła w Coniewie, w której jest najwięcej dzieci cudzoziemskich, zapewnia asystenta kulturowego, którego zadaniem jest współpraca pomiędzy uchodźcami, Radą Pedagogiczną, rodzicami i uczniami.
TZ: Dzieci, które nie znają języka?
DZ: Najczęściej. Szkoły zapewniają naukę j. polskiego, a także dodatkowe zajęcia dla dzieci cudzoziemskich i polskich. Oczywiście małym Ukraińcom łatwiej się porozumieć z rówieśnikami z Polski niż Czeczenom. Problem polega na tym, że wiele z tych dzieci nie chce się uczyć polskiego. Najczęściej uchodźcy przebywający w Ośrodku nie traktują Polski jako kraju docelowego. Chcą jak najszybciej wyjechać do Niemiec albo do Szwecji. I wyjeżdżają. Z dzieci, które zaczynają u nas naukę we wrześniu, najwyżej 20 procent pozostaje do końca roku. W wakacje organizowane były dodatkowe zajęcia integracyjne, podnoszące umiejętności dzieci polskich i cudzoziemskich z języka angielskiego.
TZ: Taka nauka to fikcja.
DZ: To obowiązek, który nakłada na nas prawo i my ten obowiązek wykonujemy.
TZ: A jeśli przyjadą jeszcze uchodźcy z Syrii?
DZ: Nie jesteśmy w stanie przyjąć więcej osób. Myślę o dzieciach uczęszczających do naszych szkół. Nie chodzi o koszty, bo dostajemy na te dzieci subwencję oświatową. Po prostu nie mamy wystarczającej infrastruktury. Poza tym, o ile wiem, Urząd do spraw Cudzoziemców nie planuje umieszczać u nas większej liczby uchodźców w najbliższym czasie.
TZ: Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze