Dramatyczna historia psa potrąconego na drodze nieopodal Góry Kalwarii pokazała zarówno ludzką znieczulicę, jak i słabą organizację służb w zakresie pomocy zwierzętom.
Do zdarzenia doszło w środę 29 stycznia po południu. Kierowca, który zatrzymał się, by pomóc zwierzęciu, tak opisał to zajście:
– Droga nr 50 Góra Kalwaria – Grójec. W połowie drogi między Górą a Dębówką. Nagle prędkość z 40 spada do 0, bo kierowcy przede mną muszą się zatrzymać, żeby ominąć przeszkodę. Bus omija i odjeżdża, a ja już wiem co spowolniło ruch. Na jezdni jest potrącony, ewidentnie przed chwilą, duży pies w typie owczarka. I uwaga – nie, nie martwy, na przednich łapach czołga się na pobocze, a tylne łapy ciągnie za sobą – relacjonuje Witold Wysocki. Jest oburzony tym, że psa ominęło co najmniej sześć pojazdów przed nim.
– Naprawdę ominąć istotę potrzebującą ewidentnie pomocy i pojechać dalej? Bo ku**a co? Spieszę się? Pada? Jest zimno? Nie wiem co zrobić??? – pyta. Przyznaje, że sam też nie wiedział, co należy zrobić w takiej sytuacji, bo znalazł się w niej po raz pierwszy. Usiłował się skontaktować z numerem alarmowym 112 – bezskutecznie. Służby drogowe, które zatrzymały się obok niego, niestety nie udzieliły pomocy, zawyrokowały tylko, że pies jest do uśpienia. Wysocki skorzystał z podpowiedzi znajomej osoby i wykonał telefony do straży miejskiej oraz Animal Rescue Polska. Czas uciekał, zwierzę ewidentnie cierpiało, a w słuchawkach płynęły informacje o danych osobowych i nagrywaniu rozmów, bo kolejne połączenia nie były skuteczne. A kiedy udało się już połączyć z SM, na pytanie czas przyjazdu patrolu, otrzymał podobno odpowiedź "jadą, ale kiedy będą nie wiem, helikopterem nie przylecą". Szybciej od strażników dojechało Animal Rescue Polska, które ma uprawnienia do korzystania z sygnału alarmowego. Poszkodowany pies trafił do szpitala w Schronisku na Paluchu, z którym gmina Góra Kalwaria ma podpisaną umowę. Niestety zwierzęcia nie udało się uratować.
– Wydawało mi się, że akcja trwała wieczność. Jak sprawdziłem w telefonie, od pierwszego połączenia na 112 do odjazdu Animal Rescue minęły dokładnie 34 minuty – podsumowuje.
Jego refleksja na temat ludzkiej znieczulicy i słabego funkcjonowania systemu udzielania pomocy przez odpowiedzialne za to służby, spotkała się z ogromnym odzewem internautów. Post został udostępniony blisko 40 tys. razy, zareagowało na niego ponad 60 tys. osób, a 15 tys. osób skomentowało sytuację.
– Do wszystkich, którzy zatrzymali się, żeby psa ominąć i pojechać dalej, bo przecież to nie oni, nie wiedzieli co zrobić i w ogóle się spieszyli, a padało, a to był pierwszy raz gdy byli w takiej sytuacji: karma wraca – napisał świadek, a jednocześnie bohater dramatycznej historii.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze