Reklama

Rękopis znaleziony w Piasecznie

Wchodząc w XIX wiek, Piaseczno miało lata świetności za sobą. Wydaje się, że kryzys w mieście pogłębił się jeszcze bardziej po zlicytowaniu w 1839 r. majątku Chyliczki, będącego własnością Stanisława Ryxa, mieszkańca Domu Starosty (Poniatówka), uczestnika powstania listopadowego, potomka rodziny Ryxów, która odegrała ważną rolę w kształtowaniu miasta. Rodzina Ryxów wyprowadza się z Piaseczna około 1840 r. W archiwach państwowych i w archiwach Piaseczna niezwykle mało pozostało dokumentów dotyczących spalonego w 1794 roku pałacu saskiego; pożar wzniecony przez wojsko rosyjskie strawił większość budynków wokół rynku, złupiono zabytkowy kościół i archiwum w ratuszu, który w końcu też spalono, spłonęła plebania. Więcej dokumentów w tym temacie znajdziemy w Dreźnie, niż w Warszawie. Dziwne jest jednak to, że nie do końca mieszkańcy miasta zadbali o pamiątki po przodkach. Spacerując po piaseczyńskim parafialnym cmentarzu, na którym jakimś cudem pozostało jeszcze kilkanaście zabytkowych pomników, dziś w większości odrestaurowanych, zauważymy np. niezwykle ciekawy obelisk na grobie Kazimierza Małachowskiego, który zmarł w 1857 rok. Małachowski był dziedzicem Chyliczek, których granice w tym czasie sięgały aż do dzisiejszej ul. Zgoda. Na grobie Kazimierza napisano, że był radcą dworu, odznaczonym licznymi medalami. I tyle o nim. O Chyliczkach też niewiele. W połowie wieku gmina Chyliczki składała się z wsi o nazwie Chyliczki Stare, Chyliczki Nowe, Julianów. Kilka dekad później wspomina się też o osadzie Bębenek, leżącej nieopodal granicy z Piasecznem, co zdumiewa, bo ta nazwa zupełnie przestała funkcjonować i to od dawna. Słownik Geograficzny o Bębenku taką oto daje nam informację: "Chyliczki, folwark i wieś, pow. warszawski, gmina Nowa Iwiczna, parafia Piaseczno. Do Chyliczek należy wieś Julianów i osada karczemna Bębenek; od Warszawy wiorst 14, od Piaseczna ćwierć wiorsty, od Pruszkowa wiorst 14". Pólko tak, ale żeby Bębenek! I to osada, czyli kilka domów i karczma?

I tak zastanawiając się nad zagubionymi gdzieś w pożogach dziejowych i niedbalstwie miejscowej „elity” w wieku XIX historii miasta, natrafiłam na opis pewnej podróży odbytej w 1850 r., która wiele wyjaśnia.



Tajemniczy pan Piotrowski

Jest początek 1850 roku. Podróżujący z Warszawy w nieznane wędrowiec zatrzymał się w piaseczyńskiej karczmie, bo mróz był tęgi i należało się ogrzać. Piaseczno niezbyt mu się spodobało, zrobiło na nim wrażenie brudnej mieściny, mieszkańcy w większości, jego zdaniem, pochodzenia żydowskiego. Karczma, jak się okazało była bogata we... wszystko. Z alkoholi od szampana do wódkę kozak, z jedzenia można było zamówić śledzie, mięso, ogórki, ser. Można też było zakupić różne perkaliki i płótna. Podróżny popił najpierw wódeczki, potem poprosił o herbatę, ta okazała się paskudną lurą, jaką jego zdaniem parzono we wszystkich małych miasteczkach. Zamówił też zakąskę. Przyniesiono mu kawał szynki owiniętej w papier. Początkowo pomyślał, że to kartka z rejestrów gospodarczych, pocztowy lub tabaczny rachunek. Nagle dojrzał tytuł i odczytał „Moje karnawałowe wspomnienia z 1750 roku”. Wprawdzie data nie była jasna, bo w miejscu 7 była tłusta plama i kleks z atramentu, ale po wnikliwej analizie przyjął, że pismo może być z XVIII w. Zapytał dziewczynę służebną, skąd mógł się wziąć ten papier. Ta wzruszyła ramionami, dając tym wyraz obojętnego stosunku do papierów i odpowiedziała, że to pewnie scheda po zmarłym jakiś czas temu panu Piotrowskim, mieszkańcu Piaseczna, który dużo takich kartek napisał. Właściciel karczmy po śmierci Piotrowskiego przyniósł kilka książek i inne szpargały z domu zmarłego. Dziewczyna zaśmiała się i zawołała, że ponoć pan Piotrowski chodził do szkoły z Kopernikiem. I jeszcze to, że jeśli podróżny zechce, to ona mu ten śmietnik pokaże za odpowiednią opłatą. Rewelacja o przyjaźni z Kopernikiem od razu wydała się niemożliwa, bo Kopernik nie żył już od 300 lat a Piotrowski zmarł niedawno. Być może nieboszczyk żartował tak, odpowiadając na pytanie, kogo kiedyś znał i z kim się przyjaźnił, czasy były takie, że nie warto było wymieniać nazwisk przyjaciół, bo nie wiadomo, kim był ciekawski. Carat stworzył sieć donosicieli i łowił w tę sieć, kogo się dało. Na pytanie podróżnego, jakim człowiekiem był pan Piotrowski, dziewczyna odpowiedziała:

Proszę jegomości! Stary jak rzadko, może miał jakie 100 lat, a może i więcej, siwy jak gołąbek, w książkach całe życie wartował i w kontuszu chodził; ludzie gadali, że był bardzo bogaty, lecz że już dawno stracił fortunę, teraz na bruku siedział i panowie okoliczni żywili go, jak który mógł. Papier z jego ksiąg dobry był pod baby wielkanocne i tutki do tytoniu”.

Okazało się, że tym, co jeszcze zostało z ksiąg Piotrowskiego, był pamiętnik, niebywale cenny, opisujący życie dworzan za czasów głównie Stanisława Augusta Poniatowskiego. Manuskrypty zostały przesłane do Gazety Codziennej. Redakcja umieściła krótką notatkę o tym ciekawym znalezisku. I słuch o manuskrypcie zaginął. – Ech – pomyślałam – więcej szczęścia miała ludzkość, gdy niemiecki kompozytor Jakob Ludwig Mendelssohn Bartholdy zakupił kawał mięsa owiniętego w papier, na którym była partytura utworu Jana Sebastiana Bacha, co dało początek przywracaniu muzyki tego genialnego kompozytora słuchaczom, jak głosi legenda.



Epilog

Nazwisko Piotrowski to popularne nazwisko w Piasecznie w XIX wieku, odnalazłam kilku Piotrowskich zmarłych w Piasecznie, między innymi też mieszkańców i gospodarzy z Wsi Piaseckiej. Czyżby autor manuskryptów nie do końca chciał, aby społeczność Piaseczna wiedziała, kim był naprawdę i przedstawiał się nie swoim nazwiskiem? Jest to prawdopodobne. Niestety jego cenne manuskrypty zaginęły.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama