Pierwszą część opowieści o Instytucie Politechnicznym przeczytacie tu
Spacerując ulicami Piaseczna, a szczególnie chodzi tu o jego południowo-zachodnią dzielnicę i duży obszar aż od stacji kolejki grójeckiej po rzekę Jeziorkę, zainteresowany architekturą obserwator zauważy liczne wille z ciekawymi pomysłami architektonicznymi. Śledzenie tras kolejek wąskotorowych na terenie powiatu piaseczyńskiego pozwoli dostrzec interesujące budynki dworców kolejowych w większości dzieła inż. arch. Konstantego Sylwina Jakimowicza. Na koniec trzeba koniecznie odwiedzić kościół w Jazgarzewie, też jego projektu.
Spośród architektów działających na wspomnianym terenie wyłoniłam przede wszystkim Konstantego Jakimowicza i Oskara Sosnowskiego. Obaj architekci spotkali się w tym samym czasie i w tym samym miejscu i byli kolegami ze studiów. Gdybyśmy zastanowili się, jaki wspólny mianownik mają dworce kolejki grójeckiej, wilanowskiej i wille przy ul. Rejtana, będzie to na pewno czas realizacji, czyli pierwsze dwudziestolecie XX w., i architekci z Instytutu Politechnicznego.
Rosyjski Instytut Politechniczny im. Mikołaja II, uczelnia techniczna, która po latach zakazów zapoczątkowała możliwość studiowania przedmiotów technicznych w Warszawie, jest dla mnie inspiracją do badań. O Oskarze Sosnowskim wiedziałam najmniej, jego nazwisko pojawiło się dość niespodziewanie dla mnie przy okazji historii osiedlania się w Piasecznie w 1925 r. rodziny astronoma Jana Krassowskiego, syn Jana Czesław Witold, być może na skutek tych powiązań towarzysko-sąsiedzkich, został architektem, współpracownikiem i następcą Oskara. Idąc po nitce do kłębka, odnalazłam w publikacjach prof. Marii Brykowskiej informację o tym, że Oskar ożenił się z dziewczyną związaną z Piasecznem, jej rodzice, państwo Rzodkiewicz, mieli dom przy ul. Rejtana w słynnych Reytanach, a ten dom (i nie tylko ten) projektował sam inż. arch. Oskar Sosnowski. O tym później.
Kuchnia, czyli szeptem o zaborcach
Na razie interesuje mnie kształtowanie twórcy i budowniczego, młodego Polaka żyjącego w zaborach i doszłam do momentu, w którym studenci Instytutu Politechnicznego spotykają się w nielegalnych organizacjach młodzieżowych, walczą z caratem o polską szkołę i polski język wykładów. Polska młodzież organizuje w 1898 r. stowarzyszenie, pod nazwą „Zjednoczenie Studentów Politechniki Warszawskiej". Jednym z prezesów tegoż towarzystwa był student Konstanty Jakimowicz (od maja 1902 r. do 8 marca 1903 r.). Z pamiętników studentów, między innymi ze wspomnień Jakimowicza, dowiaduję się o organizacji zwykłej jadłodajni, jadalni z posiłkami dla studentów, spełniającej też inną ciekawą funkcję. Czytam we „Wspomnieniach byłych studentów Politechniki Warszawskiej z pierwszych lat jej istnienia”(1696-1906):
„Odżywianie się młodzieży było dostosowane do jej dochodów: rano i wieczorem wielu poprzestawało na herbacie z bułkami, często bez masła lub innych dodatków; raz dziennie tylko, na obiad, odżywiano się obficiej, czy to w istniejącej nielegalnie kuchni studenckiej, zarządzanej przez „Zjednoczenie" pod firmą jakiejś z pań, uzyskującej pozwolenie na żywienie stołowników, czy też gdzie indziej. Obiad w kuchni studenckiej składał się, zgodnie ze zwyczajami przedwojennymi, z zupy, kawałka sztuki mięsa, pieczystego z jarzyną, przeważnie z ziemniakami, oraz ze szklanki herbaty (chleb, musztarda i szachy a discretion). Jakość potraw i smak ich nie były wyszukane, ale spożywano je z apetytem młodzieńczym, i rojno było w kuchni od wpół do pierwszej do czwartej. A że i przed wojną ceny, choć powoli, jednak stopniowo rosły, więc też cena takiego obiadu w ciągu lat paru wzrosła z 26 kopiejek na 32”. Dalej czytamy:
„Mięso było zakontraktowane u rzeźnika Lenartowicza za Żelazną Bramą; zamawiano je przez mało jeszcze wówczas w Warszawie rozpowszechniony telefon, dzięki uprzejmości administracji apteki mgr Bukowskiego na rogu ul. Marszałkowskiej i Pięknej (obecnie Piusa XI). Śmieszny to był telefon: najprzód trzeba było pokręcić korbką, a następnie zdjąć słuchawkę; wówczas odzywała się stacja, której podawało się numer, składający się najwyżej z trzech cyfr i po odpowiedzi „gotowe" słuchawka wracała na haczyk; kręciło się ponownie korbką, poczem zdejmowało się słuchawkę i wówczas dopiero odzywał się abonent. Zamawiało się funt mięsa z kośćmi na osobę, czyli od 200 do 250 funtów dziennie, po przeciętnej cenie 12 i pół kop., a później 13 kop. funt (około 1 zł 40 gr 1 kg). Takie zamówienia telefoniczne wprowadzały stale dyżurne kasjerki apteki w dobry humor, śmiesznym bowiem wydawało się tym paniom, że student w mundurze stalował pierwszą krzyżową, zrazówkę, wątróbki cielęce po 50 do100 fontów każdego gatunku”. Kuchnia pozornie była tylko jadłodajnią. Ostrożnie, szeptem i w czasie krótkich spotkań przy obiedzie załatwiano ważne sprawy. Tekst z pamiętnika: „Jednakże demonstracja nasza przeciw występom polskiej pseudo arystokracji w Cyrku, następnie wybicie szyb w niemieckim konsulacie (róg Al, Jerozolimskiej i Marszałkowskiej) po Wrześni, a także „chemiczna obstrukcja" w teatrze Letnim podczas występu niemieckiej trupy (grano »Die Ehre« Sudermanna) zostały uplanowane, uknute na terenie Kuchni. Ponieważ nie zbierano się nigdy wieczorami w lokalu Kuchni i hołdowano prohibicji, nie sprzyjało to wzajemnemu zbliżeniu się poszczególnych kolegów i dlatego stosunki koleżeńskie pozostawały na ogół dość sztywno poprawne i z małymi wyjątkami półoficjalne”.
Rok 1905 i zamkniecie Instytutu
Do szczegółowych informacji na temat życia studenckiego w czasie zaborów odsyłam do Muzeum Politechniki Warszawskiej; jest tam ogromnie miły zespół pracowników, udzielono mi szczegółowych instrukcji co do podręczników i osób/naukowców zajmujących się interesującą mnie tematyką.
Działalność Instytutu przerwały wydarzenia 1905 roku, stał się on jednak bazą do powstania w 1915 roku Politechniki Warszawskiej. Konstanty Jakimowicz nie zdążył skończyć studiów w Instytucie, uzyskał dyplom na Politechnice w Karlsruhe w 1906 i w Instytucie Inżynierów Cywilnych w Petersburgu w latach 1908-1909. Oskar Sosnowski skończył Instytut Politechniczny; o nim, a także o jego rodzinie w kontekście historii Piaseczna będę chciała napisać w następnej części. Tym bardziej, że nazwisko jego teścia pana Rzodkiewicza pada w monografii Piaseczna przy okazji elektryfikacji miasta.
Napisz komentarz
Komentarze