Reklama

Znieczulica powszechna

Znieczulica powszechna

Chciałam napisać miły felieton. Nawet zaczęłam. Stało się jednak coś tak przerażającego, coś, co nie mieści mi się w głowie, coś, co tak bardzo napawa mnie strachem, że postanowiłam się tym podzielić. Abyście i Wy się przerazili, żeby Wam się nie mieściło w głowie i żebyście się przestraszyli.


Ponieważ wiem, że kilka osób czyta moje felietony, mam nadzieję, że co najmniej jeden lub jedna z Was jest negatywnym bohaterem tej opowieści. I mam nadzieję, że dzisiaj nie zaśnie.
Niedzielny wieczór, godzina 18.00. To ta piękna śnieżna niedziela, podczas której Górki Szymona okupowane były przez morsy, dzieci na sankach, ich rodziców i innych. To ta piękna niedziela, podczas której był pięciostopniowy mróz w dzień, kiedy co chwila wychodziło słońce. Wieczorem zaś było jeszcze zimniej.
W tę piękną niedzielę, kiedy zrobiło się ciemno, mój serdeczny znajomy rocznik ‘59 postanowił pójść do sklepu. Nie miał wcale daleko. Dotarł pod sklep znany wszystkim w okolicy Zalesia Dolnego jako Michel Badre. Pod tym sklepem właśnie stracił przytomność, a co za tym idzie, upadł. Upadł i leżał. W śniegu, w mrozie, w miejscu, gdzie kręciło się sporo ludzi. Wiem to, bo oprzytomniał po 20 minutach i ujrzał obok siebie chodzące buty. I dalej nie wzbudził zainteresowania wśród ludzi, którzy przyszli do sklepu po bardzo potrzebne rzeczy. Zapewne było im zimno, więc spieszyli się do ciepłych samochodów i ciepłych domów, kto by się przejmował leżącym na mrozie człowiekiem. Psychologia tłumu mówi jednak, że to nie przez pośpiech, tylko raczej tak już jest po prostu, że kiedy pierwsza osoba się nie zatrzyma to reszta też nie. Tylko czemu ta pierwsza się nie zatrzymała...
Mój serdeczny znajomy znany jest w Piasecznie z robienia pięknych zdjęć, z łagodnego usposobienia, z chęci niesienia pomocy wszystkim. Znany jest także wielu Zalesianom, bo mieszka w tym miejscu od tak dawna, że nikt nie pamięta od kiedy. Zawsze można na niego liczyć. On nie przeszedłby obojętnie obok nieprzytomnego człowieka. Może właśnie dlatego harmonia wszechświata spowodowała, że się ocknął, przeszedł na kolanach spod sklepu do ulicy Granicznej (tyle samochodów go minęło i naprawdę nikt nie zauważył idącego wzdłuż drogi wojewódzkiej na czworakach człowieka w śniegu) i kiedy już stwierdził, że nie da rady, zadzwonił po żonę. Ta zadzwoniła po pogotowie, a to zabrało go do szpitala z zagrożeniem życia.
Gdyby mój serdeczny znajomy się sam nie ocknął, zakończenie tej historii byłoby oczywiste. Zamarzłby lub umarł kilkaset metrów od domu, wśród ludzi, którzy nie mieli czasu albo ochoty zainteresować się człowiekiem leżącym w śniegu. A lokalna gazeta zatytułowałaby swój przerażający, mrożący krew w żyłach artykuł „Śmierć w tłumie”. I nikt nie mógłby uwierzyć, że taka historia wydarzyła się w Zalesiu Dolnym.
To nie był żaden test zachowania ludzkiego w tłumie. To był konkretny człowiek, który po prostu stracił przytomność. To mogłam być ja, Ty i każdy. To mógł być człowiek, który wszedł do tego sklepu, ale po wyjściu stracił przytomność i nie mógłby się doczołgać do własnego samochodu 2 metry dalej, bo leżałby nieprzytomny i zamarzłby. I tylko przeszkadzałby tym, co przyszli do sklepu i musieliby go omijać.
Każdej zimy media, policja i inni apelują do nas „widzisz nieprzytomnego bezdomnego, pijanego lub błąkającego się psa podczas mrozu ZADZWOŃ na policję, pogotowie, ZAREAGUJ!”. Sądziłam, że reagujemy nawet w lecie. Nawet jeżeli to jest miejscowy menel i zapewne śpi pijany. Sądziłam, że znieczulica ogranicza się do nieustępowania miejsca kobietom w ciąży. Sądziłam, że kiedy zagrożone jest życie, przestawia nam się klapka i zapominamy, gdzie nam się spieszy i go RATUJEMY. Uratowanie jest takie proste. Wystarczy zadzwonić pod 112.
Znajoma napisała mi właśnie, że w tym samym czasie pod masarnią w Gołkowie leżał człowiek i dwóch młodych ludzi postawiło go do pionu i dopilnowało, aby znalazł się w domu.
Ale ta historia wcale mnie nie pociesza, ponieważ w czasie kiedy ja wstawiałam na Facebooka zdjęcie, na którym ośnieżone, słoneczne Górki Szymona wyglądają jak z obrazu Bruegla, mój serdeczny znajomy T. zamarzał pod sklepem wśród tłumu.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama