Na studiach moim wykładowcą od komunikacji społecznej była pewna starsza pani profesor, która oznajmiła nam, młodym studentom, że jeżeli ktoś na egzaminie (och, co to był za egzamin!) ośmieli się powiedzieć, że telewizja ogłupia, to z niego wyleci. Wyleciał niejeden...
Pani profesor, której środek życia przypadł na czasy, w których antenę satelitarną można było mieć za pozwoleniem władz (a ona go nie dostała, ponieważ była aktywną opozycjonistką), uważała, że kilkaset kanałów, polsko- i obcojęzycznych, to jest naprawdę dobra rzecz. Każdy przecież może wybrać, co ogląda. I tak jeden, kiedy ma wolną chwilę, włączy National Geographic, a drugi na TVN-ie obejrzy Trudne Sprawy. Pierwszego nie ogłupi, drugiego raczej tak. To proste. Każdy ma pilota, każdy ma wybór. A wybór jest najważniejszy.
Podobnie jednak jak pewni nieszczęśnicy opowiadali pani profesor specjalizującej się w nowych mediach o ogłupianiu przez telewizję, tak dzisiaj wielu mówi, że Facebook ogłupia, uzależnia i że życie przez niego marnujemy, ponieważ życie dzieje się poza Facebookiem.
Uzależnienie to trudny temat. Czy jeżeli wchodzimy na Facebooka raz dziennie to jest to uzależnienie? A jeżeli nie, to czy jest nim wejście 2 razy, 5, czy w każdej wolnej chwili? A co robilibyśmy w tej wolnej chwili, w której sprawdzamy na telefonie swojego Facebooka? Czy czytalibyśmy książkę lub gazetę? Może ten człowiek w autobusie z nosem w telefonie właśnie czyta artykuł z Kultury Liberalnej – tygodnika polityczno-kulturalnego, który wyświetlił mu właśnie Facebook. A jeżeli nasza wolna chwila trwa 5 minut i zamiast nie robić nic, robimy nic, sprawdzając Facebooka, a przy okazji może się czegoś dowiemy. Warto zauważyć, że ostatnio pewne istotne zmiany dla Polski zachodzą dość dynamicznie, często w nocy i część z nas dowiaduje się o tym z Facebooka. Trudno cały czas oglądać telewizję.
Ogólnie rzecz biorąc, Facebooka możemy porównać do knajpy. Wchodzimy i widzimy, kto gdzie był, co robił, jak wygląda, co mówi i co uważa.
To oczywiście jest pewne pole do manipulacji i kreacji swojej osoby. Ja na przykład mogłabym zrobić sobie rano zdjęcie i pokazać światu, jak naprawdę wygląda matka trójki dzieci o 10 rano, kiedy już wszyscy nakarmieni, przewinięci, ubrani, gotowi do rozrabiania, a ja dopijam zimną kawę, którą zrobiłam sobie o 7 rano. Nie robię tego, ale do knajpy też nigdy nie weszłam w piżamie i chociaż knajpowicze widzieli mnie bez photoshopa, to bez makijażu rzadko. Wszystko jest wszak kreacją.
Dzięki Facebookowi znamy swoje poglądy polityczne, wiemy, ile mamy dzieci, wiemy, gdzie pracujemy i na jaki festiwal w tym roku pojedziemy. Oczywiście to od nas zależy, co swoim znajomym przekażemy, ale w knajpie też nie musimy mówić wszystkiego. A jeżeli chcemy, to możemy powiedzieć za dużo, najwyżej nikt nas nie będzie słuchał. Na Facebooku można nas ukryć, jak kogoś zdenerwujemy i tyle. Ba! Można nawet do niektórych wysyłać treści, a do innych nie, chociaż nie wiem, czy ktokolwiek z tego korzysta. I tu Facebook trochę wygrywa nad knajpą, bo jeżeli w tej drugiej pijany kolega coś do nas mówi i każemy mu się odczepić, to raczej się nie posłucha. Na Facebooku najeżdżamy na taki wihajsterek w prawym górnym rogu, klikamy „ukryj” i po sprawie.
Funkcja „ukryj” zresztą jest bardzo istotna. Daje nam prawo wyboru. Dzięki niej oraz różnym opcjom pokazywania nam treści na naszej tablicy to my wybieramy, co do nas dociera. I jeżeli mamy potrzebę czytania tego, co chce nam przekazać Krystyna Pawłowicz, mamy taką możliwość. A jeżeli wolimy nie, to nikt nas nie zmusi.
Możemy rozmawiać ze znajomym, który przebywa na dłużej w Nowym Jorku, a jeszcze niedawno widziałam go z psem w Piasecznie. Możemy mieć kontakt z ludźmi, z którymi dawno byśmy go stracili, gdyby nie konto na Facebooku. A wcale nie chcemy go z nimi tracić, bo chociaż oddaliliśmy się od siebie z najróżniejszych powodów, to dalej się lubimy, mamy co wspominać itd.
Oczywiście lepiej pójść do knajpy, na kawę, odwiedzić się w domu. I nikt nam tego nie zabrania, trudno jednak dzwonić do kilkuset znajomych, zwłaszcza tych zagranicą. Skomplikowane wydaje się także chodzenie raz w tygodniu na kawę z przyjaciółką mieszkającą w Słupsku. No a ile można rozmawiać przez telefon, zwłaszcza że w sumie mamy 5 małych dzieci i częste rozmowy telefoniczne są po prostu nierealne.
A czy marnujemy życie? Niektórzy na pewno. Jest taki dowcip o forumowych matkach: „dziecko: MAMOOOOO CHCĘ JEŚĆ! Matka: Poczekaj chwilę, bo ktoś na forum nie miał racji!”. Jeżeli to o nas, to należy przyjąć do wiadomości, że to jest totalna porażka i musimy coś z tym zrobić.

Napisz komentarz
Komentarze