
Ta opowieść będzie o Czesławie Witoldzie Krassowskim synu Jana i Marii, architekcie i profesorze Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Starsi mieszkańcy miasta, szczególnie ci, którzy w latach 60. i 70. dojeżdżali do Warszawy pociągiem z dworca przy ul. Dworcowej do Warszawy, na pewno spotykali profesora jadącego na uczelnię. Dość wysoki, szczupły, ubrany zazwyczaj w rozciągnięty sweter, obszerną kurtkę i wysokie kalosze, namiętny palacz papierosów, był charyzmatyczną postacią. Wśród sąsiadów miał opinię dziwaka.
Kilka informacji z biografii architekta: Czesław Witold (to drugie imię będzie zazwyczaj używane) uczęszczał do Gimnazjum – Szkoły Ziemi Mazowieckiej przy ul. Klonowej w Warszawie. Studia na Wydziale Architektury PW rozpoczął w 1934 roku i ukończył w 1949 roku. Swoje życie związał z Politechniką. Jako docent pracował ze studentami w katedrze Architektury Polskiej. W 1973 roku został profesorem. Zafascynowany budownictwem drewnianym w skali urbanistycznej i jednostkowej opublikował kilka ciekawych prac naukowych, między innymi „Dzieje budownictwa i architektury na ziemiach Polski” i „Architektura drewniana w Polsce”.

Parasolka Kantora
Czesław Witold po śmierci rodziców pozostaje w rodzinnym piaseczyńskim domu. O jego pracy na uczelni nie znalazłam publikacji, choć wieść niesie, że na placu Wydziału Architektury ma być odsłonięty lada moment jego pomnik, już stoi postument i jest zlecenie na popiersie.
Jak niezwykłym człowiekiem był profesor, niech świadczy pewne wydarzenie dotyczące płótna Tadeusza Kantora, sławnego grafika, malarza i reżysera, którego to wydarzenia 50. rocznicę obchodzimy w tym roku i było przypomniane wystawą w Paryżu. Kantor, jak wiadomo, lubił eksperymentować ze sztuką, znany był z licznych szokujących happeningów. W 1970 roku na wystawie „Multipart” w Galerii Foksal wystawia 40 obrazów. Obrazy można było kupić, ale do umowy kupna dołączony był kontrakt jak intercyza. Dwanaście punktów. Każdy posiadacz płótna „Parasol-opakowanie” ma obowiązek nadać dziełu Kantora indywidualny charakter. Wytworzyć wokół niego atmosferę pasjonującej zabawy. Obrazy nie są tanie. Zawiązuje się artystyczna grupa „Zuzanna i spółka” pod wodzą docenta Witolda Krassowskiego, w skład której wchodzą: Marek Młodecki, Krzysztof Kubicki, Krzysztof Pasternak, Zuzanna Trojanowska i inni. W sumie ośmioro studentów z Wydziału Architektury; wspólnie kupują obraz. Pasternak i Kubicki postanawiają nakręcić film. Pomysł jest taki – ponieść obraz w pochodzie pierwszomajowym jako transparent. I pierwszego maja 1970 roku prowokacyjnie maszerują ulicami Warszawy z Parasolką Kantora. Kręcą film z przemarszu obok trybuny honorowej, przy Placu Defilad. Z Pałacu Kultury uśmiecha się do nich ogromny portret Lenina, a z trybuny honorowej macha do nich towarzysz Władysław Gomułka. Zamiast skandować Lenin, Lenin, skandują Kantor, Kantor! Ile razy o tym myślę, jak oni tam z tym obrazem na drzewcu maszerowali, z portretami przywódców jedynej słusznej partii, brzmi mi w uszach marsz triumfalny z opery Giuseppe Verdiego „Aida”. Milicja nie dopatruje się w ich przemarszu kpiny i cynizmu.
Finałem happeningu jest ponowne spotkanie z Kantorem w galerii na Foksal. Grupa Zuzanna przed mistrzem Kantorem prezentuje film z pochodu pierwszomajowego, za ekran używa obrazu ”Parapluie – emballage”. Ponoć sam Kantor o mały figiel nie spadł z krzesła z wrażenia po obejrzeniu filmu. A jak wiadomo, zaskoczyć mistrza nie było łatwo.
Na koniec „Grupa Zuzanna” dochodzi do wniosku, że obraz należy zakopać. Nie mogą się nim podzielić, więc wspólnie zakopują dzieło na tyłach pałacu Zamoyskich, gdzie mieści się siedziba Stowarzyszenia Architektów Polskich. Wytyczają długa białą linię na osi budynku (papierem toaletowym) i odliczają 44 kroki. Oczywiście wszystko zarejestrują na filmie.
Warto ten film zobaczyć, choćby dla samego spotkania w nim z profesorem Witoldem Krassowskim. Po 40 latach obraz zostaje odkopany, ale to już inna anegdota. Witold nie dożyje tej chwili, odejdzie 8 maja 1985 roku i zostanie pochowany obok matki na cmentarzu w Piasecznie przy ul. Julianowskiej.
Epilog
Uchwałą nr 133/VIII/2011 Rady Miejskiej w Piasecznie na wniosek z dnia 18.05.2011 nadano ulicy w Piasecznie imię Czesława Witolda Krassowskiego. Ulica ta odchodzi w kierunku wschodnim od ul. Poniatowskiego, czyli w rejonie, gdzie stał dom rodziny Krassowskich. Były to działania na wniosek złożony przez Oddział Warszawski Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP, działający w porozumieniu z oddziałem warszawskim Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Andrzej Olędzki podpowiada mi, że jednak inicjatywa wyszła od społeczników z Zalesia Dolnego. Ulica trudna do odnalezienia, pewnie w zamyśle urbanistycznym bardziej „ma być” niż jest. W miejscu, gdzie stał dom Krassowskich, pobudowano bloki.

Napisz komentarz
Komentarze