W cyklu "Tu zaszła zmiana" wspominamy salon fryzjerski "U Joanny" przy ulicy Józefa Sierakowskiego i ewolucję fryzur w drugiej połowie XX wieku.
Ulica Józefa Sierakowskiego w Piasecznie to miejsce, w którym przeszłość miesza się z teraźniejszością. Stojąc w każdym punkcie tej ulicy można opowiedzieć ciekawą anegdotę o historii tegoż miejsca: a to o wytwórni wód mineralnych, a to o piekarni Wojciechowskich, a to o łaźni miejskiej. Jeszcze stoją tu przedwojenne kamienice czynszowe, jeszcze są zabudowania piekarni Wojciechowskich, jednej z najstarszych w Piasecznie, ale mały park zwany od jakiego czasu Skwerem Kisiela zmienił oblicze, a budynek łaźni miejskiej przeobrażony niegdyś na przedszkole miejskie jest dziś biurem Urzędu Miasta. Jacek Mrówczyński w latach 70. zrobił zdjęcie, na którym jest fragment ulicy Sierakowskiego i uwiecznił na nim stary, drewniany dom, bardzo charakterystyczny dla przedwojennego Piaseczna. W tym drewniaku mieścił się zakład fryzjerski Joanny Żyro. Pod koniec lat 60. i na początku 70. młode studentki z Piaseczna były bardzo wymagające jeśli chodzi o strzyżenie włosów. Zaczęły być modne fryzury wiatrem czesane, kończył się styl - tapir i lakier. Chodziło o to, że fryzura po strzyżeniu i ponownym umyciu włosów miała sama się ułożyć. Weszła w modę trwała ondulacja na tak zwaną „mokrą Włoszkę”. Tylko fryzjer posiadający talent, artystyczny sznyt, fantazję i wiedzę o swoim zawodzie potrafił zrobić na głowie klientki fryzurę, która wyglądała stylowo i modnie. Liczne zakłady fryzjerskie wypuszczały ze swojego salonu klientki z przepalonymi od trwałej ondulacji włosami i stylem na przestraszonego, źle ostrzyżonego pudla.
Czytaj także: Tu zaszła zmiana – lodowisko przy kolejce
Lepiej niż u warszawskich mistrzów
Jeździłam w tych latach do bardzo drogiego zakładu fryzjerskiego na ul. Nowy Świat w Warszawie, nieco później do salonu Laurenta na ul. Szpitalną. Był początek lat 70. i chyba w tym czasie ktoś mi powiedział, że w Piasecznie jest fryzjerka, która świetnie strzyże włosy młodym dziewczynom, wcale nie gorzej niż gwiazdy u Laurenta. No i sprawdziłam to. Zakład mieścił się w drewnianym budynku (na zdjęciu), salon był dość skromnie wyposażony. Wyszła do mnie młoda kobieta w ciąży, wskazała mi miejsce przed lustrem, sama usiadła na obrotowym stołku na kółkach i niebywale zgrabnymi ruchami zdradzającymi profesjonalistkę, zaczęła mnie strzyc. Poświeciła chwilę na doradzenie w jakiej fryzurze będzie mi do twarzy. Jednym słowem zostałam jej klientką na kilka dekad. Potem drewniak został zburzony, salon „U Joanny” pozostał pod tym samym adresem, ale już w nowo wybudowanym budynku.
Joanna Żyro to historia nie tylko piaseczyńskiego fryzjerstwa, ale też rzemieślników z Cechu Rzemiosł Różnych z Piaseczna, nauczycielka pokoleń fryzjerów. Jej zakład, to miejsce szczególne, w którym można było dostać kawę, herbatę, pogawędzić. Dla mnie był odpoczynkiem, miejscem odstresowania się. Wiele ciekawych historii o Piasecznie zaklętych jest w ścianach i lustrach tego salonu. Jak np. historia piekarni będącej kiedyś nieopodal zakładu. W sobotę zawsze wbiegała do salonu, wiecznie spiesząca się właścicielka piekarni Zosia Wojciechowska. Na fotelu zasiadała starsza pani Paprocka, układały misterne koki panny młode, których ślub odbywał się po południu tego same dnia, przychodziły klientki, których historie rodzinne poznawała Joanna, zawsze skupiona na klientce i uważna.
Zakład przetrwał, jeszcze z Joanną obchodził swoje 50-lecie. Tylko Joanny już nie ma. Ostatni raz strzygła mnie kilka lat temu, też siedząc na obrotowym stołku i pogadałyśmy o tym, jak to było w salonie w drewniaku, i że wtedy była w ciąży z Jackiem, który z kolei doczekał się syna Michała, znanego w tym czasie w Polsce piłkarza Legii Warszawa (od 2009 r.).
Joanna odeszła w 13 stycznia 2014 roku, na miejscowy stary cmentarz odprowadzał ją tłum ludzi. Wydawało się, że żegna ją całe miasto. Pozostawiła po sobie uczennice, które otworzyły swoje salony fryzjerskie.
Napisz komentarz
Komentarze