1 kwietnia tego roku minie 77. rocznica zamachu na piaseczyński Arbeitsamt czyli Urząd Pracy mieszczący się w Piasecznie przy ul. Mickiewicza 17 w willi Kołakowskiego, zaanektowanej przez Niemców.
Czynu dokonali żołnierze z Kompanii Dywersji Bojowej „Kedywu” Armii Krajowej, dowodzonej przez podporucznika Stanisława Milczyńskiego „Gryfa” (1918-2016), a wchodzącej organizacyjnie w struktury Rejonu V „Gątyń” – Piaseczno. Powodzenie akcji dywersyjnej mogło nastąpić tylko wówczas, gdy zostanie przeprowadzone wnikliwe rozpoznanie terenu, co nie było łatwe, bo w grę wchodziła analiza funkcjonowania Niemców w prawie całym Piasecznie. Kluczowymi punktami były miejsca przy ul. Mickiewicza, Kościuszki, Czajewicza i Sierakowskiego. Rozpoznanie terenu „Gryf” zlecił plutonowemu Henrykowi Dyszczykowi ps. „Żbik”
Budynek Arbeitsamtu i okolica
W kilku pokojach na parterze budynku mieściły się biura urzędu z wydzielonym pokojem na piętrze. Znam rozkład parteru, bo przez 8 lat w latach 80. mieszkałam w dwóch pokojach tej willi i nawiasem mówiąc wciąż miałam na uwadze jej koszmarną historię. Luksusowa willa pobudowana przed wojną przez jednego najbogatszych mieszkańców miasta miała dla Niemców kilka zalet. Mieściły się w niej obszerne pokoje z dużymi jak na owe czasy oknami, pomieszczenia były wyposażone w solidne dębowe podłogi, dom był skanalizowany i miał luksusowe łazienki, po drugie willa stała w dość niewielkim ogrodzie, łatwym do pilnowania; z budynku można było wyjść na trzy sposoby: od strony wschodniej wyjście ogrodowe i kuchenne, od strony północnej wyjście główne z klatki schodowej i wyjście od zachodu z werandy i tarasu. W niewielkiej odległości od budynku były placówki niemieckie i ich mieszkańcy zdolni byli w każdej chwili przyjść z odsieczą, gdyby ewentualnie nastąpiła akcja dywersyjna. Przede wszystkim chodziło tu o budynek przy ul. Mickiewicza 30, w którym kwaterowała jednostka Wehrmachtu, oraz budynki przy ul. Mickiewicza 8 i 33/35 umieszczone były niemieckie organizacje młodzieżowe. Przy ul. Czajewicza 9 w oficynie młyna kwaterowało SD (Sicherheitsdienst des Reichsführers SS Służba Bezpieczeństwa Reichsführera SS – organ działający w III Rzeszy w latach 1931-1945). Okolica była zaludniona przez Niemców i folksdojczów. Wszystko to musieli wziąć pod uwagę dowódcy akcji. Podkreślam – bardzo trudna okolica do dokonania dywersji.
Czytaj także: Firma idealna, czyli co jest na dawnej fotografii
Z miejsc związanych z akcją trzeba wymienić jeszcze ulicę Sierakowskiego 11, bo tu przy łaźni miejskiej, na jej tyłach od strony parku, stał sporej wielkości obiekt. Był to transformator pełniący rolę podstacji, a przy ul. Kościuszki 33 znajdował się budynek wydziału telekomunikacji. Ważnym też obiektem w całej akcji okazał się budynek przy ul. Czajewicza 53, gdzie porankiem 1 kwietnia 1944 roku odbyła się zbiórka i stąd wyruszali uczestnicy akcji. Pod w/w numerem stał obszerny, piętrowy budynek, który przed wojną pełnił rolę luksusowego pensjonatu wybudowanego na początku XX w. przez panią Szpakową (Szpakowską). W opisie akcji natrafiłam na fragment mówiący o ukryciu samochodu ciężarowego, którym posługiwali się w czasie akcji żołnierze Polski Podziemnej. Jak sądzę, ale też zastrzegam, że jest to tylko moje domniemanie, ten samochód został ukryty właśnie w podwórku przy ul. Czajewicza 53. Ten dom był trafnie wybrany, gdyż znajdował się w niewielkiej odległości od budynku Arbeitsamtu, z piętra było widać całą okolicę i, co najważniejsze, można było ewakuować się z niego na kilka sposobów. Kto zapozna się z topografią terenu, zapewne zrozumie, w czym rzecz.
Rozpoznanie zostało przeprowadzone profesjonalnie i – jak się okazało – bezbłędnie.
Urząd Pracy i Helenka
W 1940 (?) roku budynek przy Mickiewicza zostaje zaanektowany na niemiecki Urząd Pracy. Tu znajdują się dokumenty i tu decyduje się o losach tysięcy ludzi. Tu urzędnicy niemieccy nakładają kontyngent siły roboczej do pracy w przemyśle i rolnictwie Rzeszy. Początkowo na roboty przymusowe wyjeżdżają dzieci rolników. Od 1943 roku też ucząca się młodzież. Oto przykład dotyczący rodziny mieszkającej w Gołkowie. W rodzinie gospodarzy Kowalskich, mających gospodarstwo w Gołkowie tuż przy szosie do Tarczyna, rozegrał się dramat przymusowej wysyłki na roboty do Niemiec. Helena Kowalska, rocznik 1920, córka gospodarza z Gołkowa, najmłodsza z trzech sióstr, w 1942 roku otrzymuje z piaseczyńskiego Urzędu Pracy wezwanie do pracy w Niemczech. Wezwanie jest imienne, należy się stawić na drugi dzień rano. Helena ukrywa się przez kilka tygodni w stodole u brata w Jazgarzewie. W tym samym czasie do domu Kowalskich przychodzą Niemcy, matka Heleny tłumaczy, że córka wyjechała. Zabierają druga córkę Kowalskich, 26-letnią Weronikę. Helena przekrada się łąkami, pod osłoną nocy, do domu, martwi ją, że rodzice są ciągle nagabywani przez policję. Okazuje się, że aresztowanie Weroniki nie zwolniło Heleny z obowiązku stawienia się do pracy. Z obawy, że przy następnej interwencji władzy z domu Kowalskich kolejny członek rodziny zostanie zabrany i wywieziony w nieznane, zmęczona ciągłym ukrywaniem się Helena zgłasza się do Arbeitsamtu. Zostaje natychmiast wywieziona do Stuttgartu, do niemieckiej fabryki Boscha. Elektroniczne zakłady współpracują z przemysłem zbrojeniowym faszystowskiej Rzeszy, potrzebują darmowych pracowników. Zakłady mechaniki precyzyjnej i elektroniki produkują elementy do różnego rodzaju pojazdów, z czołgami włącznie. Robotnicy z okupowanych krajów zakwaterowani są w prywatnych domach. Gospodarze domów nie są wrogo nastawieni do niewolników. W Stuttgarcie zbiera się międzynarodowe towarzystwo darmowych najemców. Dostają niewielkie racje żywnościowe. Oznakowani zostają naszywkami na ubraniach – „P” w przypadku Polaków. Helena przydzielona jest do pracy przy maszynie wypluwającej element. Musi zrobić tych elementów wyznaczoną ilość. Jeśli się za bardzo rozpędzi i zaczyna produkować ponad normę, do maszyny podchodzi niemiecka brygadzistka i bez słowa maszynę wyłącza; zależy jej na tym aby nie „wyśrubować” normy. Niemka jest przyjazna Helenie, czasami wsuwa jej do kieszeni kanapkę. Życie białych niewolników Stuttgarcie jest znośne. Młodzi ludzie starają się w miarę możliwości żyć normalnie. Helena ma szczęście, ale po Weronice ginie ślad, do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. Nie ma jej w żadnych rejestrach. CDN
Napisz komentarz
Komentarze