Reklama

Gołkowskie obrazki, czyli wpisy ze sztambucha

Gołkowskie obrazki, czyli wpisy ze sztambucha

Autor: Grupa studentów polskich w Taborze (dziś Czechy) studiująca w Akademii Rolniczej w 1905 roku, pośrodku w ostatnim rzędzie stoi w czapce z piórkiem Adolf Bauerfeind z Gołkowa fot: Polona

Kontynuując temat historii Gołkowa dziś napiszę o rodzinie Bauerfeindów.


W 1872 roku Gustaw Baurfeind syn Józefa kupuje posiadłość wiejską w Gołkowie. Józef Bauerfeind, ojciec Gustawa, zmarł o godzinie 9 rano 3 czerwca 1861 roku w Warszawie we własnym domu przy ul. Gęsiej (od Browarnej). Był tu sporej wartości majątek, i – jak sądzę – pomnożony nieco 11 lat później przez Gustawa i spieniężony mógł stanowić sumę, za którą Gustaw kupił Gołków. Tak się zaczyna historia rodziny Bauerfeindów na ziemi piaseczyńskiej. Gustaw żeni z Zofią z Temlerów w 1875 roku i kolejno rodzą się dzieci (według genealogii Minakowskiego): Józef, Władysław, Adolf, Gustaw i Wacław.

Zdjęcie z albumu rodzinnego Bauerfeindów, na zdjęciu Gołków przy oficynie zdjęcie zrobione przed II wojną fot: własność rodziny Bauerfeidów

Wpis do sztambucha


Moje kontakty z panią Janiną Niemczyk z Głoskowa były fascynującymi przygodami i podróżami w czasie. Wiele temu sprzyjało; przede wszystkim sama Janina była fascynującą osobą o wysokiej kulturze. Moje spotkania z kimś, kto przeżył i pamiętał tyle ciekawych postaci historycznych i zdarzeń, umiał je umiejscowić w czasie, a jeszcze do tego jasno i bez konfabulacji opowiadał, były dla mnie jak pieśń śpiewana przez Apollina. Kiedyś Janina (pozwoliła mi mówić do siebie na „ty”, a miała już wówczas 90 lat) pokazała mi swój sztambuch: maleńki, zszyty grubą włóczką zeszycik o solidnych okładkach. Takie pamiętniki w czasach mojego dzieciństwa były też modne, wpisywały się do niego koleżanki i koledzy ze szkoły.

Strona z pamiętnika pani Janiny Niemczyk fot: Małgorzata Szturomska


W dawnych sztambuchach, niezwykle cennych dla historyków śledzących życiorysy ciekawych postaci, można było spotkać perły. Każdy się starał wpisać do sztambucha ładnie, zabawnie i fantazyjnie. Pani Janina otworzyła swój pamiętnik na stronie, na której ukazał się rysunek sikorki siedzącej na gałęzi czereśni i podpis: „Na pamiątkę kochanej Jasi wpisała się A. Bauerfeindówna”. Rysunek ten powstał w 1939 r. i świat był wtedy jeszcze przed tragedią, która za chwilę miała nastąpić i w której miało umrzeć miliony ludzi. Zbliżały się wakacje, dziewczęta chodziły do szkoły do Jazgarzewa, siedziały w jednej ławce. Alina była córką dziedzica gołkowskiego. Trochę się z dziedzica podśmiewano, że taka arystokratka chodzi do szkoły z dziećmi ze wsi, z czworaków. Alina mieszkała razem z rodzicami w obszernej oficynie, która pozostała po pożarze majątku w 1915 roku i często wracając ze szkoły obie dziewczynki zatrzymywały się w domu Aliny. Janina pamiętała ich zabawy, ale największe wrażenie robiły na niej lekcje gry na pianinie. Uważała, że to wielki zaszczyt, jeśli mogła zostać i słuchać gry Aliny. W ocenie Janiny Alina grała pięknie. Znała też zabawne melodie, co inspirowało do tańca i wygłupów kabaretowych.

Czytaj także: Gołkowskie obrazki, czyli skarbiec strzechy naszej


Pałac w Gołkowie


Kiedyś Alina pokazała Janinie niewielki wzgórek na placu za oficyną i opowiedziała historię pałacu, który tu stał. Twierdziła, że Rosjanie umyślnie spalili w 1915 r. wszystko, co cenne. Wówczas spłonął kościół, dzwonnica w Jazgarzewie i pałac Bauerfeidów, ten w którym bankier Tepper w XVIII w. gościł samego króla Stanisław Augusta Poniatowskiego i jego dworzan. W czasie, gdy pałac płonął kto żyw wynosił z niego cenne przedmioty, niewiele się tego uratowało. Pani Janina twierdziła, że wie na pewno o darowiźnie wielu cennych przedmiotów, np. kandelabrów dla jazgarzewskiego kościoła odbudowanego po latach. Ciekawe, bo po pierwsze Bauerfeidowie byli ewangelikami, chodzili do kościoła w Warszawie lub Starej Iwicznej, jednak informacja była według świadków pewna. Jakie to są przedmioty – nie wiem; ponoć było ich sporo. Jeśli to prawda, a nie ma powodów, by było inaczej, to powinniśmy mieć w kościele bezcenne przedmioty być może z XVIII wieku. W którym miejscu stał pałac gołkowski? Janina określała to w ten sposób: wejście bramą od południowego zachodu i ponad sto metrów wjazdu, może więcej. Dziś to znaczy, że wjazd był od ul. Pułku IV Ułanów.

Mapa z 1911 roku, strzałka wskazuje zabudowania majątku Gołków z pałacem fot: zbiory ms

Alina córka Adolfa Bauerfeinda i siostra Zygmunta


Alina była trzecim dzieckiem Adolfa i Jadwigi z domu Baranowicz, pierwsza była dziewczynka o imieniu Irena Zofia, jej rok urodzenia jest jedyną informacją o niej. W 1922 r. urodził się Zygmunt Gustaw i w 1927 Alina Teresa. Zygmunt został zapamiętany przez Janinę jako wyjątkowo przystojny chłopak, przyjaźnił się z jej braćmi, starszymi od Janiny o kilka lat. W czasie wojny był bardzo pomocny w działaniach konspiracyjnych. Rodzina Bauerfeidów była pochodzenia niemieckiego i posługiwała się językiem niemieckim sprawnie, miała u władz okupacyjnych układy, co umożliwiało ratowanie wielu aresztowanych osób i Zygmunt często w takich akcjach pośredniczył, jak twierdziła Janina. Większość spraw załatwiał oczywiście jego ojciec Adolf. No i oczywiście to, że we dworze był telefon, miało duże znaczenie.

Posługując się przedwojenną książka telefoniczną można sprawdzić, że nr tel. 7103 należał do Adolfa Bauerfeinda i telefon był ulokowany we dworze, czyli majątku Gołków, zaś jego brat Władysław władający cegielnią „Gołków” miał nr tel. 7134. Telefony w małych miejscowościach były luksusem. W czasie II wojny światowej Niemcy nie wyłączyli nam telefonów i może dlatego przegrali wojnę. Błyskawiczny sposób komunikacji był bronią szybszą, niż kula z pistoletu, a jeśli telefon należał do zaufanej osoby, to już była pełnia szczęścia.

Czytaj także: Obrazki z ul. Bema


Zygmunt i Stefa Olińska


Z Zygmuntem Bauerfaindem wiąże się pewna romantyczna historia. Pani Janina opowiada, że Stefa Olińska i Zygmunt byli parą narzeczonych, wyglądali oboje jak z obrazka, często ich można było spotkać czekających na stacji w Gołkowie na pociąg. Olińscy mieszkali w Gołkowie, ojciec Stefy pracował u Adolfa. Przy końcu 1944 r. rodzina Bauerfeidów opuściła Gołków, bojąc się wkraczającej Armii Czerwonej. Minęło kilka miesięcy, Stefa nie miała żadnych informacji o ukochanym. Wojna się skończyła. Janina pamiętała zabawę przed kościołem w Jazgarzewie, opowiadała, że ludzie byli w wielkiej euforii. Młode dziewczyny poprzebierały się krakowskie stroje, biły dzwony, już zawieszone, które w czasie wojny były schowane na cmentarzu w Jazgarzewie. Nagle zaczęto szeptać, że Zygmunt wrócił. Wszyscy dowiedzieli się, że się ożenił. Stefa jeszcze tej nocy wsiadła w pociąg i wyjechała do Lublina. Janina czasami się z nią widywała, znała jej dalsze losy. Stefa skończyła studia dziennikarskie i wyszła za mąż, własnych dzieci nie miała.

Tej historii o Zygmuncie i Stefie nie potwierdza osoba z rodziny Bauerfeindów, co mnie zdziwiło. Być może para nie była w rodzinie akceptowana.

Wojnę przeżyło tylko dwóch synów Gustawa Beuerfeinda, w Katyniu zginął Gustaw junior, przez Niemców został zamordowany Wacław, w 1943 roku zmarł Józef, ale to już inna historia. cdn

 

 

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama