Koneserzy dobrej kuchni na pewno ucieszą się z tego wspomnienia z lat 60., 70. i 80. XX w., choć już chyba niewiele osób pamięta tę restaurację, która znajdowała się na obrzeżach miasta Piaseczna, a właściwie (będąc w zgodzie z geografią) w Gołkowie.
Nieliczni, analizując historię lokalizacji opowiedzą o obiadach czwartkowych króla Stasia, pałacyku bankiera Teppera i o rodzinie Bauerfeindów. Do historii przeszedł też niezbyt urodziwy architektonicznie pawilon z epoki PRL-u.
Prosty klocek pawilonu znajdował się u zbiegu ulic Gołkowskiej, Głównej i Pułku 4. Ułanów, stąd pewnie wzięła się nazwa obiektu i miejsca – Wiraż. Sprawdziłam w słowniku znaczenie tego słowa i znalazłam taką definicję: wiraż to zakręt drogi, szosy, bieżni itp. w kształcie łuku. Wnętrze restauracji było typowe, jak czas, w którym funkcjonowała; całkowicie zgodne z estetyką PRL-u. Długa sala, w której postawiono tanie krzesła i stoliki, na środku sali, po prawej od wejścia usytuowano okienko do wydawania dań i na końcu kącik z jednym czy dwoma stolikami odgrodzony kotarą z grubej tkaniny, tak żeby przypadkowy koneser wpadający „na jednego” nie widział kto zajechał do knajpki na golonkę, i nie tylko. Ot, takie pozory intymności dla tych, co nie za bardzo chcieli być widziani. Czyli dobre towarzystwo zasiadało za kotarą. Wódki w tych czasach nie brakowało, ludzie lubili zabawić się na całego, nie ma co tu ukrywać, że dość modne było po wypłacie zrobienie rundki po knajpach. Taksówki tylko śmigały między Piasecznem, Łosiem, Pyrami, Gołkowem i Magdalenką. Hulaj dusza, piekła nie ma, raz się żyje! Wiraż w Gołkowie, pod kierownictwem pana Jurka słynął z wyśmienitej kuchni i sprawnych kelnerek, umiejących sobie poradzić z zawianymi klientami. Tak, że obciachu nie było. Ta golonka przyrządzana przez panie kucharki to był poemat smaku i zapachu, wiele lat później jadłam tak dobrą na Starym Mieście w Warszawie, ale i tak palmę pierwszeństwa przyznaję tej gołkowskiej. I było coś jeszcze, co trzeba było spróbować koniecznie! Pierogi! Dziś, gdy pierogi można kupić w każdym sklepie i jadłodajni, kogoś może to zdziwić, że w latach 70. były rarytasem. No były! Nawet dziś zrobienie dobrych pierogów to sztuka nie lada. Pierogi z dudkami wieprzowymi (płuckami) to odpowiedniej grubości ciasto, a w środku zmielony farsz z przyprawami i cebulką lekko zeszkloną na patelni, i ta okrasa ze słoniny stopionej na skwarki – to była poezja gołkowska. Nikt wtedy nie dbał o jakiś tam cholesterol. A do tego zimne piwo z beczki lub wódka czysta z musztardówki popijana oranżadą z butelki otwieranej klipsem.
Ciekawą postacią restauracji Wiraż był pan Rysio Łużycki, tak dokładnie nie wiem, czy nazwisko pisane przez „ż” czy „rz” – przepraszam, jeśli napisałam z błędem. Sylwetką przypominał wojaka Szwejka z ilustracji do książki Jaroslava Haška. Otóż Rysio to był król życia i osoba znana wszystkim mieszkańcom. Nikt nie wie skąd się wziął w Gołkowie, z czego żył itd. Rezydował przy Wirażu, trochę sprzątnął obejście, wyniósł czasami kubełek z odpadkami, dostawał za to miskę zupy lub resztki jedzenia, źle nie miał, bo ludzie go lubili. Kiedyś, pewnie około 1977 roku, gdy zaczęłam przyjeżdżać do Gołkowa, wracając do domu z mężem zobaczyliśmy śpiącego na przystanku w Piasecznie Rysia, a mróz był siarczysty. Poszliśmy po taksówkę, wpakowaliśmy delikwenta do auta i zawieźliśmy do jego gołkowskiego domu. W taksówce Rysio nieco się ożywił i już samodzielnie pomaszerował do chałupy. Rankiem następnego dnia spotkałam go na pętli autobusu linii 205, tuż przy Wirażu, podszedł do mnie i opowiedział mi, jak to z przystanku w Piasecznie porwali go kosmici i zdradzili mu kilka tajemnic wszechświata, a później odtransportowali do domu. A tak serio, to nigdy nie wiedziałam, czy Rysio fantazjuje, czy jest wariatem, bo człowiek ten wiedzę miał sporą i posługiwał się językiem bardzo poprawnym. Latem przychodził do mojej teściowej Marianny i kosił trawniki, nawet miał swoją kosę i kamień do ostrzenia. Życzył sobie za tę pracę flaszkę nalewki i jakieś grosze. Lubiłam z nim pogadać, bo mnie intrygował, opowiadał o roślinach, zdrowej żywności, lekarstwach na dolegliwości wątroby i katar, ale gdy chciałam dowiedzieć się coś o nim samym, od razu kierował rozmowę na kosmitów i tajemnice wszechświata.
Dziś w miejscu restauracji Wiraż jest sklep Netto. Dziś nie robi się rundki po knajpkach, bo knajp tez już nie ma – są puby, sąsiad nie zna sąsiada, na pętli 205 nikt nie pali papierosów, kierowcy nie wołają do pasażerów – Koniec palenia, jedziemy! W miejscu pętli autobusowej, jest nowoczesna stacja paliw Wadex. Wyginęli już miejscowi wariaci, którzy byli wolnymi ptakami, znali różne tajemnice wszechświata i doli ludzkiej. Dziś ludzie na przystanku mają nosy w smartfonach, nie ma rozmów z towarzyszami podróży. Tu zaszła duża zmiana obyczajowa. Za to dbamy o cholesterol i poziom cukru w oranżadzie, oraz częściej odwiedzamy psychiatrów
Napisz komentarz
Komentarze