Pytanie: czy to jeszcze kontrola biletów, czy już po prostu zwykłe łamanie prawa i naruszanie nietykalności cielesnej?
W środę 27 kwietnia około godziny 12 na przystanku „Polna” znajdującym się przy ulicy Warszawskiej w Konstancinie-Jeziornie spostrzegłem średniego wieku, szczupłą, zdenerwowaną kobietę wychodzącą z autobusu w towarzystwie pewnego mężczyzny. Po identyfikatorze zorientowałem się, że był to kontroler biletów. Pani, mówiąca z wyraźnym wschodnim akcentem, na pewno nie tutejsza, tłumaczyła się, że bilet kupowała u kierowcy i nie wiedziała, że jest on nieodpowiedni. Z wyraźnym przejęciem próbowała jakoś ubłagać kontrolera – w końcu miała bilet, tylko że błąd ludzki sprawił, iż nie taki jak potrzeba. Pan jednak pozostał nieugięty i powiedział, że ewentualne skargi, odwołania powinna kierować do kogo innego. Następnie dalej próbował ją wylegitymować.
Zirytowana, roztrzęsiona kobieta chwyciła ciężkie torby, które wiozła ze sobą i postanowiła pójść przed siebie. Kontroler starał się ją zatrzymać, zastawiał jej drogę, nie odstępował na krok. Całemu zdarzeniu towarzyszył ulewny deszcz. Początkowo wyglądało to dosyć komicznie – kobieta próbuje iść prosto, a mężczyzna, niczym dziecko w podstawówce, staje na jej drodze, jakby mówił: „nie przejdziesz, nie dam ci przejść”. Niestety, potem nie było już tak zabawnie.
Kontroler wytrącił kobiecie z rąk bagaż i nie pozwalał jej go zabrać. Przemoczona zostawiła rzeczy i odeszła dalej, a widząc to, zdesperowany „kanar” zaczął ją szarpać za ubranie. Jak wskazywała, zniszczył jej płaszcz. Żaden z przechodniów nie zrobił nic, by jej pomóc. Podszedłem i wytłumaczyłem panu, że nie ma takich uprawnień, by stosować przemoc względem innych osób, ten zaś wołał, żebym zadzwonił na policję, która miałaby ująć kobietę. Po mojej interwencji sytuacja się nieco uspokoiła. Pani schowała się w pobliskim sklepie, ale przed wejściem czekał na nią oczywiście nieustępliwy pracownik komunikacji miejskiej. Zrezygnowana, cała mokra i poszarpana udała się w końcu z kontrolerem na komisariat policji. Obrazek niczym z westernu – łowca nagród prowadzący „przestępcę” do szeryfa.
To jednak nie był koniec historii. Kilka minut po tym incydencie, jadąc następnym autobusem, natknąłem się na kolejnych panów sprawdzających bilety. Zainteresowała mnie ich rozmowa.
– Zgadnij, gdzie jest „szczur”. Na komisariacie w Konstancinie – mówił jeden z nich swojemu koledze z rozbawieniem. Po chwili telefon i znowu: „A szczur na Konstancinie, interwencje se robi” – kontynuował. Widać, panów sytuacja bardzo rozśmieszyła. W przeciwieństwie do mieszkańców, którzy nie wiedzą, czego się mogą spodziewać przy okazji okazywania biletów.
„W razie niezapłacenia należności za przewóz wraz z opłatą dodatkową i nieokazania dokumentu tożsamości kontroler biletów ma prawo ująć pasażera i niezwłocznie oddać go w ręce policji” – widnieje w regulaminie. Tylko ciekawe, na ile ten kontroler może sobie pozwolić. Bo jeśli szarpie inne osoby i niszczy cudze mienie, to już nie jest kontrola, a zwykłe łamanie prawa.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze