Środowisko osób związanych z piłką nożną jest tak szerokie i zróżnicowane, że ogromnym grzechem byłoby wrzucać wszystkich do jednego worka. Trzeba zapamiętać – kibic to nie chuligan.
W ostatnich dniach bezustannie w mediach pojawiają się informacje, w których pada słowo „kibic”. „Kibice rzucali race w czasie finału pucharu Polski”, „kibice okradli sklepik przy dworcu w Piasecznie”, „kibice zniszczyli przystanek”. Tak się zastanawiam, czy parę osób nie powinno przypadkiem sięgnąć do słownika, zanim zacznie pisać newsy i oczerniać Bogu ducha winną grupę ludzi.
Zerknijmy na definicję słownikową: „kibic – osoba oglądająca rozgrywki sportowe i dopingująca tych uczestników, z którymi sympatyzuje”. Hmm... Zero wzmianki o kradzieżach i wandalizmie. Dziwne, prawda? A to wszystko, niestety, wynika z mylenia pojęć. Notorycznego dodajmy. Oprócz naszego ulubionego słowa istnieją również inne, które także charakteryzują osoby noszące szaliki, na których widnieją barwy klubowe. Zapraszam na wykład profesora Miodka... znaczy Rafała Lipskiego dotyczący środowiska kibicowskiego.
„Kibic”, „kibol”, „pseudokibic” – te trzy określenia są najczęstsze w użyciu. Co bardzo przykre, ostatnie z nich występuje najrzadziej. Do rzeczy. Pierwsze już sobie wyjaśniliśmy, więc czas na drugie. Pejoratywny „kibol” zazwyczaj kojarzy się z krępymi osiłkami tłukącymi butelki na stadionach. Część tych wyobrażeń na pewno jest nieprzypadkowa – fanatycy piłki nożnej często bywają dobrze zbudowani. O potłuczonym szkle natomiast nic mi nie wiadomo. Ponownie zajrzyjmy do słownika: „kibol – kibic, zagorzały zwolennik określonej drużyny sportowej”. Definicja wręcz doskonała. Kibol to także kibic, ale taki bardziej zaangażowany, właśnie „zagorzały”. W praktyce to ludzie, którzy chodzą na wszystkie mecze swojej ukochanej drużyny, angażują się w doping, oprawy. Takie przeciwieństwo naszego „piknika”, który idzie na stadion, by zjeść coś na ciepło i popatrzeć na boisko. A czy można być kibolem, gdy gardło zdziera się w domu przed telewizorem zamiast na trybunie? Niespecjalnie – by zyskać to miano, trzeba jednak wyrwać się z tego mieszkania.
Co z pseudokibicem? „Osoba uczestnicząca w imprezach sportowych w celu wzniecania burd i bójek pośród widzów” – bingo! To są właśnie panowie, bądź też i panie, którzy 2 maja zrobili sobie ognisko na Stadionie Narodowym. Awantury, race, bójki, groźby karalne – to ich znak firmowy. Jednakże, żeby nie było tak łatwo, należy wyróżnić jeszcze trzecią kategorię, ale tu już słownik nie przyjdzie nam z pomocą.
„Pseudokibole” – rzekłbym moja autorska definicja. Jak najbardziej prawidłowa. Kim jest człowiek zaliczający się do tej grupy? Najprościej mówiąc, to pseudokibic, który, wbrew powyższemu, nie uczestniczy w imprezach sportowych w ogóle. Osobiście znałem kilku takich panów, z jednym z nich uciąłem sobie kiedyś nawet małą pogawędkę. Był rok 2010, a pan z wielkim zaangażowaniem wygrażał przechodniom i pytał, dlaczego „nie chcą umierać za Legię” (swoją drogą głupota, czemu cały powiat ma umierać za Legię, a nie np. za MKS Piaseczno?).
– Wiesz może, kto bronił ostatnio na Łazienkowskiej? Mucha miał kontuzję – spytałem. Na to pan mi odpowiedział:
– Nie wiem, nie oglądam meczów, kiedyś oglądałem...
Cały pseudokibol. Nie ma pojęcia, komu kibicuje, ale musi się wyżyć. Szkoda tylko, że przy tym wszystkim miesza w to sport. Gdy widzimy, jak ktoś rabuje sklepik, ewentualnie maluje jakieś bohomazy na przystanku, to na 90 procent będzie to któryś z nich. Choć niewykluczone, że ci przestępcy mogą w ogóle nie mieć nawet najmniejszego związku ze sportem, a i tak zostaną nazwani kibicami.
Przykład, kazus rodem z ćwiczeń z prawa karnego. Pijany 40-latek wraca do mieszkania i zastaje swoją konkubinę z innym mężczyzną. Uderza ją w głowę, powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu. W czasie popełnienia czynu zabronionego sprawca ma na sobie zieloną czapkę z daszkiem z logo Perły Złotokłos. Rano w gazetach ukazują się tytuły: „kibic Perły pobił kobietę”. Ale przecież ten człowiek nie miał żadnego związku z tym klubem, z kibicowaniem. Czapkę mógł znaleźć albo kupić, bo podobał mu się kolor, a piłki nożnej w ogóle nie trawi. Kibic to nie chuligan i trzeba o tym koniecznie pamiętać.
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze