W dniu rozpoczęcia olimpiady stadion oczekiwał Adolfa Hitlera i gdy nadjechał w eleganckim samochodzie, drobny człowiek z kabaretowym wąsikiem pod nosem, stadion oszalał. Witano go jak Mesjasza. W tym czasie sportowcy mokli przed Bramą Maratońską na Polu Majowym, jakby zapomniani. Z drużyn niemieckich już 26 kwietnia 1933 roku usunięto Żydów i Romów, na mocy dekretu zakazującego ich udział w organizacjach sportowych. Na tej olimpiadzie Polska zdobyła pierwszy w swojej historii medal w dyscyplinie, jaką było strzelanie do celu.
Oficer Władysław Karaś
Ciekawy wynik osiągnął w Berlinie polski sportowiec, Władysław Karaś z organizacji „Strzelec” Warszawa, który w dyscyplinie strzelania z karabinu małokalibrowego zdobył brązowy medal. Oddawano 30 strzałów w trzech seriach. W pierwszej Karaś osiągnął wynik 296 punktów na 300 możliwych. Bardzo ciekawy życiorys tego sportowca wart jest analizy. Aresztowany przez Niemców 23 kwietnia 1942 r. przesłuchiwany był na Pawiaku, a w dniu 28 maja – rozstrzelany w Magdalence. Pośmiertnie awansowany do stopnia majora.
Warszawa, Piaseczno roku 1936
Nazywana była Paryżem wschodu. Każdy z kim rozmawiałam o przedwojennej stolicy wspominał eleganckie sklepy, czyste ulice i piękne domy. Jak żył przeciętny warszawiak? Postawię dość szokujące pytanie – na co umierali wówczas Warszawiacy? Szukałam w statystykach informacji, ile osób zginęło z powodu postrzału z broni palnej. Spójrzmy na informacje z grudnia 1935 roku. Wówczas zmarło w Warszawie 1342 osoby. Najliczniejszym powodem zgonów były choroby układu krążenia – 329 przypadków. Niestety cały czas swoje żniwo zbierała gruźlica i tu zanotowano 163 przypadki, więcej niż z powodu nowotworów – 113. Zapalenie płuc natomiast – 171. Śmiercią samobójczą, tylko w jednym miesiącu skończyło życie 32 osoby. Zabójstw ze skutkiem śmiertelnym było 3. Na skutek wypadków życie straciło 21 osób. Dużo wypadków zdarzało się na trasach kolejek. Tu przykład właśnie z 1936 roku: W Pyrach pod pociąg dostał się Stefan Mazurkiewicz, lat 42, murarz, zamieszkały w Ząbkach i poniósł śmierć na miejscu.
Zastanawiające jest, ile osób zostało zastrzelonych w wyniku posiadania przez przeciętnego obywatela broni palnej, która niewątpliwie z kilku przyczyn była pożądana. To, że posługiwali się nią bandyci, to wiadomo z licznych opowieści prasowych. Panuje do dziś mit, że w czasie napadu, napadnięty nie powinien prowokować bandyty bronią palną. Tymczasem, według statystyk amerykańskich jest odwrotnie. Bardziej (paradoksalnie) skuteczne jest zdecydowane postraszenie np. pistoletem, niż wołanie o pomoc. I pytanie: czy przeciętny obywatel, przed wojną mógł mieć broń palną w samoobronie? Według rozporządzenia Prezydenta RP z 1932 roku „broń można było nabywać, posiadać lub nosić w celach osobistych, tylko na podstawie pozwolenia władzy, którą były powiatowe władze administracji ogólnej (starosta). Władze te wydawały pozwolenia według swobodnego uznania osobom niewzbudzającym żadnych obaw, że użyją broni w celach sprzecznych z interesem państwa.” Wniosek z tego, że broń mogła mieć tylko elita. Tymczasem w Szwajcarii, mógł mieć każdy obywatel i każdy miał obowiązek przejść przeszkolenie w samoobronie. Natomiast niemiecki przywódca ruchu narodowosocjalistycznego Adolf Hitler uważał, że broń powinien mieć tylko szanowany obywatel, całkowitemu zakazowi posiadania broni palnej podlegali obywatele pochodzenia żydowskiego. Analitycy powstania warszawskiego uważają, że brak broni palnej u przeciętnego Polaka, skutkował tym, że poszliśmy do boju w 1944 r. bezbronni.
Tymczasem w Piasecznie. Do kroniki wypadków z roku 1936 należy odnotować niebywałe zdarzenie, o którym pisze dziennik ABC z 7 stycznia. Otóż na ul. Sienkiewicza w Piasecznie, a była to w tych czasach ulica bardzo ruchliwa do późnych godzin nocnych, gdyż znajdował się tu dworzec kolejki grójeckiej. Tędy wiodła droga do nowej stacji PKP, tu było także kino i kilkanaście sklepów. Tam też odegrała się strzelanina. ABC nowiny codzienne pisze: W nocy około godziny 22.00 na ulicy Sienkiewicza w Piasecznie, jakiś pijany desperat dobył rewolwer i zaczął strzelać. Jedna z kul trafiła w nogę mieszkańca Piaseczna Władysława Żaka. Żak upadł na ziemię brocząc krwią. Kilku mężczyzn, znajdujących się w miejscu strzelaniny pogoniło za strzelającym, usiłując go rozbroić. Wówczas osobnik założył nowy magazynek z nabojami i dalej strzelał na oślep. Na odgłos strzelaniny nadbiegł patrol policyjny i zastał na miejscu leżącego na ziemi Żaka, w odległości około 200 m od niego znaleziono drugiego mężczyznę w kałuży krwi. Przeprowadzone dochodzenie ustaliło, iż rannym jest Jan Burski mieszkaniec Chyliczek, który został raniony nożem w pierś. Burski po wystrzelaniu wszystkich nabojów został dopadnięty przez pościg. Odebrano mu pistolet i ktoś mu wsadził nóż w okolicę serca. Burski został odwieziony do szpitala. Wśród mieszkańców Piaseczna ta strzelanina wywołała panikę. Poczałkowo sądzono, że to były porachunki gangsterskie, bo czasy były niespokojne. Na szczęście nikt nie zginął, a Burski został postawiony przed sądem za pijackie wybryki. Czy bohaterski Żak został nagrodzony za odwagę, niestety nie wiem. Mniej szczęścia miała młoda kobieta w kilka lat później. 21 lutego 1939 roku Nowy Dziennik informował: Niezwykła tragedia rozegrała się w Piasecznie pod Warszawą. W pobliżu toru kolejowego szła z mężem 22-letnia Halina Tomaszewska. Niespodziewanie dobiegł do nich jakiś osobnik i kilkakrotnie strzelił w stronę Tomaszewskiej, po czym zbiegł. Jedna z kul trafiła kobietę w pierś. W stanie ciężkim przewieziono ją do szpitala. Policji nie udało się jeszcze natrafić na ślad sprawcy, gdy oto tej nocy zawiadomiono posterunek w Piasecznie o samobójstwie nieznanego mężczyzny, który się postrzelił z rewolweru w skroń. Przy denacie znaleziono legitymację na nazwisko Juliana Mickiewicza oraz list ze słowami: „popełniam samobójstwo, gdyż zabiłem kobietę”. Policja ustaliła, że Mickiewicz zranił Tomaszewską najprawdopodobniej przypadkowo i w obawie przed odpowiedzialnością, popełnił samobójstwo. W Gołkowie w 1938 roku zastrzelono znanego przemysłowca w czasie napadu na jego dom. Innym razem. Na stopniach kina w Piasecznie, policjant zastrzelił agresywnego człowieka, który strącił mu na ziemie czapkę z głowy.
Epilog nie do końca związany z bronią palną, ale z wróżbą na przyszłość. W niespokojnym roku 1936, w piaseczyńskim Sądzie Grodzkim miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie, które było znamieniem czasu i tragiczną wróżbą na przyszłość. 14 sierpnia, wówczas, gdy w Berlinie trwała olimpiada, sądzono czterech mieszkańców ze wsi Zalesie, którzy celowo oblali naftą pieczywo sprzedawane przez domokrążców. Codziennie Hersz i Henny Hartman nosili świeże pieczywo po zalesiańskich domach, ot zwykli biedni ludzie. Jakie były wyroki w tej sprawie? Nie znalazłam informacji.
Napisz komentarz
Komentarze