Pana życiorys jest jak przygodowa powieść. Już jako nastolatek dzięki stypendium w Szkocji trafił pan do Gordonstoun School – pierwowzoru Hogwartu. Tańczył pan przed Królową Elżbietą II, a na festiwalu teatralnym w Edynburgu zagrał królika. Niedawno przejechał pan konno Kaukaz, czego książkowym odbiciem jest nagradzana seria o Wombacie Maksymilianie. Pana miłość do koni znalazła odzwierciedlenie w serii „Stajnia pod tęczą”, której współautorką jest Katarzyna Dowbor, a fascynacja komputerami dała początek „Szalonej historii komputerów”. Po co pisać, kiedy życie jest tak fascynujące? Czy to sposób na przedłużenie dzieciństwa?
Dla mnie jest sposobem na pielęgnowanie w sobie ciekawości świata, tego otwartego na nieznane i poszukującego ekscytujących przygód Marcinka, którym jestem w głębi serca. Myślę, że warto ten pierwiastek dziecka w sobie zachować i o niego dbać, karmiąc prawdziwymi przygodami. Jako pisarz, przeżywam przygody na kartach swoich książek razem z ich bohaterami. Często jednak sam muszę podobnych rzeczy doświadczyć, by móc wiarygodnie pisać o przeżyciach bohaterów. Kiedy tworzyłem serię podróżniczą o Wombacie Maksymilianie, nagrodzoną kilka lat temu Magellanem dla najlepszej książki podróżniczej dla dzieci, najpierw sam odbyłem kilka ekscytujących wypraw do Bhutanu, Nepalu i Chin, a potem swoimi przeżyciami podzieliłem się z głównym bohaterem opowieści – wombatem. Kiedy wombat uczy się latać na paralotni w Himalajach, kiedy leci motolotnią w stronę Annapurny albo zakrada się do kabiny pilotów w samolocie pasażerskim lecącym w pobliżu Mount Everestu – to tak naprawdę przeżywa moje przygody.
Czy więc książki dla dzieci są tylko dla dzieci?
Zdecydowanie nie. Sam chętnie czytam tytuły dla młodych odbiorców. To w ramach tego pielęgnowania w sobie dziecka… Tak zwane książki dla dzieci bardzo często czytane są w towarzystwie rodziców lub starszego rodzeństwa przez osobę dorosłą. Historia musi więc zaciekawić całą tę rozczytaną gromadę, nie tylko najmłodszych. Ja piszę dla wszystkich grup wiekowych – od przedszkolaków po młodzież. I z doświadczenia wiem, że po moje powieści detektywistyczne z serii „Detektywi na kółkach” sięgają nie tylko uczniowie klas czwartych, piątych i szóstych, choć tak sugeruje oficjalny kanon lektur. Fabuła tych książek – opartych częściowo na faktach (w tle tej fikcyjnej, współczesnej akcji, opowiadana jest autentyczna historia Nikoli Tesli, egiptolożki Dorothy Eady czy astronoma Tychona Brahe) okazuje się atrakcyjna także dla wielu zupełnie dorosłych odbiorców. Do tej pory do czytelników trafiło już ponad sto tysięcy egzemplarzy książek z tej serii.
Co może dać ich lektura dorosłym?
Dobrą zabawę. Wciągającą, trzymającą w napięciu opowieść. Po prostu rozrywkę. Jednak też mnóstwo ciekawostek naukowych i szansę na poznanie niesamowitych ludzi, którzy poświęcili się swoim pasjom – tak jak Tesla poświęcił się wynalazkom związanym z elektrycznością, czy Tycho Brahe badaniu nieba… Dorośli, czytając „Szaloną historię komputerów”, mogą odbyć podróż w czasie do swojego dzieciństwa i przypomnieć sobie Atari, Commodore i ZX Spectrum… A podczas lektury moich powieści podróżniczych, przekonać się, że w Bhutanie naprawdę mieszkają smoki. No, przynajmniej jeden – Jego Wysokość Smok.
Gdzie jest Pana miejsce na ziemi ?
Mieszkam w Nowej Iwicznej nieopodal Piaseczna. Jednak przez większość roku jestem w podróży. W ubiegłym roku szkolnym poprowadziłem 340 spotkań autorskich w około 100 miejscowościach. W tym roku jest podobnie. Nowa Iwiczna to moja przystań. Mój dom. Tam jest moja żona i menedżerka Kasia, moje dwa cudowne koty – Radek i Tosia, mój fotel do czytania i pracownia… Lubię swoje podróże po Polsce i spotkania z czytelnikami. Lubię też wracać do domu do najbliższych.
Napisz komentarz
Komentarze