Lista zarzutów, formułowana przez właściciel, ale też i wynajmujących pawilony w budynku handlowo-usługowym, dla którego od 25 lat Spółdzielnia Mieszkaniowa Jedność nie uzyskała pozwolenia na użytkowanie części wspólnych, jest długa. – Jesteśmy w potrzasku nieszczęść, bo prezes Stanisław Zawadzki robi wszystko, żeby utrudnić nam prowadzenie działalności gospodarczej – mówią, prosząc o anonimowość w obawie o jeszcze gorsze relacje ze spółdzielnią. – Oprócz tego, że od 1998 roku jest to plac budowy, to spółdzielnia nielegalnie zlikwidowała jedno z wyjść ewakuacyjnych, a następnie zabudowała je, stawiając pawilon. Oczywiście nie poinformowała o tym fakcie ani nas, ani PINB-u. Ponadto od 1 stycznia 2020 r. przedsiębiorcy zostali wyłączeni z gminnego systemu wywozu odpadów. Wezwaliśmy SM Jedność pod koniec grudnia 2019 r. do przygotowania oddzielnego miejsca na odpady. Dopiero po ponad roku, czyli w 2021 roku prezes postawił niewielką blaszaną budkę przylegającą do budynku. Przez ponad rok nie spełniała ona żadnej funkcji. Nie mieliśmy żadnej odpowiedzi, czemu służy. W tym czasie złożyliśmy na dziennik kilka pism o wyznaczenie jakiegokolwiek miejsca do składowania odpadów. Dopiero w październiku 2022 wskazano nam, że jest to nasz nowy śmietnik, a przecież prawo budowlane zakazuje stawiania śmietnika przylegającego do elewacji, bo to realne zagrożenie epidemiologiczne oraz przeciwpożarowe. PINB 6 grudnia 2022 r. potwierdził to i nakazał natychmiastową rozbiórkę. Mija już trzeci rok, a my nie mamy gdzie składować odpadów – dodają.
Ignoruje i rzuca kłody pod nogi
Jak mówią właściciele lokali, większość składanych przez nich na dziennik spółdzielni pism i wniosków, pozostaje bez odpowiedzi, mimo że jest im nadana sygnatura, a w treści prośba o odpowiedź pisemną albo mailową. – Poza tym spółdzielnia nie przedstawia nam rocznych sprawozdań finansowych, nie stosuje się do zapisów statutu. Otrzymaliśmy niepoprawnie wystawione faktury za poprzednie lata za wodę, prąd, a teraz źle naliczono nam koszty za ogrzewanie. Spółdzielnia jest jedynym inwestorem budowy, mimo to ostatnio okazało się, że to my musimy zapłacić za instalacje czujników przeciwpożarowych. Ich montaż nakazała straż pożarna, a kosztami takiego przedsięwzięcia spółdzielnia obciąża nas. W zależności od wielkości lokali i liczby czujek, otrzymujemy faktury od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Gdy się sprzeciwiliśmy, usłyszeliśmy od pana prezesa, że jak się nie zgodzimy, to trzeba będzie zamknąć cały obiekt, więc też nasze lokale i to będzie nasza wina.
Dla właścicieli i wynajmujących lokale oznaczałoby to likwidację wielu miejsc pracy oraz straty finansowe. – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mamy wsparcia ze strony instytucji państwowych – podkreślają. – Za to, że budowa trwa tyle lat, też nikt w żaden sposób nie odpowiedział, włodarze spółdzielni „bawią się” za nasze i mieszkańców pieniądze, a my odpowiadamy za wszystko całym swoim majątkiem – dodają. Ponadto w ich opinii włodarze spółdzielni tworzą sztuczny konflikt na linii mieszkańcy-przedsiębiorcy. – My nie walczymy ze spółdzielcami, tylko z włodarzami spółdzielni – podkreślają przedsiębiorcy.
Jeszcze latem ubiegłego roku do Stanisława Zawadzkiego wysłaliśmy e-maila, którego przekazanie prezesowi potwierdził nam sekretariat spółdzielni. Niestety prezes nie odpowiedział do dziś na pytania dot. trwającej wciąż budowy oraz bezpieczeństwa użytkowników i klientów obiektu przy ul. Szkolnej 16. Na naszą prośbę o wyznaczenie terminu spotkania z prezesem, wysłaną również e-mailem (18 stycznia br.) również nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Napisz komentarz
Komentarze