Reklama

Poskarżyła się na strażników miejskich. Odpowiedź urzędu ją zaskoczyła

Pod koniec grudnia mieszkanka miasta znalazła na ul. Czajewicza kota, którego awaryjnie zabezpieczyła w domu. Gdy po kilku dniach bezskutecznych poszukiwań właściciela chciała przekazać zwierzę straży miejskiej, zaczęły się problemy. Kobieta napisała skargę na działanie strażników, a odpowiedź urzędu również mocno ją zaskoczyła.
Poskarżyła się na strażników miejskich. Odpowiedź urzędu ją zaskoczyła

W grudniu tuż przed świętami pani Joanna, mieszkanka Piaseczna, idąc do pracy, natknęła się na ul. Czajewicza na czarnego kota. Jak ustaliła, zwierzę miało płakać całą noc pod jej zakładem pracy. Kobieta zabezpieczyła awaryjnie kota, najpierw w miejscu pracy, następnie w swoim mieszkaniu. – Zabrałam go do weterynarza, który sprawdził, że niestety nie posiada chipa. Ponieważ zauważyłam, że jest chory, podano mu leki, za które zapłaciłam z własnej kieszeni – opowiada mieszkanka. – W międzyczasie w internecie opublikowałam ogłoszenia ze zdjęciem kota i informacją, że szukam jego właściciela. Niestety przez kilka dni nikt się po niego nie zgłosił – dodaje kobieta. 

Mam go wypuścić

Z uwagi na to, że kot rezydent nie zaakceptował nowego zwierzaka w domu i nie udało się odnaleźć właściciela „zguby”, pani Joanna postanowiła zadzwonić do straży miejskiej po pomoc. – Schronisko to ostateczność, ale nie mogłam dłużej przetrzymywać go u siebie – tłumaczy. – Po zgłoszeniu telefonicznym w sprawie bezdomnego kocurka odwiedziło mnie dwóch strażników miejskich. Mimo iż pokazałam im, że ogłaszałam znajdę w internecie, a także udokumentowałam strażnikom wizytę u weterynarza, panowie najpierw sugerowali, że chcę pozbyć się własnego kota. Następnie „poradzili mi”, że kot jest wolnożyjący i mam go wypuścić tam, gdzie go znalazłam – opowiada oburzona mieszkanka. 

Kobieta postanowiła nie odpuszczać. Skontaktowała się z wydziałem środowiska Urzędu Miasta i Gminy Piaseczno oraz jedną z lokalnych fundacji prozwierzęcych. – Skutek był taki, że znów odwiedził mnie strażnik miejski, ale była to już inna osoba. Po wysłuchaniu mnie i „oględzinach kota” uznał, że zwierzę jest oswojone i powinno trafić do schroniska, co w końcu nastąpiło – dodaje mieszkanka. Jednak w związku z wcześniejszą odmową zabrania kota, napisała do burmistrza skargę na czynności straży miejskiej. W piśmie zarzuca strażnikom brak elementarnej wiedzy o zwierzętach oraz protekcjonalne traktowanie. – (…) Pan kazał mi wypuścić chore, niekastrowane zwierzę na wolność, co jest nieludzkie, ale przede wszystkim niezgodnie z ustawą o ochronie zwierząt artykuł 11a – czytamy w piśmie. – Niestety niekompetencja, brak pomocy i chociażby chęć współpracy Straży Miejskiej w Piasecznie jest dobrze znana w lokalnym środowisku prozwierzęcym – dodała, prosząc burmistrza o wyciągnięcie konsekwencji wobec strażników miejskich, aby w przyszłości podobne sytuacje nie miały miejsca. 

Ostatecznie kot trafił do schroniska i znalazł już nowy dom

Stworzyła zagrożenie epidemiologiczne?

Jakież było zdziwienie pani Joanny, gdy otrzymała odpowiedź z urzędu. Wynika z niej, że w sprawie przeprowadzono postępowanie wyjaśniające, a skargę uznano za bezzasadną. Co więcej, urząd w ogóle nie odniósł się do pierwszej wizyty strażników, którzy najpierw uznali, że mieszkanka chciała oddać im swojego kota, a potem polecili jej go wypuścić. – W piśmie podkreślono też, że zgodnie z artykułem 11a, na który się powoływałam, wyłapywanie zwierząt należy do zadań własnych gminy, a odławianie zwierząt na własną rękę niesie za sobą wiele różnorodnych skutków. Tu wymieniono zagrożenie epidemiologiczne, rozpowszechnianie chorób zwierzęcych, zagrożenie dla ludzi i zwierząt oraz skutki prawne – wymienia z niedowierzaniem mieszkanka Piaseczna. 

Urząd gminy broni strażników miejskich. – Strażnicy miejscy są przygotowani do obsługi zgłoszeń dotyczących zwierząt i regularnie przechodzą szkolenia w tym zakresie. O ich doświadczeniu niech świadczy liczba interwencji z tego zakresu - w 2023 r. było ich aż 780 – podkreśla Joanna Ferlian-Tchórzewska, rzeczniczka piaseczyńskiego magistratu. – Należy pamiętać, że strażnicy postępują zgodnie z obowiązującymi przepisami i ustalonymi procedurami w zakresie odławiania, transportu i zabezpieczenia zwierząt domowych – dodaje Joanna Ferlian-Tchórzewska.

Urząd pytany o próby oddawania służbom swojego domowego psa czy kota przyznaje, że nie ma dowodów na takie zachowania, ale ma podejrzenia, że tak się zdarzało.

CZYTAJ TEŻ:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Eryk 30.01.2024 19:20
Jak kobieta ta znalazła kota to wtedy powinna to zgłosić odpowiednim służbom a nie wtedy gdy go wzięła do domu, kot jej się nie spodobał a następnie chciała się go pozbyć. Urzędnicy mają rację. Odławianie bezpańskich zwierząt jest zadaniem gminy a nie obywateli.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama