Uczył się i miał napisać coś ważnego, ale złamała się stalówka pióra i drugiej nie było. I poszedł na spotkanie rodzinne. Po spotkaniu, na prośbę rodziny, Zbyszek miał odprowadzić do domu kuzynkę mieszkającą przy ul. 1 Maja koło stadionu, Halinka przyłączyła się do nich, bo mieszkała też niedaleko. Rozstali się, ale Zbyszek poprosił o następne spotkanie. Oboje bardzo przypadli sobie do gustu. I w końcu 1968 r. odbył się ich ślub w kościele św. Anny w Piasecznie. Zbyszek, wówczas zapalony sportowiec, częsty bywalec boiska w Piasecznie i kolega brata Halinki świetnego bramkarza Ruch-Piaseczno Staszka Kwaśnego, do końca życia zachował uwielbienie dla sportu.
Pielęgniarka Halina, piasecznianka
Halinka skończyła szkołę pielęgniarską w Warszawie przy ul. Nowogrodzkiej. Pierwszy staż odbyła na oddziale w jednym z warszawskich szpitali, ale w finale została pielęgniarką przemysłową i została zatrudniona w przychodni zakładów ZELOS, mimo że pracowali oboje ze Zbyszkiem, w jednej firmie nie spotkali się, dopiero na przyjęciu u kuzynki Roszkowskich. Zacznę od początku.
Halinka pamięta przedszkole, do którego chodziła, i tu ciekawostka, bo przedszkole było przy ul. Świętojańskiej w Piasecznie, obok szkoły w drewnianym budynku, a że dzieci zapamiętują różne dziwne rzeczy, to pamięta 10 stopni schodów, którymi wspinała się do sali przedszkolnej. Budynek ten po zlikwidowaniu przedszkola zasiedlili lokatorzy, tu istniał też Wydział Oświaty. Niestety drewniany świdermajer spłonął na początku lat 60. Po przedszkolu oczywiście panna Kwaśna poszła do szkoły przy ul. Świętojańskiej. Zapamiętała nauczycielki: polonistkę Zofię Wróblewską, Marię Samulską, siostry Eder. Zawsze marzyła o szkole pielęgniarskiej, tej w Warszawie przy ul. Nowogrodzkiej, chciała się opiekować chorymi, ale najpierw trzeba było skończyć LO w Piasecznie przy ul. Chyliczkowskiej. Po maturze razem z koleżanką Jadzią Markowską z ul. Kniaziewicza zostały przyjęte do pomaturalnej szkoły w Warszawie. W szkole pielęgniarskiej okazało się, że obie panny są predysponowane do zawodu, który wybrały. Z Jadzią Markowską przyjaźnią się do dziś. Pierwsza poważna praca Halinki to szpital przy ul. Szaserów w Warszawie. Długi, męczący dojazd z Piaseczna do miejsca pracy zajmował ponad 2 godziny. Najpierw droga od ul. Marchlewskiego w Piasecznie, potem Węgiełkami koło cmentarza, ul. Sienkiewicza do stacji PKP. Powrót był nieraz późnym wieczorem lub w nocy i wtedy po córkę na stację wychodził tata, bo w latach 60. Piaseczno nie było bezpiecznym miastem, to spowodowało zmianę miejsca pracy.
ZELOS
Młoda pielęgniarka znalazła pracę w przychodni zakładowej ZELOSu w Piasecznie. Przychodnia mieściła się wówczas w niewielkim domu obok zakładu.
Proszę Halinkę, aby opowiedziała mi o pracy w przychodni zakładowej ZELOSu i otrzymuję w zamian anegdotę. Halina często jeździła jako pomoc medyczna na wycieczki zakładowe i oczywiście zabierała ze sobą torbę pielęgniarki z pełnym wyposażeniem. I pewnego razu na grzybobranie zabrała zrobioną przez swoją mamę orzechówkę na spirytusie, bo jak wiadomo jest to eliksir na wszystkie żołądkowe kłopoty. Pierwszy dzień wycieczki do pokoju przychodzi pacjent i skarży się na ból żołądka, no to Halinka podaje mu kieliszek orzechówki. I ból odpuszcza „jak ręką odjął”. W chwilę potem, jak wycieczkowicze dowiedzieli się, jak się odbywa terapia u pielęgniarki Halinki, to się ustawiła kolejka po kieliszeczek orzechówki. Nie muszę dodawać, że nastąpiło cudowne ozdrowienie wszystkich uczestników.
Praca w przychodniach zakładowych nie jest łatwa, bo pielęgniarki pracują też na noce i zmiany. Zbyszek często musi zostać do późnego wieczoru w zakładzie i co wtedy z opieką nad dziewczynkami? Zbyszek odprowadza córkę do przedszkola, ale nie umie się rozstać z płaczącą i wtulającą się w niego dziewczynką, dla której pożegnanie z tatą przed wejściem do przedszkola jest trudne. Robi się problem. Na szczęście czas mija i niektóre problemy rozwiązują się same. Jeden problem tylko nie rozwiązał się sam: wysokie schodki autokaru, który woził dzieci do przedszkola. Co robi Roszkowski? Projektuje, a potem sam spawa w domu dodatkowe schodki dopasowane do autokarowych. Przez wiele lat były używane.
Trudny też dla rodziny Roszkowskich był czas, gdy następowała zmiana zakładu z Polkoloru na Thomson, bo Zbyszek przez pewien czas nie dostawał wynagrodzenia. Przetrwali i ten czas oboje. Namawiano Zbyszka, aby zmienił zakład, ale to było w jego planach niemożliwe, taki był, wszystko, co robił, było dla niego misją.
Przychodnia zakładowa
Te śniadania o 10.00 i te schody w kształcie ślimaka. Halinka niesie szklankę, staje na wycieraczce...i zjeżdża po stopniach jak na zjeżdżalni. Szklanka uratowana! Palec u nogi złamany, doktor Tadeusz Gerber zdziwiony pyta: ratowałaś szklankę? Dr Gerber chirurg, znakomity lekarz, dziś w Piasecznie jest ulica jego imienia, mieszkał tuż obok tej ulicy, kino należało do jego rodziny. Halinka i obie córki Agnieszka i Kasia mają o nim zdanie: najwspanialszy lekarz w historii Piaseczna. Wysyłał pacjentów na badania specjalistyczne, ale zanim zobaczył wynik, wiedział co choremu dolega. Był lekarzem z powołania, z dużą umiejętnością analizy dolegliwości chorego. Halinka opowiada, że współpraca z doktorem dała jej tak wiele umiejętności i wiedzy, że pewne czynności przy chorym mogła wykonywać sama. To był piękny czas w jej zawodzie.
O doktora trzeba było dbać, bo nie przywiązywał zupełnie uwagi do ubrania. Kiedyś Zbyszek przyszedł do przychodni żony w nowej kamizelce, którą kupiła mu Halinka. Doktorowi spodobała się kamizelka i Halina na prośbę doktora kupiła drugą. Minął czas i kamizelka zaczęła się strzępić i trzeba było powiedzieć doktorowi, że już czas, aby kamizelkę wyrzucić. Oj żałował jej bardzo, ale posłuchał się, choć trudno się mu było z nią rozstać. Taki był. Dr Tadeusz Gerber prowadził też w domu koło kina Mewa swój prywatny gabinet, przychodzili do niego chorzy, badał, stawiał diagnozę, ale na opatrunki i zastrzyki wysyłał do Halinki Roszkowskiej. Halina towarzyszyła mu aż do emerytury, a potem, gdy po wylewie długo leżał w szpitalu na ul. Kasprzaka w Warszawie, też go odwiedzała, tam też zmarł.
Halinka, Kasia i Agnieszka opowiadają mi o tym, gdzie są pochowani bohaterowie tej opowieści: wszyscy prawie na starym cmentarzu w Piasecznie. Wszyscy oprócz dziadka Zbyszka, bo zaginął w czasie wojny i nie udało się go odnaleźć, w Piasecznie na starym cmentarzu Stanisław Roszkowski ma swój grób symboliczny.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze