Reklama

Wakacje z duchami czyli katalog duchów piaseczyńskich

W letnie upalne wieczory, gdy w wakacyjnym nastroju zasiadaliśmy na werandach domów w dużym gronie rodziny i przyjaciół, najciekawsze dla nas dzieci były opowieści z serii rodzinnych historii, a już gawędy o duchach stanowiły repertuar naszych babć najcenniejszy. Zebrałam kilka opowieści i po włączeniu tych już starszych i znanych, powstał niewielki, ale cenny katalog duchów piaseczyńskich.
Wakacje z duchami czyli katalog duchów piaseczyńskich
Dom Kleszczów z ul. Reytana zdj. z lata 70

Źródło: Zbiory autorki

Obie opowieści usłyszałam od poważnych ludzi, to co tu opisałam zdarzyło się naprawdę i mogę je włączyć do katalogu duchów piaseczyńskich. 

W domu przy ul. Rejtana

Dziadek Jan zmarł na zawał tak nagle, że trudno było uzmysłowić sobie jego odejście. Tym bardziej, że rodzice i dzieci byli przyzwyczajeni do jego częstych wizyt i prezentów, którymi obdarowywał dwie małe wnuczki. Zakochany był w dziewczynkach i one w nim. Lubiły spędzać z nim czas, grać w gry planszowe i spacerować drogą do Żabieńca. Latem zasiadać na kocyku nad Jeziorką, pić lemoniadę i słuchać dziadkowych opowieści o wojnie. Zimą podróżować do warszawskiego mieszkania dziadków. To był piękne czasy dzieciństwa i nagłe zetknięcie się z odejściem tak bliskiej osoby stało się tak dramatyczne, że trudno było przywyknąć do tego, że Janka już nie ma.

Dom przy ul. Rejtana był parterowym domkiem postawionym w latach 50, gdy był ogromny głód mieszkań i składał się z pokoju, kuchni, przedpokoiku i niewielkiej łazienki. Mały budyneczek stał na końcu ogrodu i wiodła do niego przez niewielki sad ścieżka od furtki do drzwi wejściowych. Furtka była zamykana na noc i pierwszy mieszkaniec obudzony rano szedł do niej i otwierał kluczem solidny zamek. Żałoba po Janie trwała długo, smutek utrudniał funkcjonowanie rodzinny, dziewczynki nie rozumiały dlaczego ukochany dziadek, skoro udał się w daleką podróż na wieki, nie pożegnał się z nimi i ciągle o niego pytały. 

Dom przy ul. Rejtana/fot. zbiory autorki

Pewnej nocy, gdy zapadła cisza, a sen jeszcze nie przychodził, rodzice dziewczynek w tej ciszy nocnej usłyszeli skrzypienie furtki. Ktoś wchodził na ogród. Furtka była zamknięta na klucz, tak jak zawsze, zamknięte były też drzwi wejściowe do mieszkania. Znieruchomieli oboje. Usłyszeli w ciszy nocnej kroki. Ktoś otworzył drzwi wejściowe do mieszkania, wyraźnie było słychać uruchomienie klamki. Usłyszeli kroki wewnątrz pokoju. Ktoś przeszedł obok ich łóżka, podszedł do łóżek dziewczynek, postał chwilę, następnie podszedł do zabawki pozytywki wiszącej na regale i przez pociągnięcie sznurka uruchomił ją. Zerwali się oboje i zapalili światło. W pokoju nikogo nie było. Pozytywka grała dalej starą, wesołą melodię z katarynki. Pozytywka była prezentem od dziadka Janka. Rano można było powiedzieć dzieciom, że dziadek przyszedł i pożegnał się z nimi. Sprawdzili: zarówno furtka jak i drzwi były zamknięte na klucz. I gdyby nie to, że słyszeli tę nocną wizytę oboje, nikt by w nią nie uwierzył.

Pantofelki ciotki Stefanii

Dom stoi przy ul. Kauna, był budowany w 1930 r. i ma bardzo ciekawą historię. Budynek został wybudowany przez Kazimierę. Kazimiera miała troje dzieci: Bolka, Jadwigę i Zofię. Bolek niestety zginął w bitwie o Warszawę w 1920 r.

Dawna zabudowa ul. Kauna dom na rogu ul. Wschodniej i ul. Kauna. Fot: zbiory autorki

Pani Kazimiera była bardzo zaradną osobą, umiała inwestować pieniądze w przynoszące zysk przedsięwzięcia i jednym z nich było prowadzenie kasyna przy fortach Bema w Warszawie i to co zarobiła w kasynie zainwestowała w plac i budowę domu w Piasecznie. Budowa trwała szczęśliwe krótko i w rok po jej rozpoczęciu można się było wprowadzić do części domu. W jednym z pokoi Kazimiera urządziła gabinet dla siebie, a była z zawodu akuszerką. Niestety przyszedł taki moment w czasie budowy, że zabrakło pieniędzy na jego wykończenie i wówczas budowniczy domu wpadł na pomysł, że zajmie pod wynajem kilka pomieszczeń i tym Kazimiera spłaci mu resztę pieniędzy za jego usługi budowlane. I tak przez kilka lat część parteru i piętro było wynajmowane. Pokoje do wynajęcia zajmowali różni lokatorzy. 

Mijały lata. Pewnego razu do rodziny przybyła ciotka Stefania i okazało się, że bardzo by chciała wynająć pokój na pięterku domu. I tak się stało. Ciotka była szczupłą niewysoką kobietą, bardzo energiczną i poruszała się w charakterystyczny sposób, a że lubiła chodzić w butach na obcasach, to było ją słychać gdy chodziła po drewnianych podłogach i schodach. Stefania mieszkała w pokoiku przy ul. Kauna przez kilka lat, pewnego dnia zachorowała i zmarła. Martwą Stefanię znalazła lokatorka mieszkająca pod jej pokojem na parterze. Nikt dziś nie pamięta od kiedy to się zaczęło. Pewnego razu nocą w pokoju lokatorki usłyszano dziwny dźwięk dochodzący z góry, z dawnego pokoju Stefanii. To była pierwsza noc, gdy usłyszano taki dźwięk. I był to dźwięk obcasów osoby chodzącej po drewnianej podłodze. Wyraźnie słychać było to charakterystyczne tup, tup, tup. Następnej nocy stukanie obcasami powtórzyło się, ktoś chodził po pokoju. Oczywiście sprawdzono pokój i nikogo tam nie było. Stało się jasne, że ciotka Stefania wróciła do domu, ale niestety jako duch. Przychodziła tak przez kilka lat, nie codziennie, kilka razy w roku, ale gdy już pojawiała się, umiała nieźle wszystkich irytować. 

Nie pomogły msze za jej duszę, systematyczne palenie zniczy na jej grobie itd. W końcu sprowadzono zakonnika z zakonu Paulinów z ulicy Długiej w Warszawie. I on wiedział co robić. Pochodził po domu i po ogrodzie, odprawił modlitwy i na koniec kazał ściąć dwa drzewa w ogrodzie: wierzbę z rogu ogrodu i osikę. Ścięcie drzew uzasadnił tym, że powodują tu krążenie niedobrych energii. I ciotka Stefania przestała przychodzić. No może czasami w jej dawnym pokoju coś tam stuknie, coś puknie, coś spadnie, ale już nie to koszmarne tup tup.

Kasztany na ul. Kauna. Fot. M. Szturomska

Z opisanych domów, oprócz powyższych i miejsc mamy: dom Banasikowskich, Świdermajer przy ul. Świętojańskiej i okolice Pólka. Szukam dalej podobnych opowieści. 

 

Ankieta: Wakacje z duchami czyli katalog duchów piaseczyńskich

CZY WIERZYSZ W DUCHY?


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama