Jeszcze niedawno zabudowana drewnianymi domami, w których mieszkali przeważnie kolejarze pracujący w piaseczyńskiej kolejce, dziś można tu zobaczyć murowane domy jednorodzinne i nowoczesne małe osiedle. A ponieważ patron ulicy, to jedna z najpiękniejszy postaci historycznych w dziejach insurekcji kościuszkowskiej i wojnach napoleońskich, postanowiłam napisać o nim też kilka zdań.
Mało jest w Piasecznie osób, które zastanawiają się skąd się wzięła nazwa ulicy, którą raźno przecina nurt rzeczki Perełki. Perełka, czyli Kanał Piaseczyński jeszcze w latach 30. XX w. była czysta jak ten kryształ, co zachęcało dzieci do kąpieli i łapania rybek i ponoć raków. Ile jest prawdy z tymi rakami trudno dziś ustalić.
Spacerkiem po ul. Karola Kniaziewicza
Wchodząc w ulicę Karola Kniaziewicza od ul. Sienkiewicza witał przechodnia drewniany dom państwa Umeckich. Tu w czasie wojny działała radiostacja AK. Młodziutka Iza została aresztowana przez Niemców, przeszła śledztwo i została wywieziona do obozu koncentracyjnego. Szczęśliwie po wojnie wróciła. Jej historia ciągle czeka na opracowanie. W podwórku u Umeckich był magiel. Potężna drewniana maszyna na korbę, która wygniecioną po praniu i suszeniu bieliznę pościelową i ręczniki, zamieniała w wyprasowany płaski placek. Drewniany dom Umeckich nie istnieje od dawna.
Nie istnieje obszerny dom Herba i nie istnieje również drewniany dom, w którym mieszkali bracia Sochaccy i państwo Markowscy z dziećmi. Niedawno w pogorzelisko zamienił się śliczny zielony domek.
Nieco dalej jest jeszcze maleńki drewniak z werandą, który pamiętam, że dawno temu pełnił rolę ...salonu fryzjerskiego pani Halinki, składającego się z poczekalni na oszklonej werandzie i pokoiku, w którym pani Halinka układała paniom włosy, tapirując je w wysoki stóg. Pachniało tam płynem do trwałej ondulacji i lakierem do włosów. Panie klientki zasiadały na werandzie i toczyła się tam wartka rozmowa o ostatnich piaseczyńskich zdarzeniach, albo o serialu radiowym Matysiakowie. Telewizorów jeszcze na ul. Kniaziewicza nikt nie miał. Ten domek, co pamięta salonik fryzjerski, to już jedyny, drewniany relikt przeszłości, który jakimś cudem zachował się do dziś. Zastanawiam się czy pamięć nie spłatała mi figla i był tu kiedyś identyczny domek z identyczną werandą i panią fryzjerką i zniknął jak inne domy. Może mieszkańcy ul. Kniaziewicza wyjaśnią mi tę zagadkę.
Patron ulicy Karol Kniaziewicz
Przedwojenni włodarze miasta dali tej ulicy patrona Karola Kniaziewicza i myślę, że był to czas patriotycznych rozmyślań na temat wolności i rozważań o tułaczce tych, którzy całe swoje życie poświęcili walce o wolność Ojczyzny. Był to też dowód na to, że wiedzieli nasi piaseczyńscy rządzący więcej o Kniaziewiczu niż my, pokolenia przełomu tysiąclecia. I to jest ciekawe! Karol Kniaziewicz walczył w 1794 r. (popołudnie i ranek 9/10 lipca) pod Gołkowem, w beznadziejnej bitwie, która skończyła się spaleniem miasta Piaseczna. Gen. Karolowi Kniaziewiczowi przypisuje się pomysł wydostania polskiego wojska spod Gołkowa i uratowania wielu żołnierzy od niechybnej śmierci.
Pierwsze wzmianki o tej ulicy pojawiają w historii miasta w czasie planowania izb szkolnych w 1919 roku, czyli tuż po odzyskaniu niepodległości. W latach 1927/28 przy okazji wielkiego porządkowania miasta położono na ulicy Kniaziewicza dziki bruk na powierzchni 266m kw. Bruk ten istniał jeszcze w XXI wieku. Był położony od ulicy Sienkiewicza do granic posesji, na której stał dom burmistrza Herba, czyli kilkadziesiąt kroków i kończył się wielkim „jeziorem”, a raczej kałużą, w której można było puszczać papierowe stateczki udające wielkie żaglowce.
Do 1916 r., w którym to roku Prusacy zmienili nam granice miasta, ta część dziś Piaseczna należała do wsi Wola Piasecka. Gospodarze ze wsi Wola Piasecka długo opierali się przed przyłączeniem tego obszaru do miasta.
Karol Kniaziewicz to jeden z moich ulubionych bohaterów w naszych dziejach. Widocznie wieszcz Adam Mickiewicz też go szanował, skoro poświęcił mu kilka wersów w swojej epopei narodowej, w Panu Tadeuszu. Oto fragment:
Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy,
Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy;
Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął
I nad głowami gości błyskawicą mignął,
Przypominając polskie fechtarskie wykręty:
Krzyżową sztukę, młyńca, cios krzywy, raz cięty,
Cios kradziony i tempy kontrpunktów, tercetów,
Które też umiał, bo był ze Szkoły Kadetów.
Ulica Kniaziewicza ma też swoją mroczną historię, ale o tym napiszę w innym felietonie. Ma też historie rodzin tu mieszkających, a każda rodzina to powód do napisania nowej opowieści.
Napisz komentarz
Komentarze