W cyklu „Tu zaszła zmiana” dziś o prasie piaseczyńskiej z roku 1990. Roku nazywanym przełomowym, w którym znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej. Był to rok, patrząc z dzisiejszej perspektywy, niezwykle ciekawy. I może nigdy byśmy się nie dowiedzieli, jak bardzo ciekawy w naszym mieście, gdyby nie to, że w Piasecznie postanowiono wydawać czasopismo poświęcone wydarzeniom bieżącym i historii.
Nowy tytuł: „Kalejdoskop Piaseczyński”
Zebrał się zespół redakcyjny złożony z bardzo interesujących ludzi: redaktorem naczelnym został Jacek Zyśk, redaktorem technicznym Jerzy Fronczak, zastępcami redaktora naczelnego Marek Jędrzejewski oraz Danuta Kowalówna, a do historii Piaseczna zostali zatrudnieni Ewa i Włodzimierz Bagieńscy. Z gazetą współpracowała Grażyna Orłowska w charakterze fotoreportera oraz Ewa Raczyńska, która zajmowała się kontaktem z czytelnikami. Wydawca to jeszcze Rada Narodowa Miasta i Gminy w Piasecznie. Pierwszy numer wyszedł na początku roku 1990, a redaktor naczelny napisał: „Idea samorządu stwarza ogromne szanse dla społeczności lokalnej. Chcemy ten proces wspierać, pobudzać aktywność ludzi, przezwyciężać postawy nieufności, zniechęcenia i apatii”.
Jednak ten doskonale działający miesięcznik o bogatej i rzetelnej treści wydawany był tylko przez pół roku (prawdopodobnie). Wydawałoby się, że dziś jest całkowicie zapomniany i jego egzemplarze nie do znalezienia. A jednak! Pewnego lipcowego dnia 2024 roku zadzwoniła do mnie pani Renata, twierdząc, że jest w posiadaniu pięciu egzemplarzy wydawanej kiedyś w Piasecznie gazety. Pani Renata zbierała Kalejdoskop, mieszkając w Piasecznie, dziś mieszka w Warszawie i jest kobietą prowadzącą tramwaj. Spotkałyśmy się natychmiast, bo cudów się nie lekceważy. I mam! Lektura tak pasjonująca dla mnie, że szkoda mi było czasu na przemieszczanie się i przeczytałam wszystko od pierwszego numeru do piątego, jeszcze siedząc w samochodzie.
Co tam ciekawego przeczytamy?
W pierwszym numerze Kalejdoskopu na pierwszej stronie zdjęcie Poniatówki, naszej damy i dumy, dalej reporterski rajd po Piasecznie, cytuję: „Pierwszy miesiąc życia w nowej rzeczywistości gospodarczej za nami. Wielu z nas doświadczyło zadyszki, goniąc ceny i program antyinflacyjny. Jak będziemy żyć w następnych miesiącach, pokaże czas”. I dalej: „Po ulicach w Piasecznie jeździ mniej samochodów”. Z Wydziału Komunikacji meldują, że 200 osób wyrejestrowało swoje samochody. Były nawet kolejki do rejestracji! Eksploatacja malucha wynosi około 180-200 tysięcy zł miesięcznie. Za to na stacjach benzynowych nareszcie bez kolejek: podjeżdżasz i tankujesz. Na postoju taksówek pasażer nie musi czekać. Wsiada i jedzie. Oczekuje na niego kolejka samochodów. Lecz drogo za przejazd, bo cena benzyny ciągle w górę.
Historia z Bagieńskimi
I tu ogromny żal, że Kalejdoskop był wydany tylko pięć razy. Bo Ewa i Włodzimierz Bagieńscy publikują tu obszerne, niezwykle ciekawe felietony np. pt. „Baran czy koziołek?”. I tu cytuję niewielki fragment: „Owe zamieszania heraldyczne uporządkowała Rada Narodowa Miasta i Gminy Piaseczno z dnia 23 czerwca 1987 r. Za wzorzec przyjęto odcisk pieczęci na dokumencie z 1741 r. zachowany w archiwach parafialnych. Rysunek barana jest wyraźny i nie ma żadnych wątpliwości. Rogi ma typowe, ślimakowate i zakręcone”. Redakcja Kalejdoskopu zapowiada dalsze felietony na temat historii, ale nagle w piątym numerze czasopisma piaseczyńskiego informacja, że to może być wydanie ostatnie. Ogromny żal!
Kronika policyjna
Po przeczytaniu tejże kroniki włos się jeży na głowie z przerażenia, bo z tekstów jasno wynika, że lata 90. XX w naszej historii były straszne. Na pierwszej stronie zapowiada się ten problem upiornym tytułem „Mordercy staruszek”. Dalej informacja, że na terenie Piaseczna mieszka ponad tysiąc osób, które utrzymują się wyłącznie z kradzieży i włamań. À propos, głośne w tym czasie było włamanie do sklepu Peweksu, a straty wyniosły dwieście milionów złotych.
Czego jeszcze możemy się dowiedzieć z kroniki policyjnej? Na terenie miasta istnieją meliny, gdzie świadczy się usługi seksualne. Można tu skonsumować alkohol na miejscu lub na wynos. Niektórzy po tej konsumpcji umierają. I tak ciało takiego jednego konsumenta znaleziono w stanie rozkładu w kanale wentylacyjnym, drugi padł na przystanku przed kawiarnią Maskotka, trzeci w Zalesiu Górnym. Mówiło się wówczas: pili wynalazki. Nagminne w tych czasach są też kradzieże samochodów. Wiem coś o tym, bo miałam wówczas nowego poloneza i spod domu usiłowano mi go ukraść chyba z pięć razy, na szczęście bezskutecznie.
Czytając „Kalejdoskop Piaseczyński”, można zauważyć jeszcze jedną rzecz: wykluwa się już świadomość ekologii w przestrzeni publicznej, robione są badania, które zakłady w Piasecznie trują najbardziej i co wypuszczają w powietrze... I o tym napiszę wkrótce!
Napisz komentarz
Komentarze