Reklama

Piaseczno w opowieści Bogumiły Gaweł część 2.

Piaseczyński świat w latach 60. i 70. czyli o kładzeniu gazociągów, wodociągów, utrzymaniu zieleni w mieście i o tym kto posiedzi 8 lat za niewinność, a kto postara się, aby to wszystko uporządkować.
Piaseczno w opowieści Bogumiły Gaweł część 2.
Kanalizacja i wodociągi, prace przy ulicy Kościuszki, skrzyżowanie z ul. Sienkiewicza w 1972 r.

Źródło: zbiory Jerzego Duszy

Budowa przychodni zdrowia przy ul. Fabrycznej pochłania czas pani mgr inż. Bogumile Gaweł. Zaniedbania poprzedniego kierownika budowy są kolosalne. Trzeba to co zostało źle zrobione poprawić, przystosować tak aby budowa szybko ruszyła. Wysokość piwnic nie da się już zmienić, to co zostało przewidziane przez architektów w tym miejscu czyli gabinety rehabilitacji i laboratoria, pokoje rentgenowskie niestety tu być nie mogą. Niedobory materiałowe są duże i do tego brak protokołów odbioru. Bogusia oblicza straty, doprowadza budowę przychodni do takiego porządku, że można w końcu ruszyć z budową parteru. Dyrekcja Stolbudu musi jednak znaleźć winnych powstałego bałaganu. Najlepiej winę zrzucić na tych co są najbliżej. Sprawa trafia do sądu. Na szczęście energiczny kierownik robót broni swoich pracowników skutecznie i  dyrekcja Stolbudu wycofuje z sądu wniosek o ukaranie niewinnych. Pierwsza praca Bogumiły po urlopie macierzyńskim uczy ją poprzez złe doświadczenia, jak należy dbać o każdy protokół i nie ufać załodze w każdej sprawie. Ważne aby kierownik budowy miał ścisły nadzór nad tym co się buduje i przy tym pilnował dokumentów. Uczciwy człowiek dopóki nie doświadczy od ludzi złego, może o tym nie wiedzieć.

W końcu budowa przychodni zdrowia przy ul. Fabrycznej rusza właściwym rytmem

 Jest ogromnie potrzebna miastu, bo jedyna przychodnia przy ul. Kościuszki mieszcząca się w starym, przedwojennym budynku jest zatłoczona i chory potrzebujący szybkiej wizyty niestety dostaje odmowę. Rozbudowa osiedla mieszkaniowego na drugim końcu miasta ( przy ul. Puławskiej i dalej na zachód) postępuje w szybkim tempie, ludzie z tak zwanych bloków potrzebują sklepów, przychodni, biblioteki, szkoły itd. Szkoła nr 5 oddana do użytku dzieciom w 1965 r. już w chwili oddania była za mała. Budowanie z wielkiej płyty daje możliwości szybkiego rozwoju piaseczyńskiego osiedla mieszkaniowego, ale infrastruktura kuleje.

Sprawa awantury z budową przychodni przy u. Fabrycznej nie daje się ukryć, wszyscy o tym plotkują. Do pani inżynier zgłasza się nowy dyrektor Gospodarki Komunalnej z prośba aby przeszła do jego instytucji, zostawiła Stolbud z jego awanturami. No i tu Bogusia znów musi podjąć decyzję. Dyrektor GK proponuje jej dwa razy większe wynagrodzenie, pokój z własnym biurkiem, warunki bajeczne w tamtych czasach. Zamienić barak na takie warunki pracy kusi, ale obowiązek skończenia budowy już zaczętej powoduje, że w końcu wypracowuje się kompromis. Pól etatu w GK i kończenie budowy przychodni. Energiczna młoda kobieta, mająca solidną wiedzę zawsze sobie poradzi, cała Bogusia.

Piaseczyński świat w roku 1977, dziś ulica Szkolna fot: ze zbiorów Jerzego Duszy

 

Czym się zajmowała GK w czasach budowy socjalizmu?

Zajmowała się gazyfikacją miasta, kładzeniem wodociągów i kanalizacji, remontami i rozbiórką starych budynków, naprawą dróg. Wiekowe zaniedbania w unowocześnianiu miasta były ogromne. Brak gazu do ogrzewania i gotowania na kuchenkach staje się uciążliwy. Jeszcze pamiętam, że w blokach przy ul. Puławskiej, tych pierwszych jeszcze z cegły funkcjonowały kuchnie węglowe, sprowadzano wozami węgiel, do kuchni zamawiano butle gazowe propan butan. Brak w części starego Piaseczna kanalizacji powodował, że niektórymi ulicami płynął rynsztokiem strumień składający się z zawartości nocników i mydlin z prania. Domy, nawet eleganckie, nie miały bieżącej wody i kanalizacji. Była i owszem dzielnica dawniej letniskowa w okolicach ul. Rejtana, gdzie w pięknych willach były łazienki z przyłączami do szamb, ale to była rzadkość. Sławojki, czyli ubikacje dla lokatorów, na podwórkach były wszędzie. Taki świat z jeżdżącymi szambiarkami i wozami z węglem, z dymiącymi kominami i smrodem. Zaczęto z tym walczyć, ale żeby walczyć trzeba było mieć wykwalifikowaną i uczciwą kadrę. Żeby walczyć trzeba było mieć utwardzone, solidne drogi, żeby samochody dostawcze z materiałami budowlanymi nie grzęzły w błocie. Pani inżynier opowiada jak to asfalt produkowany w Baniosze dla potrzeb piaseczyńskiej GK rozwożono po ulicach, które wymagały porządnej nawierzchni. Nawet ul. Kościuszki główna ulica miasta długo była pokryta kocimi łbami, czyli nawierzchnią z kamienia.

Gazyfikacja miasta

Gazyfikacja to osobny rozdział. Gaz, jak opowiada Bogusia ciągnęli od stacji redukcyjno-pomiarowej z ul. Puławskiej, dziś okolice przychodni przy nasypie kolejowym. Tu nie było łatwo, bo zatrudnieni przy budowie gazociągu pracownicy spawacze, musieli mieść wysokie kwalifikacje, a takich ludzi było brak. Zaczęły się szkolenia, ale tu rozczarowanie, na kilkunastu wysłanych na kurs ludzi kończył szkolenie i otrzymywał świadectwo ...jeden. Fakt, że to takiego spawania mało kto się nadawał. Co było robić? Wymogi wysokie co do bezpieczeństwa pracy przy gazyfikacji. W końcu – opowiada Bogusia – wpadłam na pomysł, żeby zaproponować pracę pracownikom z gazowni warszawskiej, którzy posiadali uprawnienia. Na szczęście udało się.

Mgr inż. Bogumiła Gaweł siedzi za biurkiem, jest w gronie pracowników Thomson tuż przed przejściem na emeryturę w 1999 r.. Od lewej Tomasz, Alina, Zdzisława, Elżbieta i Krystyna. Fot: ze zbiorów Bogumiły Gaweł

8 lat za kradzież, której nie było

Kradzież materiałów budowlanych w tych czasach, jak już pisałam była częsta. Poprzednia dyrekcja Gospodarki Komunalnej poszła siedzieć, jak się popularnie mówiło na odsiadkę wyroku w więzieniu. Zaniedbania w wykazie materiałów były kolosalne, jak się wydawało. Poproszono naszą panią inżynier o obliczenie strat. I obliczyła, jak zawsze skrupulatnie, policzyła każdą śrubkę, każdy metr rurki, kształtki, co się okazało? Że straty są minimalne tylko jest bałagan w papierach. Przyszedł pracownik chciał rurkę i kształtkę, nie zanotowano. Bałagan. Przy sporządzeniu rozchodu materiałów, robionym na zlecenie przez Bogusię, okazało się, że nikt nie kradł, ale ktoś poszedł do więzienia. Taki świat. Z tego co pani inżynier pamięta, to wyroki były nawet do ośmiu lat.

Bogusia w końcu przenosi się na cały etat do Gospodarki Komunalnej. To była ciekawa praca, mile wspomina na przykład zagospodarowywanie miasta w zieleń, można się było sporo nauczyć obserwując hodowlę roślin i pielęgnację drzew. Do dziś pozostała pani inżynier pasja i szacunek dla zieleni wokół, Bogusia ma do dziś piękny ogród.

Rodzina Gawłów przenosi się z bloku przy ul. Kościuszki 18, z wielkim żalem bo w tym czasie ludzie tu mieszkający żyli w dużej symbiozie. Dostają większe mieszkanie przy ul. Kusocińskiego, w jednym z pierwszych bloków. Tu były 3 pokoje z widną kuchnią, w sumie maleńkie bo 48 m2. I tu mieszkańcy byli naprawdę zaprzyjaźnieni. Małe mieszkanie, więc wózki dziecięce na korytarzach. Chcesz wyjść z maluchem na spacer, a tu ktoś ukradł koło od wózka, bo klatka schodowa otwarta dla wszystkich z miasta. Taki był ten piaseczyński świat. 

Bogusię, czyli naszą panią inżynier spotkałam zawodowo w roku 1992. Była już wtedy zatrudniona w Thomsonie w dziale inwestycji, nauczyła mnie solidnej pracy, ale to już temat na inne opowiadanie.

Pracownicy zakładu Thomson - Polkolor, na zdjęciu Bogusia Gaweł w zielonej sukience i jasnej marynarce fot: ze zbiorów Bogumiły Gaweł 

 

Czytaj również:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama