Pierwszy dzień wiosny zainspirował mnie do pobiegania po Piaseczne przez dziesięciolecia i wygrzebania ze starej prasy informacji o mieszkańcach Piaseczna. Poszukałam informacji o tym czym żyli Piasecznianie, co stanowiło ich codzienność, a co zabawę, wówczas gdy do życia budziła się przyroda. Zdjęcia Jacka Mrówczyńskiego, który w tym przypadku skierował swój aparat w stronę wschodnią miasta inspirują do opowieści wiosennych. Zdjęcia pokazują ten kwartał miasta, który dziś wygląda inaczej, jest zabudowany, ale jeszcze kilka dziesięcioleci wstecz jadąc kolejką grójecką do lub z Warszawy taki byśmy sielski widok zobaczyli, widok z odwieczną wieżą kościoła św. Anna. Od dzisiejszej ul. Wojska Polskiego a dawniej wału kolejki grójeckiej, rozpościerały się pola gospodarzy Kazubków, Mirkowskich i Szafrańskich. Podmokłe łąki ze stawikami i przepływająca przez nie rzeka stanowiły obszar o cudownej zieleni i niebywałym bogactwie fauny. Dziś tu mamy budynki, parkingi i zakłady rzemieślnicze.
Przenieśmy się do czasów, gdy jeszcze ten obszar zagospodarowywali tylko miejscowi rolnicy, a miasto żyło swoim rytmem. A czym żyło? Zaraz opowiem, a że lubię, gdy w notatkach prasowych pojawiają się nazwiska zacnych mieszkańców, to też takie wiadomości przekażę.

Chleba naszego powszedniego, czyli piekarze w akcji
W 1915 roku prasa donosiła, że brak pieczywa w Warszawie staje się bardzo dotkliwy, przed piekarniami gromadziły się kolejki kupujących w nadziei otrzymania choć jednego bochenka, ale odchodzono z niczym. Zakłady Versailles zatrudniające 200 pracowników wskutek niemożności otrzymania mąki zawiesiły wypiek pieczywa i ciast. Tymczasem w Piasecznie kilku piekarzy, zdobywszy gdzieś trochę mąki zaczęli wypiekać chleb razowy. Ta informacja rozeszła się bardzo szybko, mieszkańcy Piaseczna i ludzie z okolicy, kupowali bochenki chleba po 15 kopiejek za funt. Wieść ta dotarła aż do rogatek mokotowskich skąd ruszyły piechotą tłumy po chleb. Nie dla wszystkich starczyło. Kto w tych czasach wypiekał w Piasecznie chleb? Być może pan Olszewski. W 1916 roku meldowano o wypadku w jego piekarni. Otóż pracujący w piekarni w Piasecznie u piekarza Olszewskiego, 56-letni Władysław Mrówczyński piekarz zamieszkały w Warszawie przy ul. Nowolipkach nr 75, spadł z pieca wysokości półtora pietra i potłukł się, złamał lewą nogę. Mrówczyńskiego odwieziono do szpitala św. Ducha w Warszawie.
Podarowała dom w Piasecznie
W lipcu 1897 r. hrabianka Ludwika Moriconi założycielka zakładu dla ubogich dziewcząt pozostających bez opieki bliskich (zakład pod wezwaniem św. Małgorzaty), ofiarowała dom w Piasecznie na użytek tegoż zakładu. Zakład istniejący do tej chwili w Warszawie przy ul. Fortowej nr 158 przeniesiony będzie do nowej siedziby w Piasecznie. Na zakład dla dziewcząt sypią się datki. Ciekawe wydarzenie ma miejsce w sali Doliny Szwajcarskiej, gdzie odbyło się przedstawienie na rzecz zakładu Moriconi. Pokazano farsę z udziałem znanych w Warszawie aktorów, cały dochód z biletów przeznaczono na Małgorzatki. W 1899 r. w zakładzie było 40 dziewcząt, zajmowały się rękodzielnictwem. Uczyły się np. tkactwa, wyplatania koszyków, wyplatania słomkowych kapeluszy, szewstwa, krawiectwa damskiego i prowadzenia domu. Ksiądz Feliks Matulewicz apelował do mieszkańców aby zatrudniali dziewczęta do pracy, gdyż te po trzyletnim pobycie w zakładzie mogą być bardzo przydatne w gospodarstwie.

Krwawa rozprawa z bandytami na stacji kolejki
Są też w prasie informacje tragiczne. Oto ta z maja 1907 r.:
„Zamordowanie żandarma. Dzisiejszy dziennik podaje następujące szczegóły o zamordowaniu podoficera żandarmerii na stacji Piaseczno: W sobotę, około godz.12- ej w południe, pociągiem z Góry Kalwarii przybył do Piaseczna podoficer żandarmerii Gonczarow, który ścigał sprawców napadu na urząd gminny w Kątach. Gonczarow miał podejrzenie, że wśród osób, jadących tym pociągiem, są sprawcy napadu, to też udał się na stację w Piasecznie po miejscowego podoficera żandarmerii, nie znalazłszy go jednak, wziął z sobą młodszego strażnika i zabrał go do pociągu. Skoro tylko Gonczarow, wszedłszy do wagonu, zawołał: „Ręce do góry! Ze wszystkich stron rozległy się strzały i Gonczarow padł martwy” Napastnicy zaczęli uciekać, wyskakiwali z pociągu. Tymczasem do pościgu dołączyli żołnierze pułku Pułtuskiego, którzy jechali po zakupy, a także obsługa stacji. Bandyci rozbiegli się po okolicy, ukryli w lesie. Pogoń za nimi nie odpuszczała i dzięki temu ujęto kilku bandytów. W wagonie, którym jechali przestępcy pozostało kilka paczek, w których były np. książeczki paszportowe, cenne druki urzędowe i inne dokumenty”.
Samosąd nad bandytami
I tu dość dziwna wiadomość, dziwna, bo jak się wydaje akcja opisana w prasie jest zdecydowanie akceptowana przez dziennikarzy i obywateli miasta. Chodzi o to, że doszło do samosądu. W dzielnicy letniskowej Piaseczna gęsto zamieszkałej przez letników, ilość kradzieży i napadów na mieszkańców pensjonatów była zatrważająca. Napadano też na wozy rolników wiozących plony na targowiska, szczególnie do tego typu napadów doszło na szosie grójeckiej. Wśród mieszkańców Piaseczna zebrała się, jak ją nazywa dziennikarz, partia z miejscowej młodzieży i ustaliła kim są bandyci. Wyłapano kilku rzezimieszków, wywieziono do lasu i wychłostano. Poinformowano też wychłostanych, że następnym razem nie skończy się na chłoście. No nie wiem co sądzić o takim wymierzaniu sprawiedliwości.
Pożary
W Piasecznie z niewiadomej przyczyny spalił się spichlerz J. Szafrańskiego, ubezpieczony na 70 rubli. Wartość spalonego dobytku określono na 50 rubli. W Leśno -Woli (Lesznowola, tak dziś piszemy), spaliły się u gospodarza J. Gagniewskiego sterty żyta. Prawdopodobnie podpalenia dokonał J. Kowalski. W Piasecznie spaliły się zabudowania Maruniewskiego i Felczyńskiej. Nad Jeziorką, w pobliżu mostu wybuchł ogień w stodole, płomienie przeniosły się na dom. Dzięki energicznej akcji ratunkowej aptekarza p. Starzeńskiego ogień opanowano.
Tyle na dziś meldunków z Piaseczna. Dużo w nich ciekawych postaci, a nazwiska bohaterów do dziś są spotykane w Piasecznie.

Napisz komentarz
Komentarze