Juranda ze Spychowa załatwił na amen zakon krzyżacki. Minęły wieki i Grzegorz z Chetyna ma też duży problem. Tym razem z „zakonem smoleńskim”... Ten „zakon” też wprowadza swoją „wiarę” na siłę, czy krajanie tego chcą, czy nie, oni swoje wiedzą. I podobnie jak zakon krzyżacki szerzą wiarę w imieniu boga. Głównie boga mamony. Łupią kraj, jak długi i szeroki, więc nasz dług właśnie wzrósł do historycznej wysokości biliona złotych. I nic dziwnego. W nowym budżecie zakon przeznaczył pół miliarda naszych pieniędzy na „utrzymanie dobrych stosunków z Kościołem Katolickim”. Budżet został „klepnięty” przez Prezydenta RP po dogłębnym zastanowieniu się nad nim. Nikt już nie liczy, ile milionów KK otrzymał z naszych kieszeni w roku 2016. Nikt już nie zastanawia się, co z naszym TU 154, który nadal rdzewieje u Rosjan. Nie będzie też obiecanych nowych śmigłowców, będziemy łatać dwudziestopięcioletnie śmigłowce z zapasów dawnego ZSRR. Swoją drogą – jest drobiazg, który oznacza wielką różnicę. Zakon krzyżacki walczył z Rusią, rodzimy zakon codziennie o tym mówi, ale walczy, czy wspiera?
Po zniszczeniu dowództwa naszej armii, a przedtem służb wywiadu wojskowego, nasz minister obrony od roku sowicie opłaca komisję ds. zbadania katastrofy smoleńskiej. I nic, komisja nie znalazła NIC, a ja się pytam – gdyby Wam ktoś płacił krocie miesięcznej pensji za to, żebyście coś zbadali, to czy efekty Waszych działań ujawnilibyście po miesiącu czy po latach? Nie ma już znaczenia, czy coś tam znajdą, wymyślą czy sprokurują, ważne, że co miesiąc na ich konta wpływają gigantycznie pieniądze wprost z naszych portfeli.
Działania rządu niosą ze sobą codzienne niespodzianki nieznane w krajach demokratycznych, wypowiedzi ministrów graniczące z obłędem albo wypowiedzi, po których każdy minister w normalnym kraju podałby się do dymisji. W tym wypadku nie ma mowy o dymisjach, o wstydzie i tylko coraz bliżej jesteśmy tego, by nasz kraj zmienił nazwę na San Escobar.
Tymczasem krajem rządzi poseł, który wg prawa (które już i tak nie funkcjonuje) nie ponosi żadnej odpowiedzialności i w ewentualnym sądzie może spokojnie powiedzieć: „To nie ja, to oni...”.
Drodzy czytelnicy – przysięgam, niedobrze mi się robi od tematów, które poruszam w moich felietonach, a moja Naczelna dostaje już wysypki, gdy słyszy, że znowu oddałem swój tekst. Tylko że... Pan Kaczyński wraz z resztą „zakonu” właśnie na to liczy, liczy na nasze zmęczenie, na nasze machnięcie ręką, na całkowite zaprzestanie zainteresowania tym, co z naszym życiem robi ten rząd. Chciałbym pisać o czymś innym, a nie o tym, że minister środowiska o smog obwinia... pszczoły. Wolałbym żyć w normalnym europejskim kraju, a nie w republice bananowej. Chciałbym pisać o takich problemach, jak na przykład czy w lecie pojadę na urlop na Bahamy czy na Lazurowe Wybrzeże. Niestety, żyję tu i jeśli dziś nie będę pisał o tym wszystkim, to prawdopodobnie za chwilę nie będę mógł o tym pisać.

Napisz komentarz
Komentarze