Kontynuujmy opowieść o akcji na piaseczyński Urząd Pracy (Arbeitsamt) znajdujący się w willi przy ulicy Mickiewicza 17 w Piasecznie. 1 kwietnia przypada jej 77. rocznica.
Po wnikliwym rozpoznaniu terenu akcji, na rozkaz dowódcy Oddziału Dywersji Bojowej V Rejonu Armii Krajowej ppor. Stanisława Milczyńskiego „Gryfa”, plut. Henryk Dyszkiewicz przygotował plan akcji. Stanisław Milczyński to bardzo malownicza postać; po wojnie zamieszkał w Kanadzie, ale w miarę możliwości utrzymywał ciągły kontakt ze swoimi żołnierzami w kraju. Życiorys wart filmu, wart książki i wart opowieści. W Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego znajdziemy wspomnienia Stanisława Milczyńskiego; polecam, bo ciekawe. Tak mówi o Arbeitsamtach: „Władze okupacyjne niemieckie starały się zorganizować bardzo dokładnie stan bydła, drobiu, plonów zboża i tak dalej, nawet owoce. Wszystko było kontrolowane, spisywane. Były nakazy dla rolników dostarczania do punktów zbornych. Bydło było plombowane, krowy, świnie dostawały kolczyki. Chodziło o to, żeby te akta niszczyć i głównie akta personalne. Ksiąg katastralnych nie niszczyliśmy, bo to były poważne dokumenty dotyczące na przykład miedzy”.
Dodam jeszcze, że w roku 1944 dowództwo AK dowiaduje się, że liczne nakazy pracy i co się z tym wiąże wysyłka do Rzeszy otrzymują młodzi chłopcy, żołnierze AK. To mobilizuje do ataku.
Akcja 1 kwietnia 1944 r.
Sobota i Prima Aprilis, odpowiednio dobrany dzień. Do akcji przystępuje 23 żołnierzy Polski Podziemnej. Grupa zostaje podzielona na 4 patrole. Pierwszy ma za zadanie czuwać wokół budynku Arbeitsamtu. Drugi ma opanować biura urzędu, zgarnąć urzędników i pomagać w pakowaniu akt, trzecia grupa ma się zająć aktami i wynosić je do samochodu. Zadaniem czwartego patrolu było przecięcie kabli telefonicznych w Urzędzie Telekomunikacji przy Kościuszki 33 i dokonanie zwarcia przewodów elektrycznych w podstacji przy ul. Sierakowskiego, obok łaźni miejskiej.
15 żołnierzy o godzinie 7.30 zostaje ulokowanych w budynku przy ul. Czajewicza 53. Patrol specjalny udaje się na ul. Kościuszki 33. Godzinę wcześniej 4 żołnierzy w Jeziornie zdobywa samochód należący do podstacji elektrowni. O 7.20 są na miejscu zbiórki w domu przy ul. Czajewicza 53. W czasie narady ustalają czas rozpoczęcia akcji na 8.30. „Żbik” i „Kazir” udają się na ulicę Sierakowskiego do podstacji i zarzucają na przewody elektryczne drut kolczasty, chodzi o to aby nie niszczyć przewodów, ale je tylko spiąć. „Kazir” jest elektrykiem i robi to bardzo sprawnie. Z biura wybiega kierownik podstacji Jan Wojciechowski i dwóch pracowników. Dowiadują się, że to akcja bojowa, mają za zadanie nie zgłaszać awarii przez 3 godziny. Mniej szczęścia ma grupa, która zajmuje się przewodami telefonicznymi. Do studzienki przy ul. Kościuszki 33 wchodzi jeden z trzech żołnierzy mających za zadanie odcięcie linii telefonicznej, piłuje przewody. Przejeżdżający ulicą Kościuszki Niemcy widząc otwarty właz, zatrzymują się i zadają pytanie w języku niemieckim – Co tu się robi? Dowódca patrolu „Cichy”, znający biegle język niemiecki, wyjaśnia, że usuwana jest awaria. Widocznie żołnierze mający na sobie odpowiednie kombinezony pracowników telekomunikacji, są wiarygodni dla Niemców, bo ci z gromkim „Heil Hitler” i salutem odjeżdżają. Było gorąco. Po chłopaków za chwilę przyjeżdżają samochodem „Żbik” i „Kazir”. 10 ludzi wyrusza z miejsca zbiórki, jest to patrol ubezpieczający, i lokują się wokół Arbeitsamtu, tuż za nimi idzie patrol uderzeniowy, którym dowodzi kpr. pchor. „Kiejstut”, wchodzą do budynku. Jeden z Niemców nie poddaje się, wyjmuje broń i zostaje zastrzelony. Jest to Hermann Schmidt, znany z łapanek w Warszawie. Do akcji przystępuje patrol roboczy, zabierają akta, druki, pieczęcie, blankiety, maszyny do pisania, radio i pistolety parabellum i visa. Ładują na ciężarówkę i odjeżdżają do lasu chojnowskiego. Akcja zakończyła się o godzinie 8.45.
Wiele lat później, w 2007 roku, major (awansowany 27.10.2000 r.) Stanisław Milczyński na pytanie, czy dochodziło do starć z policją, wojskami niemieckimi podczas akcji, odpowie:
„Tylko doszło w jednym wypadku w samym Piasecznie. Jak mój patrol wszedł do budynku, to jeden z podchorążych, Ksawery Frank pseudonim „Kyszcz”, miał rozkaz ode mnie wejść do gabinetu dyrektora wysokiej rangi NSDAP. Jak Ksawery wszedł do jego gabinetu, to Niemiec próbował wydobyć rewolwer. Podchorąży miał stena, zastrzelił go. Ulicą przechodził sierżant Wehrmachtu. Na odgłos strzałów wyjął pistolet i wbiegł do furtki willi. Zderzył się tam z moim wartownikiem „Adolfem” – Michał Sokolnicki – który mu zastąpił drogę. Zaczęli się zmagać, „Adolf” był niższy i szczupły, a Niemiec był tęgi. Przygniótł „Adolfa” do murowanego słupka bramy. Ten tylko zdążył wyjąć rewolwer, oddał strzał, Niemiec upadł. Żołnierze wciągnęli go za murek, płot, żeby go schować. Akcja się odbyła bardzo dobrze do końca. Do samego dnia Powstania nie miałem strat w ludziach. Jeden tylko był ranny, ale to od kolców głogu. Jak zmieniał miejsce, z którego strzelał, przeskakiwał przez krzewy. Jak go zobaczyłem, to był cały zalany krwią”.
Michał Sokolnicki „Adolf” poległ w czasie Powstania Warszawskiego 26 września na ul. Ursynowskiej. Ekshumowany 2.05.1945 r. i pochowany na Wojskowych Powązkach, w kwaterze A 27-3-25.
Bohaterom cześć i chwała.
Napisz komentarz
Komentarze