Reklama

Tu zaszła zmiana, czyli niezbyt odległy czas bez telefonów i aut bez systemów kontroli trakcji

Tu zaszła zmiana, czyli niezbyt odległy czas bez telefonów i aut bez systemów kontroli trakcji

Autor: Ulica Puławska w 2021 r. na tym samym odcinku drogi co na zdjęciu z 1979 r. fot. Agnieszka Maj

Wieczór Trzech Króli w roku 1993 zapisał się w moim życiu jako dzień koszmaru. Był to czas tworzenia prywatnej szkoły podstawowej w Zalesiu Dolnym.


Szkoła była wówczas w pierwszym roku istnienia. Zaczęła swoją działać od października 1992 roku i od razu ruszyła z bardzo dobrą organizacją i ciekawym programem nauczania, który przewidywał dużo wycieczek i lekcji muzealnych. Dzieci w pierwszym roku szkoły było mało. Szkoła zaczynała od 6 oddziałów, w których było po 5 – 6 dzieci, działała klasa zwana „zerówką” i klasy od pierwszej do piątej. Wynajmowaliśmy wygodny budynek obok kościoła w Zalesiu Dolnym przy ul. Modrzewiowej, którym zarządzał miejscowy proboszcz ks. Ireneusz Jędryszek. Dzięki dużej, dla nas organizatorów szkoły, przychylności proboszcza księdza Jędryszka radość tworzenia pierwszej prywatnej szkoły w Piasecznie była duża.

Na dzień 6 stycznia 1993 r. zaplanowaliśmy lekcję muzealną w Muzeum Etnograficznym w Warszawie przy ul. Kredytowej 1. Nie był to jeszcze dzień wolny od szkoły i pracy, przywrócono go dopiero w 2010 r. Program muzeum przewidywał na ten czas bardzo ciekawe ekspozycje świąteczne i na pewno warto było pokazać je dzieciom. O godzinie 10.00 pod szkołę zajechał autokar. Dzień od rana był pogodny, dodatnia temperatura powietrza sprzyjała wycieczce, świeciło słońce. Dzieci z radością wsiadły do autokaru. Pamiętam też, bo tego uczyła mnie na wykładach z pedagogiki moja pani profesor Gorzkowska, wzięliśmy suchy prowiant i termosy z gorąca herbatą. Miałam też, co może się komuś wydać śmieszne: koc, zapałki w foliowej torebce, 2 latarki, gwizdek i oczywiście dość dobrze wyposażoną apteczkę, czyli porządnie zaopatrzony plecak. Ekwipunek zupełnie jakbyśmy wybierali się na szlak górski a nie do muzeum 20 km od szkoły. Niewielki autokar zapełnił się dziećmi w wieku od 6 lat do 11 lat pod opieką trojga nauczycieli. Lekcja w muzeum okazała się wyjątkowo ciekawa. Wyszliśmy z budynku muzeum i ze zdziwieniem zauważyłam dryfujące po jezdni samochody, a na chodniku przewracających się ludzi. Okazało się, że w ciągu dwóch godzin, które spędziliśmy w gmachu muzeum, zmieniła się pogoda.

Ulica Puławska na granicy Piaseczna w 1979 r. zdjęcie może być ilustracją do mojej opowieści, gdyż do 1993 r. nic na tym odcinku nie zmieniło się poza markami samochodów, na ulicach pojawiły się polonezy i stare zachodnie samochody. Fot: tygodnik „Stolica”nr 45 z 1979 r.


Temperatura spadła do -2 stopni Celsjusza i zrobiła się koszmarna gołoledź, która później w prasie zostanie nazwana „gołoledzią stulecia”. W tamtych czasach samochody nie posiadały systemów kontroli trakcji, mało kto posiadał opony zimowe, głównie jeździło się na oponach wielosezonowych, kierowcy musieli liczyć na własne umiejętności. Piaskarki, jak to przeważnie bywa, jeszcze nie wyjechały na ulice. Mieliśmy w planach podjechać autokarem na Rynek Starego Miasta, ale postanowiłam jak najszybciej wracać do szkoły. Okazało się, że to była bardzo dobra decyzja, bo jeszcze chwila, a nie dojechalibyśmy nawet do Wyścigów. Ulica Puławska w stronę Warszawy była już prawie pusta, po drodze minęliśmy mercedesa owiniętego wokół słupa latarni, w nim zginęła na miejscu kobieta, o czym dowiedziałam się następnego dnia. Po kilku km. minęliśmy następny samochód roztrzaskany na słupie. W stronę Piaseczna jechały tylko nieliczne samochody. Nasz kierowca wykazywał duże umiejętności jazdy w tych warunki, jechaliśmy pewnie z 10 km/h. Bez przygód dojechaliśmy do Wiaduktu przy ul. Sienkiewicza w Piasecznie. Tu okazało się, że już nikt nie potrafił podjechać pod niewielkie wzniesienie. Czekano na piaskarki. Wielki tir tarasował wjazd. Jeszcze spróbowaliśmy podjechać od ul. Mickiewicza, ale tu o zgrozo autokar wpadł w niewielki poślizg i wylądował lusterkiem na słupie, awarii uległo ogrzewanie. Jedynym wyjściem było wrócić do Wiaduktu i od Wiaduktu pomaszerować piechotą do szkoły przy ul. Modrzewiowej. Najgorszy odcinek, czyli Wiadukt do ul. Pomorskiej przeszliśmy szczęśliwie, nikt się nawet nie poślizgnął. Kierowcy ze stojących na szosie aut patrzyli na nas zdziwieni: gdzie ta wycieczka w takich warunkach zmierza. Zrobiło się ciemno.

Podmiejska komunikacja autobusowa przestała działać, większość latarni też. Tłumy ludzi szły w stronę Zalesia i Gołkowa piechotą, ktoś co chwila lądował na ziemi. Nam przydała się gorąca herbata, bo prowiant zjedliśmy jeszcze w Warszawie. Szliśmy boczną ulicą, równoległą do szosy. Starsze dzieci prowadziły maluchy, dreptaliśmy powoli, ostrożnie w ciszy i jakoś posuwaliśmy się w stronę szkoły. Przydały się latarki. Pamiętam każdy krok tego marszu. W końcu dotarliśmy do budynku. W szkole zebrała się duża grupa rodziców, zdenerwowanie było ogromne, ale też i radość, że jesteśmy wszyscy cali i zdrowi. Czekał na nas gorący posiłek. Rodzice nie mogli być zawiadomieni, gdzie jesteśmy, telefonów komórkowych jeszcze nie było, więc snuli czarne scenariusz! Niewiele osób w okolicy posiadało też telefony stacjonarne. Dopiero po roku 1995 rozwój elektroniki ruszył z niewyobrażalną prędkością. Dziś samochody to już właściwie komputery na kołach, smartfon ma większą moc obliczeniową od ówczesnego komputera, mamy laptopy, tablety, sto kart w portfelu, a jednak umiejętności człowieka, jego wiedza jak przetrwać w trudnych warunkach jest bezcenna, szczególnie wiedza i umiejętności kierowców. Jeszcze tego wieczoru dotarłam do domu. Przy mojej furtce zastałam grupę ludzi czekających na karetkę pogotowia, mieliśmy wówczas jedyny (chyba na przestrzeni 2 km) telefon stacjonarny, i z tego telefonu zawiadomiono pogotowie. Co się stało? Starszy pan idąc piechotą od Zalesia Dolnego zasłabł na ul. Gołkowskiej. Pogotowie przyjechało, mimo strasznej „szklanki” na szosie, ale z tego co wiem mieszkaniec Głoskowa zmarł albo w drodze do szpitala, albo w szpitalu.

Teraz gdy dostaję SMS- em alert, czyli wiadomość ostrzegającą przed złymi warunkami pogodowymi, raczej jej nie lekceważę, w 1993 r. nie było takiego luksusu i nic nie zapowiadało tak poważnej sytuacji na drogach. Radiowe prognoz pogody nie przewidziały gołoledzi.

Czytaj również: Tu zaszła zmiana – były bale w Piasecznie!


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama