Rozmawiamy z Baptistem Rougerie, nowo wybranym prezydentem UFE Pologne i mieszkańcem Józefosławia od 9 lat. Skąd jego zainteresowanie tym rejonem i co takiego świetnego jest w tej „wsi”, że zdecydował się tu zamieszkać.
Janusz Wierzchosławski: Cieszę się, że przyjął Pan zaproszenie naszej redakcji. Proszę o wyjaśnienie czym jest UFE Pologne.
Baptiste Rougerie: UFE to najstarsze autoryzowane Stowarzyszenie Użytku Publicznego, utworzone w 1927, które działa na rzecz społeczności francuskiej za granicą. UFE pomaga w zagadnieniach m.in. prawnych, finansowych, spadkowych, zdrowotnych, emerytalnych, rodzinnych itd. Jest też organem decyzyjnym w Komisji Nagród Stypendialnych w Polsce. Ułatwia integrację w kraju poprzez tworzenie eventów, imprez itp., a także umożliwia dostęp do świata biznesu. Dzięki karcie członkowskiej można skorzystać ze zniżek biznesowych od partnerów stowarzyszenia.
J.W: Teraz tradycyjne pytanie, kiedy i jak trafił Pan do Polski?
B.R: Do Polski trafiłem przypadkiem. Po zakończeniu edukacji w rodzinnym Clermont Ferrand nie widziałem siebie mieszkającego we Francji. W 2007 roku, po pobycie w Belgii, zabrałem swoje rzeczy i bilet lotniczy, aby wyjechać i zacząć nowe życie. Wcześniej mieszkałem w kilku krajach Europy Wschodniej. Na koniec dotarłem do Polski.
J.W: Czym zajmuje się Pan w Polsce?
B.R: W ciągu ostatnich 15 lat pracowałem w wielu branżach. M.in. były to rekrutacja, praca tymczasowa, doradztwo, budownictwo, przeprowadzki, a także zarządzaniem nieruchomościami. Podsumowując, dotykam wszystkiego po trochu w obszarze sprzedaży i rozwoju biznesu.
J.W: Panuje przekonanie, że Francuzi lubią południowe rejony Warszawy, Mokotów, Wilanów, Piaseczno, Józefosław, Konstancin. Czy zgadza się Pan z tą opinią?
B.R: No cóż. Mieszkałem w Warszawie, kiedy przyjechałam do Polski w wynajmowanych mieszkaniach na osiedlach w centrum i mokotowskich Wyścigach. Po głębokim namyśle i konsultacjach ze znajomymi, kiedy nadszedł moment, aby naprawdę „kupić swoje miejsce na ziemi”, chciałem mieć ładny ogród otoczony zielenią. Po rozmowie z żoną zdecydowaliśmy, że to Józefosław jest tym miejscem. Ciekawe, że braliśmy ślub praktycznie 300 m od miejsca, gdzie mieszkamy, w lokalu weselnym przy ulicy Julianowskiej. Myślę, że to los nas tu sprowadził.
J.W: Czy poleca Pan swoim rodakom nasze okolice w kwestii zakupu działek, mieszkań?
B.R: Zawsze. Mam wielu francuskich przyjaciół, którzy mieszkają w okolicach Piaseczna, Konstancina, Józefosławia, Kierszka. Wśród nich mojego najlepszego przyjaciela, z którym graliśmy razem w rugby w Polsce, w klubie dla obcokrajowców o sympatycznej nazwie Frogs. On kupił swój dom w Józefosławiu przede mną. Cały czas polecamy tę okolicę wszystkim naszym francuskim przyjaciołom.
J.W: Jakie miejsca w Józefosławiu i okolicach lubi Pan najbardziej, gdzie spędza czas wolny. Czego najbardziej potrzebuje Józefosław?
B.R: Bardzo lubię Las Kabacki. W okresie wiosenno-letnim, w większość sobót i niedziel, wybieramy się z rodziną na spacer lub po prostu jeździmy na rowerze. Mały park w Józefosławiu jest naprawdę dobry na spędzenie czasu z żoną i córką. Jest boisko do koszykówki i infrastruktura gimnastyczna, z której ludzie mogą korzystać. Niedzielami jest tam trochę tłoczno. Chyba trzeba pomyśleć o adaptacji nowych miejsc tego typu. Żałuję, że nie ma boiska piłkarskiego, z którego można by równie dobrze korzystać. We Francji każda mała wioska ma swoje boisko do piłki nożnej/rugby, z którego ludzie mogą swobodnie korzystać. W Józefosławiu i okolicach mamy też świetne restauracje, lubimy do nich chodzić. No i oczywiście tęsknię za piekarnią z naszą słynną francuską bagietką. Muszę niestety jechać do Warszawy, żeby znaleźć takie pieczywo, które przypomina Francję. Apel do piekarzy, może warto taki biznes uruchomić w Piasecznie bądź okolicach.
Pochodzę z rodziny sportowej. We Francji byłem sportowcem. Grałem w koszykówkę i rugby. W Polsce zdecydowałem, że oprócz gry we Frogsach, zajmę się trenowaniem dzieci w ukochanym sporcie - rugby. Na dzisiaj robię to na warszawskiej Sadybie, w każdą sobotę - dla dzieci od 8 do 14 lat, ale mam zamiar rozpocząć takie treningi w naszych okolicach. Tak więc weekendy będą zajęte.
J.W: Jakimi językami najczęściej porozumiewa się Pan w pracy w polskich firmach?
B.R: Moim językiem ojczystym jest francuski, ale mówię też po angielsku. No i oczywiście po polsku, na poziomie, na którym mogę pracować i komunikować się z klientami i współpracownikami. Większość moich maili i dyskusji w pracy jest w języku polskim, więc myślę, że ludzie mnie „rozumieją”.
J.W: Jak według Pana w skrócie można scharakteryzować Polskę, w kontekście Pana francuskiego pochodzenia?
B.R: Nie mamy tyle czasu by to opisać. Krótko, to piękny, szybko rozwijający się, europejski kraj. Fantastyczni, mili ludzie, dobre jedzenie. Jeśli chodzi o klimat, pochodzę z miejscowości Clermont Ferrand, która ma podobną pogodę jak Polska. Może tu jest trochę chłodniej, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Największą różnicą w stosunku do Francji jest zdecydowanie mniejszy wybór specyficznego i charakterystycznego jedzenia i win, ryb i czerwonego mięsa. Właśnie tego wyboru mi najbardziej brakuje, choć jest z tym zdecydowanie lepiej. Nie ma też słynnego „art de vie a la francaise” w wolnym tłumaczeniu francuski styl życia tj., „fajnie być bezczynnym”, poświęcać czas na życie, pić kawę na zewnątrz lokali lub „aperitif” ze znajomymi, wyjść na targ, bazar, gdzie można spotkać ludzi i porozmawiać. Oczywiście rozumiem to i zgadzam się z powiedzeniem „co kraj to obyczaj”.
J.W: Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze