Kontrolerom biletów z pewnością zdarza się czasem popełnić błąd, ale trzeba też im oddać, że niektórzy pasażerowie do świętych również nie należą...
Po artykule, który ukazał się w 101 wydaniu Przeglądu („Uwaga, kanar!), zadzwonił do nas kierowca autobusów pan Piotr Gąsowski, który często odbywa kursy przez Konstancin i Piaseczno. Stanął on w obronie kontrolerów biletów i zwrócił nam uwagę, że w wielu sytuacjach to pasażerowie są winni różnym ekscesom. Tym samym temat kontroli biletów powrócił na nasze łamy, jednakże tym razem spojrzeliśmy na sprawę z nieco innej strony.
Niejednokrotnie w komunikacji miejskiej dochodzi do sytuacji, w których niczym nieskrępowani pasażerowie próbują różnych sztuczek, by przejechać się autobusem bez biletu. Następnie, gdy ma miejsce kontrola biletów, rozpoczynają oni teatr, w którym rolę czarnego charakteru gra oczywiście popularnie zwany „kanar”. Uważają się za poszkodowanych, choć w rzeczywistości czuć się tak nie mogą. Postanowiliśmy rzucić okiem na najpopularniejsze sposoby z listy „jak wykiwać kanara”. Przejrzeliśmy zarówno te zwykłe jak i bardziej absurdalne.
Najczęściej spotykaną sztuczką pasażerów jest długotrwałe poszukiwanie biletu. Pasażer intensywnie przeszukuje własne kieszenie, torbę, plecak, licząc na to, że kontrolerowi będzie szkoda czasu i skupi się na innej osobie. On oczywiście poczeka i z uśmiechem na ustach wręczy wezwanie do zapłaty. Drugim takim sposobem, praktykowanym szczególnie przez młodzież, jest wyjęcie dużej ilości biletów, co w przypadku braku aktywnego papierku, kończy się podobnie.
Kontrolerom nieobca jest także zabawa w „skasuje czy nie skasuje” polegająca na tym, że pasażer staje przy kasowniku i czeka aż kontroler zablokuje kasownik, by móc potem powiedzieć, że nie miał czasu skasować biletu. Jednakże należy tutaj zaznaczyć, że takie sytuacje wielokrotnie wiążą się z faktem, że pewnym osobom może zwyczajnie zabraknąć 2 minut, by dojechać na miejsce i stąd zwłoka z kasowaniem.
Bywają momenty, w których pasażer próbuje wziąć „kanara” na litość, a gdy jego smutna historia nie wywołuje zamierzonego skutku, zazwyczaj dochodzi do awantury i pojawiają się obelgi.
Zdarzają się również sposoby bardziej nietypowe. Raz ktoś mówi kontrolerowi, że on wcale tym autobusem nie jechał, innym razem niczym w popularnym skeczu kabaretu Limo udaje obcokrajowca. Młode i atrakcyjne panie czasem próbują nawet flirtować, co zazwyczaj nie działa. Jednym zdaniem, kreatywność pasażerów po prostu nie zna granic.
Czy w starciu kontroler–pasażer to zawsze ten pierwszy jest winny? Oczywiście, że nie, aczkolwiek należy wziąć pod uwagę, iż ogromna liczba mandatów jest efektem tego, że komuś zabrakło kilku minut. Bilety czasowe są po prostu niesprawiedliwe. Czy winą pasażera jest, że zamiast planowych 20 minut autobus jechał pół godziny? Wynika to z sytuacji na drogach, a niekiedy również i zachowania kierowcy, któremu także zdarzy się nieraz popełnić błąd – np. kiedy ominie przystanek i zawraca. W takich momentach irytacja pasażerów jest jak najbardziej zrozumiała i w żadnym wypadku tych osób nie powinno się karać mandatami, a wręcz należałyby się im przeprosiny.
Odrębna kwestia to wysokie ceny biletów, które także powodują, że ten bilet zamiast trafić do kasownika trzymany jest w dłoni.
O zawód kontrolera zapytaliśmy najbardziej znanego kierowcę autobusów w Polsce, czyli „Wesołego Kierowcę”.
– Nie mógłbym być kontrolerem – odpowiedział nam szczerze Robert Chilmończyk, który uprzyjemnia drogę pasażerom w Warszawie. Dodał on również, że rozumie, iż taki już jest ich niewdzięczny obowiązek. Sam zaś, gdy kanarzy już się ujawnili w autobusie, uprzedzał pasażerów słowami „przygotowujemy bileciki do kontroli”.
Napisz komentarz
Komentarze